Afryka podnosi głowę

ks. Marek Łuczak

|

GN 42/2008

publikacja 15.10.2008 19:44

Misjonarze przez wieki rozkrzewiali wiarę i cywilizację. Dziś „inwestycja” Europy się zwraca: na Zachodzie coraz bardziej potrzebujemy księży z krajów misyjnych.

Afryka podnosi głowę Ks. Wacław Stencel przeprowadza katechezę w buszu fot. Jakub Szymczuk

Niektórzy idą do kościoła kilka, a nawet kilkanaście kilometrów. O czwartej nad ranem wychodzą ze swoich domów. Muszą zdążyć na Mszę poranną, bo około południa duszpasterze wyjeżdżają do innych kościołów, odległych nieraz o kilkadziesiąt kilometrów. Ławki wypełnione do ostatniego miejsca, uczestnicy liturgii rozśpiewani i roztańczeni, nikt nie narzeka, że mimo upału liturgia trwa dwie godziny i dłużej.

Buszmeni z anteną satelitarną
Wchodzimy do jednej z zambijskich świątyń. Ministranci ubrani są tak samo jak podczas naszych ceremonii. Przed rozpoczęciem nabożeństwa ustawia się procesja, by wejść do kościoła od frontu. Na drzwiach w nawie głównej widać plakat ze znakiem zabraniającym używania telefonów komórkowych. – Takie problemy są już wszędzie – śmieje się o. Augustyn. Mówi trochę po polsku, bo jako franciszkanin miał wiele okazji do spotkań z naszymi rodakami. – Ludzie są u nas biedni – tłumaczy. – Ale chętnie wydają pieniądze na gadżety. Wyjeżdżając z miasta, widzimy to na każdym kroku. Niektóre osady nie przypominają nawet najuboższych wiosek z naszego terenu. Domy ulepione są z gliny i słomy, ale przed wieloma ustawiona jest antena satelitarna. Nawet w buszu niektórzy korzystają z cywilizacji. Nie ma wprawdzie elektryczności, ale chińskie solary pozwalają bogatszym na oglądanie telewizji i słuchanie radia. – Zambijczycy do wielu rzeczy nie musieli dochodzić sami – tłumaczy ks. Waldemar Potrapeluk, pochodzący z Polski misjonarz. To dzięki globalizacji mają pod ręką to, do czego my dochodziliśmy stopniowo. Telefony komórkowe przed laty ważyły u nas prawie kilogram, a tu trafiły od razu najnowocześniejsze modele. Niestety, nie wszystko, co nowoczesne, daje się łatwo przeszczepić na afrykański kontynent. Pandemia AIDS doprowadziła do śmierci niemal całej populacji w średnim wieku. W dalszym ciągu brakuje kanalizacji, prądu, bieżącej czystej wody, a przede wszystkim myślenia, dzięki któremu uczciwość bardziej się opłaca od nieuczciwości.

