Nie byłeś w Turzy? Oj ty, ty

Przemysław Kucharczak

|

GN 46/2008

publikacja 16.11.2008 22:02

Budowniczemu pierwszej w Polsce parafii Matki Bożej Fatimskiej rozeźlone władze zarekwirowały meble. Po jeden z kompletów urzędnicy mieli jednak przyjechać później. Proboszcz chwycił więc białą farbę olejną i na pięknych, rzeźbionych komodach i szafach zamaszyście wypisał... cytaty z Biblii i pieśni kościelnych.

Nie byłeś w Turzy? Oj ty, ty Sanktuarium fatimskie w Turzy Śląskiej fot. Henryk Przondziono

Ten komplet mebli stoi więc tu do dziś, bo tak pobazgranych mebli władze nie tknęły. Przez całą szerokość dolnych półek ciągnie się biały napis: „Pamiętaj człowiecze na JEZUSA!”. – Podobno jak przyszli zabrać te meble, drzwi ostatniej szafki były odchylone. Więc jako pierwsze zobaczyli, wyglądające na jeszcze bardziej prowokacyjne, ostatnie litery: „USA!” – śmieją się księża, którzy dzisiaj tu pracują. Tu, czyli w Turzy Śląskiej. To mała miejscowość tuż pod Wodzisławiem Śląskim. Pierwszy w Polsce kościół pod wezwaniem Matki Bożej Fatimskiej został tu poświęcony dokładnie 60 lat temu. Dzisiaj jest to popularne sanktuarium. Ludzie z połowy Polski i z zagranicy przyjeżdżają do Turzy co miesiąc na tak zwane Noce Pokuty i Wynagrodzenia.

Przebaczają na budowie
Ludzie zbudowali tu kościół w ciągu półtora roku, w 1947 i 1948 r. Zapałem do tego natchnął ich charyzmatyczny proboszcz, ksiądz Ewald Kasperczyk. Swoją działalność w Turzy zaczął od doprowadzenia do wielkiego pojednania całej wsi. Ludzie stanęli na pustym jeszcze placu budowy, chwycili się za ręce i powiedzieli na głos, że sobie przebaczają. Ksiądz Kasperczyk nie przejmował się przeszkodami, które stawiali mu komuniści. A komunistom nie było w smak zwłaszcza wezwanie tego kościoła. Wiedzieli, że Matka Boża zapowiedziała w Fatimie upadek ich ideologii – mówiąc o rozlewających się po świecie błędach Rosji i o jej ostatecznym nawróceniu, jeśli ludzie będą się modlić. Na odpusty, które odbywają się w Turzy aż sześć razy w roku, przyjeżdżali ludzie z bardzo daleka. Coraz bardziej rozdrażnione władze przeszkadzały im przez stawianie blokad na drogach. – W dniach odpustu pociągi wyjątkowo kończyły bieg w Rybniku, 15 kilometrów od Turzy. Mimo to ludziom jakoś udawało się do Turzy docierać – mówi ks. Piotr Winkler, proboszcz.

Otwórz nam kościół
Z początku był to tylko kościół parafialny. W sanktuarium przekształcił się później. I, co zadziwiające, stało się to zupełnie spontanicznie i oddolnie. Nie wymyślił tego żaden biskup przy biurku, ani nawet proboszcz Kasperczyk. Przykład? W 1979 roku zgłosiło się na probostwo dziesięcioro nieznajomych ludzi. Powiedzieli, że są z okolicy i chcieliby odbyć w kościele, przed fatimskim obrazem, nocne czuwanie. – Zgoda! – odpowiedział proboszcz. Po miesiącu tych ludzi przyszło więcej, a po dwóch miesiącach już około trzydziestu. A wtedy ks. Kasperczyk stwierdził, że trzeba by im odprawić jakieś nabożeństwo. W ten sposób narodziły się Noce Pokuty i Wynagrodzenia, dzisiaj najsłynniejsze nabożeństwo tego sanktuarium. Każdego 29. dnia miesiąca o godzinie 20.00 zaczyna się tu czuwanie, na które autokarami i samochodami zjeżdża się zawsze kilka tysięcy ludzi. To głównie mieszkańcy południowej Polski, ale także... Niemiec.

