Manhattan średniowiecza

Beata Zajączkowska, dziennikarka Radia Watykańskiego

|

GN 29/2008

publikacja 28.07.2008 10:27

Kilkunastu smukłym wieżom San Gimignano, położone w słonecznej Toskanii, zawdzięcza określenie Manhattan średniowiecza. Od wieków strzegą one skarbów sztuki, a leżące u podnóża winnice obiecują odpoczynek przy wybornej vernaccii, lokalnym białym winie.

Manhattan średniowiecza Z ponad 100-metrowej wieży Torre Grossa doskonale widać średniowieczny układ San Gimignano i plac Cysterny fot. Beata Zajączkowska

Toskański krajobraz zachwyca. Droga wije się w górę. Wydaje się, że jakiś mistrz specjalnie dla nas namalował przed chwilą to arcydzieło: domy z ciosanego kamienia otoczone schodzącymi ku dolinom winnicami i gajami oliwnymi. Smukłe cyprysy scalają wszystko w pełen harmonii pejzaż. Nawet przesuwające się po zwykle błękitnym niebie chmury nie burzą kompozycji. Przedzierające się promienie słońca jakby zapowiadają, że odkryte zostaną przed nami skarby. Wchodzimy do miasta przez bramę św. Jana. Wzdłuż ulicy o tej samej nazwie wznoszą się kamienne, surowe domy. Choć ze względu na budulec wszystkie wydają się identyczne, różnią się między sobą zdobieniami. Pierwotnie budowano je tak, że nawet się nie stykały. Świadczy to o indywidualizmie ich twór-ców i współzawodnictwie miejscowych rodów. Każdy starał się wybudować najwyższą wieżę, by pokazać, kto w miasteczku jest znaczniejszy.

72 wieże na pielgrzymim szlaku
Pierwsze wzmianki o tej miejscowości pochodzą z VII w. przed Chrystusem. Wówczas osada nazywała się Silvia, później nazwę zmieniano na Libbiano, Larniano, Racciano. Ostatecznie przyjęła się nazwa San Gimignano, związana ze świętym biskupem z Modeny. Według legendy, w czasie pogrzebu biskupa jeden z uczestników uroczystości tak zachwycił się pięknem biskupiego pierścienia, że postanowił go zdobyć za wszelką cenę. Kiedy nie udało mu się go ściągnąć, odciął zmarłemu palec i w ten sposób posiadł drogocenny kamień. Zbiegł z łupem i stracił wzrok. Targany wyrzutami sumienia, włóczył się po okolicy, aż pewnego dnia trafił do miasteczka i w jednym z kościołów złożył na ołtarzu odcięty palec z pierścieniem. Odzyskał spokój ducha i wzrok. To wydarzenie miało przesądzić o tym, iż miasteczko definitywnie oddano pod opiekę świętego biskupa Gimignano.

Pierwsze wieże, z których do dziś pozostało 13, pojawiły się tu ok. 1150 r. Służyły celom obronnym, zapewniając schronienie w czasie ataków czy zamieszek. Były też oznaką społecznego statusu, bo potęgę i majątek mieszczanina mierzono wysokością jego wieży. Okres świetności miasto przeżywało od XII do XIV w. Wzdłuż otaczających je murów, nad którymi górowały wówczas 72 wieże, wzniesiono dwa szpitale, łaźnię, sierociniec i pięć klasztorów. Dzięki dogodnemu położeniu przy znanym trakcie handlowym między Florencją a Sieną rodziny kupieckie wciąż się bogaciły. Handlowały szafranem, miodem i słynną vernaccią. W średniowieczu obrabiano tutaj też drewno, żelazo, barwiono tkaniny. Kwitł handel kosztownościami, o czym do dziś świadczy Vicolo dell’oro (Złoty Zaułek). Waśnie i rodowe spory z pobliską Volterą oraz zarazy sprawiły, że miasto zaczęło tracić na świetności. Przyczyniła się do tego także zmiana przebiegu Via Francigena, tzn. pielgrzymiego szlaku z Canterbury do Rzymu, który jednocześnie stanowił ważny trakt handlowy. Pierwotnie przechodził on przez środek miasta. Otwierano przy nim noclegownie dla pielgrzymów. W 1262 r. było ich w miasteczku aż dziewięć. Osłabione znacznie San Gimignano w 1348 r. oddało się pod opiekę Florencji. Odtąd nie musiało toczyć wojen, uniknęło więc zniszczeń i dzięki temu do dziś zachowało średniowieczny układ.

W królestwie artystów
Centrum miasteczka stanowią dwa place: Katedralny i Cysterny, którego nazwa pochodzi od stojącej na środku publicznej studni. Wcześniej zwany był placem Gospód, bo to właśnie tutaj zatrzymywali się pielgrzymi, by zmienić konie i ugasić pragnienie. Przed południem placyki zastawione są straganami, szczelnie zakrywając przed zwiedzającym zaklęty w kamieniu pierwotny urok. Nieopodal, wciśnięta między kamienice i dwie ocalałe wieże, wznosi się kolegiata. Kiedyś była to katedra, ale utraciła tytuł, gdy miasteczko przestało być siedzibą biskupa. Skromna fasada kryje niezwykłe wnętrze. Ściany niemal całkowicie pokrywają freski bardziej i mniej znanych artystów: Bartolo di Fredi, Domenica Ghirlandaia i Barny da Siena. To cała historia Starego i Nowego Testamentu. Najdłużej stoję pod imponującym freskiem „Ukrzyżowanie”, autorstwa Barny da Siena. Realizm sceny wstrząsa, a zarazem fascynuje. Jest to chyba jedyne miejsce, gdzie kartki z napisem: no foto (nie fotografować) są bezwarunkowo respektowane. Turyści w nabożnym skupieniu wpatrują się w arcydzieła i zamiast na kliszy, utrwalają je w pamięci.