Znaki nadziei
Kondycji zambijskiego społeczeństwa nie należy jednak mylić z kondycją tamtejszego Kościoła. Katolicy są coraz lepiej zorganizowani i wywierają coraz większy wpływ na życie społeczne kraju. W coraz większym też stopniu liczymy na tamten Kościół, który jest szkołą przeżywania wiary z entuzjazmem, a przede wszystkim kuźnią powołań kapłańskich. Dla abp. Telesfora Mpundu powołania są znakiem nadziei. – Już Paweł VI przekonywał, że Kościoły powinny być misjonarzami dla samych siebie – mówi. – Wielokrotnie przypominał o tym także Jan Paweł II. Kiedy dzielimy się wiarą, ona się pomnaża. Lecz jeśli zasklepimy się w sobie, ta sama wiara może umrzeć, nawet jeśli jest ciągle żywa i silna. Dlatego wielkim wezwaniem dla Kościoła jest nie tylko Afryka. Spotkałem już naszych księży w Niemczech i innych krajach europejskich. Być może już teraz w jakimś stopniu musimy podjąć odpowiedzialność za kondycję wiary w Europie Zachodniej. Najbardziej pomocne mogą tu być właśnie powołania, o które u nas jestem spokojny. Optymizm arcybiskupa potwierdzają statystyki. W samej tylko Lusace pracuje ponad 200 duchownych. Wśród nich są zarówno osoby zakonne, jak i księża diecezjalni. 155 z nich to misjonarze pochodzący z różnych krajów, a reszta – powołania miejscowe. W dalszym ciągu jest przewaga misjonarzy nad Afrykanami, ale sytuacja ta dynamicznie się zmienia. Inaczej jest na przykład w diecezji, gdzie pracuje ks. Wacław Stencel. – Biskup często powtarza misjonarzom, że diecezja mogłaby sobie poradzić bez ich pracy – opowiada. – Ale jesteśmy mu potrzebni, bo przez różnorodność wnosimy jakieś bogactwo. Chodzi o sposób sprawowania liturgii, o nabożeństwa i pobożność ludową. Kościół w Zambii jest młody, więc pomoc misjonarzy pod tym względem jest nieoceniona.

Na razie nie ma dokładnych statystyk dotyczących całego kraju. Wszędzie jednak można mówić o wyraźnym wzroście powołań. Obecnie w seminarium jest 70 kleryków. 15 uczestniczy w formacji początkowej, a 55 studiuje filozofię i teologię. Przygotowują się do pracy w diecezji Lusaka. W całej Zambii 120 studiuje filozofię, a 140 teologię. Liczba 260 seminarzystów z naszego punktu widzenia nie wygląda może imponująco, ale są to przyszli księża diecezjalni. Trzeba więc doliczyć jeszcze zakony i misjonarzy, a katolików w Zambii jest tylko 3,5 miliona, więc choć ciągle są jakieś braki, nie można tam mówić o kryzysie powołań. Obecnie w Zambii pracuje 450 misjonarzy i 250 księży diecezjalnych. Skąd bierze się dynamizm Kościoła afrykańskiego? Abp Mpundu wskazuje na naturalną religijność tamtejszych ludzi. – W społeczeństwach żyjących blisko natury religijność zawsze była bardzo wysoka – tłumaczy. – Zresztą podobnie było w Europie, jednak wiele się zmieniło pod wpływem oświecenia. Zmiany wywołane postępem technologicznym zawsze niosą ze sobą pewne zagrożenia. To, co dokonało się w Europie na skutek ewolucji, wielorakich odkryć i żmudnej pracy, u nas niejednokrotnie następuje niemal z dnia na dzień. Ale czy ludzie nadążyli za tymi zmianami?

Ewangeliczny zaczyn
Odpowiedź na to pytanie może być różna. Inaczej jest na targu, gdzie roi się od złodziei i oszustów. Inaczej w buszu, gdzie nie ma przychodni i biblioteki, za to jest mnóstwo barów i pijalni miejscowego piwa. Na szczęście sytuacja wygląda inaczej wśród katolików, którzy garną się do Kościoła. – W Lusace każdego roku powinna powstać nowa parafia – opowiada ordynariusz archidiecezji. – W jednej z tutejszych wspólnot jest 45 tys. wiernych, a do dyspozycji mają tylko dwóch księży. Nie bez znaczenia jest fakt, że mogą oni odprawić tyko dwie Msze św., bo resztę dnia muszą pozostawić dla wspólnot filialnych, gdzie stworzono tzw. stacje boczne. Trzeba tam dojechać, bo odległość i upał nie pozwalają miejscowym dostać się do kościoła, a jako katolicy chcą uczestniczyć w życiu sakramentalnym.