To najczęściej Niemcy śląskiego pochodzenia, ale nie tylko. Skąd ci Niemcy dowiedzieli się o Turzy Śląskiej? To tajemnicza i jak na razie nie do końca wyjaśniona historia. Zrozumiałe, jeśli na fali sentymentu Niemcy odwiedzają stare sanktuaria, które pamiętają z dzieciństwa – na przykład na Górze Świętej Anny. Jednak kościół w Turzy powstał dopiero w 1948 roku, kiedy Niemców od dawna pod Wodzisławiem nie było. Ta część Śląska trafiła do Polski już w 1922 roku, czyli po I wojnie światowej i powstaniach śląskich. Z jakiego powodu więc Niemcy zaczęli tu przyjeżdżać od razu po wojnie? Podobno opowiadali miejscowym historię o jakimś rannym niemieckim żołnierzu, któremu na wzgórzu w Turzy objawiła się Matka Boża. Mieszkańcy wsi nie znali szczegółów walk w tym miejscu, bo przed nadejściem frontu zostali ewakuowani. Na takie opowieści trzeba uważać, bo sanktuaria z czasem obrastają legendami. Proboszcz Piotr Winkler jest więc do tej opowieści nastawiony sceptycznie. – Nie ma źródeł, które to potwierdzają – rozkłada ręce. Być może nigdy nie dowiemy się, czy w opowieści o rannym brzmią echa jakichś prawdziwych wydarzeń.

Teresa: jedźcie do Turzy
W historii sanktuarium w Turzy ogromną rolę odgrywa jednak też pewna Niemka, która nigdy w tej miejscowości nie była. Nazywała się Teresa Neumann i mieszkała w Konnersreuth w Bawarii. Była mistyczką i stygmatyczką. Przez kilkadziesiąt lat co piątek płakała krwawymi łzami, a na jej czole pojawiały się ślady korony cierniowej. O 15.00 zasypiała, a w niedzielę budziła się wypoczęta, z zasklepionymi ranami. Przez następne dni, do czwartku, funkcjonowała znów zupełnie normalnie. Według świadków, przez 36 lat nic nie jadła ani nie piła, a jej jedynym pokarmem była Komunia święta. Wielu Niemców twierdziło, że to Teresa wysłała ich do Turzy. Kiedy dowiadywała się, że jej gość pochodzi ze Śląska, a nigdy nie był w tej śląskiej wiosce, to go upominała. Podobno powtarzała, że Matka Boża życzy sobie, żeby do Niej pielgrzymować do Turzy Śląskiej. Teresa zmarła w 1962 roku. Kościół od lat bada jej niezwykły życiorys. Wiele osób, także ludzi nauki, było zafascynowanych jej przesłaniem. Inni mówili, że Teresa była oszustką, a krew na jej opatrunkach pochodziła od zabitych zwierząt. Niedawne badania DNA wykazały jednak, że była to własna krew Teresy. Ruszył też wreszcie jej proces beatyfikacyjny. Teresie przysługuje teraz tytuł sługi Bożej. Dopóki Kościół nie zajął stanowiska w sprawie wizji tej kobiety, duszpasterze z Turzy też niezbyt interesowali się tym, co mówiła o ich sanktuarium. Teraz może się to zmienić. Musiałby jednak pojawić się ktoś, kto znajdzie i zbada niemieckie źródła na ten temat.

Księża, którzy o Teresie nie wspominali, zanim jej przeżycia zbadał Kościół, mieli rację. Samej Teresie też przecież nie zależało na swoim imieniu, tylko na sprawie. A sprawa wygląda dzisiaj tak, że do Matki Bożej w Turzy przyjeżdżają wciąż tysiące ludzi. W czasie Nocy Pokuty i Wynagrodzenia cały plac przed kościołem jest zastawiony konfesjonałami. Spowiedziom nieraz towarzyszą nawrócenia. Wielu ludzi twierdzi, że doznało tu różnych łask. Małżeństwo z Osin koło Żor co roku przynosi pod tabernakulum bukiet kwiatów w rocznicę uzdrowienia ich córki Kasi, teraz już gimnazjalistki. – Nikt nie przeprowadza żadnych badań lekarskich, ale ludzie są osobiście przekonani, że doznali tu uzdrowień. Wpisują się do wystawionej w kościele księgi – mówi ks. Piotr Winkler. – Sam znam dwa małżeństwa, które mówią, że w Turzy wymodliły dziecko. Jedno z nich to Basia i Piotr, których tu poznałem przed dwoma laty, a drugie to moi znajomi z Krakowa – dodaje. Niedawno zaczęły się też specjalne, młodzieżowe wersje Nocy Pokuty i Wynagrodzenia. Młodzi ludzie przyjeżdżają na nie z gitarami i wytrwale razem modlą się do rana. Kościół jest pełny. Nikt z parafian, którzy 61 lat temu na placu budowy ściskali się za ręce na znak przebaczenia, nie podejrzewał, że w ich wsi stanie się coś takiego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.