Napromieniowani w Wilnie

Barbara Gruszka-Zych

|

GN 38/2008

publikacja 22.09.2008 14:20

Gdyby Stalin czy Hitler choć raz odmówili Koronkę do Bożego Miłosierdzia, nie byliby potępieni – jest przekonana matka Aldona, przełożona zgromadzenia sióstr Jezusa Miłosiernego w Wilnie. – Te pięć minut modlitwy może odmienić życie.

Napromieniowani w Wilnie Dzisiejsze Centrum Modlitewno-Pielgrzymkowe to dom, gdzie mieszkała s. Faustyna Jakub Szymczuk

Nosi imię litewskie, ale jest Polką i uważa, że to łaska, że skierowano ją do pracy w Wilnie – mieście miłosierdzia. – Tu, w Ostrej Bramie, jest Matka Miłosierdzia, a nieopodal, w sanktuarium Bożego Miłosierdzia, Jezus Miłosierny – mówi. – Oni zmieniają sposób życia przychodzących, czuję to po sobie – dodaje. Jej szczęście jest tym większe, że nie tylko razem z siostrami opiekuje się cudownym obrazem Jezusa w sanktuarium, ale mieszka w miejscu, gdzie powstawał. 74 lata temu przy ul. Rossy 6 na piętrze ich dzisiejszego domu zakonnego mieszkał ks. Michał Sopoćko, opiekun duchowy s. Faustyny Kowalskiej.

A na parterze, gdzie teraz znajduje się kaplica, miał swoją pracownię malarz Eugeniusz Kazimirowski. Tu, obok teraz zrujnowanego kościoła (w latach sowieckich zamieniono go w więzienie), mieściła się kapelania sióstr wizytek. To ks. Sopoćko poprosił sąsiada – malarza Kazimirowskiego, żeby przelał na płótno wizje zakonnicy, którą spowiadał. To tu przez pół roku – od stycznia do czerwca 1934 – kilka razy w tygodniu przychodziła 29-letnia wtedy s. Faustyna Kowalska. – Musiała być średniego wzrostu, piegowata, rudowłosa, nie tak wiewiórkowato, ale bardziej w blond, jak jej rodzeństwo – opisuje s. Faustynę matka Józefa, seniorka zgromadzenia, która poznała jej rodzeństwo: dwie siostry i brata. To s. Faustyna, na pozór niewyróżniająca się, chora na gruźlicę zakonnica, ożywiła kult Bożego Miłosierdzia. Nie tylko w Wilnie, ale i na całym świecie.

„Domek” s. Faustyny
– S. Faustyna przyjechała tu po raz pierwszy na kilka miesięcy w 1929 r., żeby zastąpić inną siostrę, w 1933 r. wróciła po ślubach wieczystych i mieszkała do 1936 r. – mówi Petras Mackela, Litwin, kurator dawnego „domku siostry Faustyny”, dziś, po remoncie wspomaganym przez Apostolstwo Miłosierdzia z Irlandii, przemianowanego na Centrum Pielgrzymkowo-Modlitewne. Ten dom, stojący przy ulicy Grybo 29, dawnej Senatorskiej, w 1908 roku wykupiły siostry Matki Bożej Miłosierdzia, które przyjechały z Polski. Po wojnie zgromadzenie zamknięto, a obok wybudowano istniejący do dziś dom dziecka. Przebywają w nim dzieci litewskie, polskie i rosyjskie. – Tam chyba jest kaplica – pokazuje nam zabudowania Centrum jeżdżący na rowerku Włodek z grupy polskiej. – Chyba Opatrzność sprawiła, że ówczesna dyrektorka domu, Żydówka, zachowała przeznaczony do rozbiórki dom na składzik sierocińca – opowiada Mackela. – Później wybuchł tu wielki pożar, to, co jest po prawej stronie – to autentyk, to, co po lewej – rekonstrukcja. Po prawej stronie drewnianego budynku można oglądać fotografie Jana Bułhaka, przedstawiające kościoły Wilna z czasów, kiedy mieszkała tu s. Faustyna. – Tylko niektóre belki drewna w ścianach ją pamiętają – zaznacza gospodarz. – Mieszkała razem z 18 siostrami, nie miały osobnych cel, tylko parawany oddzielające łóżka.