Ściany niewielkiej kaplicy św. Finy, jednej z patronek San Gimignano, pokrywają freski opowiadające historię jej życia. Są dziełem słynnego florenckiego malarza Ghirlandaia. Jako 10-letnia dziewczynka Fina zachorowała na nieuleczalną chorobę i przez następnych 5 lat leżała na desce, mając nadzieję, że cierpienie zbliży ją do Chrystusa. Artysta namalował nawet mysz, która przez ostatnie dni życia nękała Świętą, bo ta sparaliżowana nie mogła odgonić natarczywego gryzonia. Fresk przedstawiający jej po-grzeb podobno wywarł ogromne wrażenie na Rafaelu. W tle widać wieże rodzinnego miasta św. Finy. Toskańska ziemia słynie nie tylko z wybitnych artystów. Jej symbolami są też wino i oliwa. San Gimignano słynie z vernaccii, lekkiego białego wina. Można je kupić nawet w dawnym kościele św. Piotra, zamienionym obecnie na sklep z toskańskimi delicjami. Z dala od głównego traktu ukryła się niewielka restauracja z widokiem na toskańskie wzgórza. Na stole chleb, sól i słynna oliwa. Toskańczycy uważają, że ich jest najlepsza. Ta z Ligurii jest dla nich zbyt chuda, a apulijska wydaje się im zbyt gęsta i ciężka. Chleb polany zielonkawą oliwą, o nieco pieprzowym smaku i posypany solą, staje się wyborną przystawką. Na talerzu króluje dziczyzna, a sos do polędwicy przygotowany jest na bazie wina chianti.

Spotkanie ze św. Augustynem
Kościół noszący imię tego wybitnego doktora Kościoła przyklejony jest do murów miejskich. Właśnie kończy się Msza św. Mimo że to środek tygodnia, uczestniczy w niej sporo ludzi. Wszyscy trzymają w rękach róże, które na koniec liturgii kapłan błogosławi. To z okazji wspomnienia św. Rity. Zgodnie z tradycją składa się jej właśnie róże, a poświęcone w tym dniu kwiaty ofiarowane najbliższym zapewniają im zdrowie i błogosławieństwo. Wokół głównego ołtarza siedemnaście fresków przedstawia sceny z życia św. Augustyna. Są dziełem florenckiego mistrza Benozzo Gozzoli, ucznia Fra Angelica. Wchodzi wycieczka z Czech. Przewodnicz-ka, wskazując na freski, opowiada o tym, jak w sztuce renesansu przedstawiano ciało ludzkie. O św. Augustynie ani słowa. Kolejna grupa to Japończycy, o których z politowaniem mówimy, że zwiedzają Europę biegiem, robiąc zdjęcia z okien autokaru. Poza słowami Augustyn i San Gimignano nie rozumiem nic z tego, co mówi przewodnik. Oni z uwagą go słuchają i kontemplują kolejne freski. Kilkoro z nich za chwilę wpatruje się w obraz „Ukrzyżowanie”. Młody chłopak z przejęciem tłumaczy poszczególne elementy sceny. Gdy wskazują palcem na stojącą pod krzyżem Maryję, zastanawiam się, czy to tylko fascynacja sztuką, czy już katecheza?

Freski w kościele św. Augustyna pozwalają prześledzić najważniejsze wydarzenia z życia Świętego. O ich uroku decydują sceny z życia XV-wiecznych Włoch i portrety mieszkańców ówczesnej Italii. Na fresku utrwalono perspektywę San Gimignano z jego wieżami i kamienicami zamożnych mieszczan. Niemal identyczny obraz jawi się przed oczami po wyjściu z kościoła. Tyle że kilkaset lat później, w Roku Pańskim 2008. Na ścianie najbliższego domu polski akcent – mała tabliczka poświęcona Jarosławowi Iwaszkiewiczowi. Nieważne, że błędnie podano datę śmierci pisarza, który zmarł nie w 1976 r., a w 1980 r. Ważniejsze jest jednak to, że „kochane San Gimignano”, jak pisał w jednym z listów do żony, wywarło ogromny wpływ na wrażliwość pisarza i stało się jednym z jego ulubionych miast.

Co widać z wieży
Obchodzimy miasteczko, podziwiając otaczające je mury i wielką troskę gospodarzy o każdy szczegół. Dysonansem wydają się tylko dzieła sztuki nowoczesnej ustawione w parku, które wyraźnie nie pasują do średniowiecznego charakteru miasta. Z jedynej udostępnionej dla zwiedzających wieży, o nazwie Torre Grossa, widać zawierające prawdziwe arcydzieła muzeum miejskie. Budowę wieży rozpoczęto ok. 1300 roku. Panuje w niej przyjemny chłód. Ściany mają więcej niż dwa metry grubości. Ponadstumetrowa wspinaczka stromymi kamiennymi schodami nie należy do łatwych. Jednak panorama, jaka rozpościera się z góry, rekompensuje wszelkie wysiłki. Na wyciągnięcie dłoni mamy pozostałe wieże. Ku niebu wznoszą się kościelne dzwonnice. Spojrzenie z lotu ptaka pozwala dostrzec średniowieczny układ miejskich uliczek. Spotkanie z San Gimignano uświadamia, że życie bez bliskości ze sztuką i obcowania z naturą jest trochę okaleczone, mniej pociągające. Po wizycie w „średniowiecznym Manhattanie” siła wrażeń jest tak wielka, że ma się ochotę od razu wybrać na kolejną wędrówkę po miasteczkach Toskanii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.