Każdej niedzieli kościoły w Zambii są przepełnione. Nawet jeśli ludzie stoją na zewnątrz, angażują się w liturgię. W jednej z parafii ludzie przychodzą na poranną Mszę, choć aby dotrzeć na czas, muszą przemierzyć w upale wiele godzin. W samej tylko Lusace jest 40 parafii. Księża pomagają czasami w budowaniu nowych kościołów, ustawiając metalowe konstrukcje. Do miejscowych wspólnot należy później dokończenie budowli. Zanim to nastąpi, nieraz się okazuje, że budowany kościół już jest za mały, więc trzeba podzielić parafię, bo tak szybko wzrosła liczba katolików. Kiedy miała miejsce konsekracja miejscowej katedry, do środka mogło się zmieścić tylko 1000 wiernych, a na uroczystości pojawiło się 70 tys. Mimo że nie mieli szans widzieć tego, co się dzieje w środku, przyszli, bo chcą przynależeć do Kościoła. Zdaniem miejscowego biskupa, nie wszystkie kanony wiary katolickiej są przez nich wyznawane i praktykowane. Niektórzy nie do końca utożsamiają się z Kościołem katolickim, ale mimo wątpliwości chcą należeć do tej wspólnoty i z tego należy cieszyć się przede wszystkim. – Ponieważ nasz Kościół jest młody, wiara nie zdążyła się jeszcze zakorzenić. Nawet w miastach można spotkać wiele tradycyjnych wiejskich wierzeń – opowiada.

Tańcz jak Dawid
Jak podkreśla abp Telesfor Mpundu, w Europie ludzie mają coraz więcej problemów ze swoją wiarą. Mimo to, jego zdaniem, nasza tradycja jest ugruntowana. – To na niej ukształtowała się solidna teologia, z której powinniśmy czerpać garściami – podkreśla. – Dlaczego nasi księża nie mieliby studiować w Polsce? Jeśli wysyłamy ich do Rzymu i innych miejsc, może powinniśmy także korzystać z waszych uniwersytetów? Na pytanie o to, co Kościół afrykański ma do zaoferowania Europejczykom, zambijski hierarcha odpowiada, wskazując na spontaniczność i autentyzm tamtejszej wiary. – U was ludzie nieco zesztywnieli w sposobie przeżywania swojej religijności – mówi. – Wy nam możecie pomóc w teologicznym gruntowaniu naszej wiary, a my wam w jej uzewnętrznianiu i czerpaniu z tego radości. W kościele możesz się poczuć bardziej u siebie, jeśli podczas liturgii klaszczesz w dłonie, głośno śpiewasz, a nawet tańczysz. U was znane jest powiedzenie: Myślę, więc jestem. W Afryce – jestem, bo przynależę. To Kościół ma pod tym względem do odegrania niesamowitą rolę.

Liczą się wprawdzie materialne sprawy, ale to, czego możemy dokonać od strony duchowej, jest nie do przecenienia. Jednym z przykładów niesienia pomocy Kościołowi w Afryce jest transport leków z archidiecezji katowickiej. 150 tys. jednorazowych strzykawek i 4 tys. opasek gipsowych, a nawet pasta do zębów i zwykłe mydło – to dary za 100 tys. euro wysłane do archidiecezji Lusaka. Dary zostały tak dobrane, żeby wystarczyły prowadzonym przez archidiecezję w Lusace placówkom medycznym na rok działalności. Większość to środki opatrunkowe. Ale są też całe kartony antybiotyków, a także środki przeciwbólowe i witaminy. – W Zambii są one bardzo potrzebne dzieciom ze względu na ich niedożywienie – tłumaczy Agata Kamińska, odpowiedzialna za dobór leków w tym transporcie. W darach jest też 30 tys. szpatułek i 3 tony szarego mydła, które jest tam towarem deficytowym, używanym nie tylko do mycia, ale też do prania. Miejscowy biskup cieszy się z jadącego transportu, ale liczy też na dalszą pomoc. – Chcemy wybudować dom formacji dla kleryków – mówi. – Ewangelizacja to dla nas priorytet.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.