Pielgrzymi szukają pieroga
Znajdujące się po lewej stronie białe drzwi, ze wzorem słoneczka pośrodku, prowadzą nas śladami świętej. Trzeba tylko przejść przez próg tak jak ona. Ściany, jak wtedy, mają kolor brudnoróżowy, jak w jakimś pokoju dla panien. Zachowały się piece, do których wkładała drewno i potrawy do pieczenia. – Musiała otwierać górne drzwiczki tej duchówki – pokazuje drzwi kaflowego pieca. – Jak zaglądają tam pielgrzymi, śmieję się, że szukają pieroga św. Faustyny. W zrekonstruowanej celi stare, z jej epoki, ale nieużywane przez nią proste meble – stolik, łóżko, dywanik. – Przez te okna patrzyła s. Faustyna, te same są framugi i jedna okiennica – pokazuje kurator. W oknach białe, lniane, jak to na Litwie, grubo tkane zasłony lekko wznoszą się, poruszane przez wiatr. Przeciąg ciągnie się przez pokoje i zamyka drzwi, jakby ktoś wszedł.

Ale s. Faustyna stąd nie wychodzi, jest stale obecna. Petras Mackela zwierza się, że kiedy zwrócili się do niego, żeby zajmował się Centrum, nie mógł się zdecydować. – Poprosiłem Boga o znaki i tak się ułożyło z dawną pracą, że Faustyna mnie tu ściągnęła. Teraz czuję, że jestem na swoim miejscu – podkreśla. Czasem, kiedy nie ma turystów, siedzi tu sam, ale zawsze jest z nim też Ona. – W pokoju, gdzie Pan Jezus dyktował siostrze Koronkę do Bożego Miłosierdzia, w gablocie stoją relikwie świętej. – Dostaliśmy kawałeczek kosteczki, malutki, bardzo radosny z tego jestem – mówi Mackela. Każdego dnia o 15.00 właśnie tutaj odmawia Koronkę. Czasem sam, czasem z miejscowymi i pielgrzymami. Dziś, kilkanaście minut przed tą godziną, trafia tu kilkuosobowa grupa Polaków. Wysłuchują informacji o miejscu, oglądają pokój objawień, ale kiedy kurator zaprasza ich, żeby razem z nim odmówili Koronkę, wymawiają się dalszym zwiedzaniem. Dlatego klękamy w czwórkę – Petras Mackela, jego znajoma Litwinka, ja i nasz fotoreporter. I przez pięć minut prosimy jak s. Faustyna: „Miej miłosierdzie dla nas i dla całego świata”.

Dłonie ks. Sopoćki
Kiedy Eugeniusz Kazimirowski malował obraz Jezusa, s. Faustyna pokonywała pieszo prawie 4 km ze swojego leżącego na Antokolu domu zakonnego przy ul. Senatorskiej do stojącej na górce przy ul. Rossy kapelanii sióstr wizytek. Szła ulicami Antokolską, Filarecką, mijała Holendernię i wzgórze Belmontu, miejsce, gdzie rzeka Wilenka wpada do Wilii. A potem, wcale nie zmęczona, dopatrywała każdego szczegółu powstającego obrazu. Wciąż była z niego niezadowolona, bo nie przedstawiał piękna objawiającej się postaci. Często patrzyła gdzieś w bok, jakby widząc oryginał, którego nie potrafiła do końca opisać. Jak opowiada Józef Matyseficz, towarzyszący ks. Sopoćce w ostatnich latach życia w Białymstoku, ksiądz wspominał, że sam pozował do obrazu. Wkładał albę i stawał przed malarzem. Prawdopodobnie to jego dłonie ma Chrystus Miłosierny. Malując twarz, artysta nie szukał modela, ale zdał się wyłącznie na wskazania zakonnicy. – Mogę godzinami siedzieć przed tym obrazem i czuję, jak wychodzące z niego promienie przenikają mnie, napromieniowują – opowiada matka Aldona. – I już nie jestem taka jak przedtem, to patrzenie mnie zmienia. Człowiek powiesił Boga na krzyżu, przebił mu serce, a On wciąż ma dla niego zdroje łask. Namalowany przez Kazimirowskiego obraz najpierw trafił do ciemnego korytarza za klauzurą klasztoru sióstr bernardynek przy kościele św. Michała, którego ks. Sopoćko był rektorem. Pierwszy raz wystawiono go publicznie w bocznym oknie galerii Ostrej Bramy na trzy dni od 26 do 28 kwietnia 1935 r. Obchodzono wtedy zakończenie Jubileuszu Odkupienia Świata i tak jak w objawieniach s. Faustyny chciał Jezus – wypadała wtedy pierwsza niedziela po Wielkanocy. Ks. Sopoćko został poproszony o wygłoszenie w sanktuarium kazania i postawił warunek, żeby zilustrował go właśnie ten obraz. To wtedy s. Faustyna, która sama dekorowała go girlandami zieleni, miała kolejne widzenie bijących od niego promieni i sieci, która ogarnia całe Wilno.

W magazynie sportowym
Dzięki staraniom ks. Sopoćki abp wileński Romuald Jałbrzykowski wydał zezwolenie, żeby obraz był umieszczony na stałe w kościele św. Michała. W kwietniu 1937 r. poświęcono go i powieszono w kościele. Dziś zamknięta przez lata świątynia jest remontowana i można tylko zajrzeć do środka, żeby zobaczyć dawne, puste wnętrze. Przez czas wojny zwinięte płótno przechowywano w ukryciu. Potem obraz został przewieziony do drewnianego kościółka w Nowej Rudzie na terenie Białorusi, gdzie cudownie zachował się nietknięty szalejącymi tam pożarami. Zainteresowano się nim dopiero w 1986. Najpierw chciano go umieścić w Ostrej Bramie, ale nic z tego nie wyszło, bo tamtejsi duszpasterze nie byli tym zainteresowani. Dopiero z początku niechętny ks. Aleksander Kaszkiewicz, proboszcz parafii Świętego Ducha w Wilnie, zgodził się na umieszczenie go w tej polskiej świątyni. Od 1987 do 2005 r. przyciągał tłumy wypraszających łaski, a kościół, przy którym prężnie działają różne formacje duszpasterskie, był jednym z ważniejszych miejsc odwiedzanych przez pielgrzymów i turystów.

Dlatego parafianie Świętego Ducha z niechęcią przyjęli decyzję metropolity wileńskiego kard. Andrysa Juozasa Backisa o przeniesieniu obrazu do odległego o 100 m sanktuarium. Dawny kościół Świętej Trójcy (za minionego ustroju był tu magazyn sprzętu sportowego), w którym też krótko pracował ks. Sopoćko, 18 kwietnia 2004 r. został rekonsekrowany i nazwany sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Łatwo tam trafić, idąc do kościoła Świętego Ducha. Już na ulicy słychać głosy modlących się w wielu językach, bo zaglądają tu pielgrzymi z różnych stron świata. I już wchodząc, odnajdują na fasadzie sanktuarium napis „Jezu, ufam Tobie” w swoim języku. Dziś modlą się tu Włosi, rozsypując przed wejściem do prezbiterium płatki przyniesionych róż.

Modlitwy przez cały dzień
Ks. Vaidas Vaisvilas, 5 lat po święceniach, rektor sanktuarium Miłosierdzia Bożego, mówi, że można tu przyjść na modlitwę od 8.00 do 19.00, a w niedzielę do 21.00. Codziennie odprawiane są dwie Msze. O 12.00 po litewsku, o 16.00 – po polsku. – Na tę o 12.00 przychodzą pracownicy ambasad, mają wtedy porę lunchu – zaobserwował. Ale przez cały dzień można tu spotkać rozmodlonych, szczególnie o 15.00, w Godzinie Miłosierdzia. Ksiądz rektor daje nam świeżo wydane krążki CD i DVD z oratorium o Bożym Miłosierdziu, wykonanym w języku litewskim. – Miłosierdzie to nie wystarczy dać coś biednym – mówi po polsku. – Ale trzeba sobie uświadomić, że Bóg ma dla ciebie miłosierdzie i tak wiele może ci dać. I trzeba pamiętać, że ty taki sam grzesznik jak inni obok, że wszyscy potrzebujemy miłosierdzia. – Miłosierdzie to ten człowiek obok mnie, nieważne jakiej nacji, religii, wyglądu – też po polsku definiuje swoje rozumienie miłosierdzia Petras Mackela, kurator Centrum Pielgrzymkowo-Modlitewnego. – Trzeba mieć dla niego dobre uczucia, wybaczać, bo to dar dla mnie i dla całego świata. „(…) napisz to dla wielu dusz, które nieraz się martwią, że nie mają rzeczy materialnych, aby przez nie czynić miłosierdzie. Jednak o wiele większą zasługę ma miłosierdzie ducha, na które nie potrzeba mieć ani pozwolenia, ani spichlerza, jest ono przystępne dla wszelkiej duszy” – takie słowa Chrystusa w swoim „Dzienniczku” zapisała s. Faustyna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.