Kamień na kamieniu

Witold Kociński

|

GN 26/2008

publikacja 04.07.2008 09:27

Armenia to kraj pięknych, życzliwych ludzi, niezapomnianych widoków, wspaniałych zabytków, winnic i sadów, ale także ruin poradzieckich osiedli i porastających agresywną zielenią wielkich zakładów pracy, budowanych dla potrzeb sowieckiego imperium, dziś nikomu niepotrzebnych.

Kamień na kamieniu Zwartnots – ruiny najpiękniejszej świątyni wczesnego średniowiecza. Stąd rozpościera się najwspanialszy widok na Ararat fot. Henryk Przondziono

Straszą rdzewiejące konstrukcje obiektów, które nigdy nie będą ukończone, ogromne dźwigi niebezpiecznie odchylają się od pionu i lada moment zaczną się łamać. – Czy tu nie ma złomiarzy? – dziwią się moi współtowarzysze podróży… Buduje się dużo, ale bez gigantomanii, i ratuje to wszystko, co ma wartość historyczną. Pracy jest w bród i potrzeba jeszcze wielu lat, by Armenia w pełni rozkwitła. Ten nieduży kraj (29 800 km kw.) o niezwykłej i bogatej historii, niepodległość odzyskał po rozpadzie Związku Sowieckiego w 1991 roku. Zamieszkuje go niecałe trzy miliony ludzi, z czego niemal połowa to mieszkańcy stolicy – Erywania. Komuniści zniszczyli architektoniczne piękno tego miasta, Ormianie na każdym kroku podkreślają, że sobie z tym poradzą i wszystko jak należy odbudują. – Nie wszystko od razu – denerwują się. Liczą na pomoc rodaków rozsianych po całym świecie. W 2001 roku Armenia uroczyście świętowała jubileusz 1700-lecia chrześcijaństwa – jest pierwszym w historii królestwem, w którym stało się ono oficjalną religią. Choć historycy nadal dyskutują nad konkretną datą – czy był to rok 300 czy 301, a może nawet 314 lub 315 – to nie przeczy jednak faktowi pierwszeństwa, gdyż edykt mediolański z 313 r. nie ogłaszał chrześcijaństwa religią państwową, lecz dawał wolność jej wyznawania. Ta data łączy się z działalnością św. Grzegorza Oświeciciela, który nawróciwszy króla Tirydatesa III, został pierwszym biskupem.

Ale każdy Ormianin jest przekonany, że nową religię na te ziemie przynieśli już apostołowie Juda Tadeusz i Bartłomiej, którzy działali na Kaukazie i tutaj ponieśli śmierć męczeńską. Kościół ormiański nosi więc w nazwie słowo „apostolski”. Nie miejsce tu, by pisać o jego bogatej historii – uciekam zatem do współczesności. Na czele Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego, zwanego też gregoriańskim (ok. 6 milionów wiernych na całym świecie), stoi dzisiaj katolikos Garegin II Nersisjan. Rezyduje w Eczmiadzynie – czyli w miejscu, gdzie św. Grzegorz Oświeciciel założył pierwszą siedzibę biskupią. Kościół ten nie podlega Rzymowi, w przeciwieństwie do Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego, który uznaje władzę i autorytet papieża. To jedyna różnica, i jak powiada Ernest, a właściwie ksiądz Piotr (o którym za chwilę): „Relacje między Kościołami są dobre, nie powiedziałbym, że braterskie, raczej dobrosąsiedzkie. O jedności na razie nie ma mowy. My się szanujemy, ale każdy zostaje przy swoim zdaniu”.

Spotkanie z ks. Petrosem
Wielką radością jest spotkanie kapłana, który swojemu powołaniu poświęcił się bez reszty – mieliśmy to szczęście w małym parafialnym kościółku katolickim obrządku ormiańskiego w Erywaniu (jedynym w tym wielkim mieście). Tu był i modlił się w 2001 roku Ojciec Święty Jan Paweł II. – Widzicie, jeszcze nie ma prawdziwego kościoła – rozkłada ręce ks. Petros. – Ale będzie, chcemy go budować i będziemy go budować. My nie jesteśmy produktem XVII, XVIII czy XIX wieku. Ormianie od początku byli katolikami. To właśnie w Armenii miała miejsce pierwsza bitwa w obronie chrześcijańskiej wiary (z Persami w 451 r.). Armenia położona jest pomiędzy Persami a Bizancjum i stąd to wszystko. Katolikosa, czyli patriarchę Kościoła katolickiego obrządku ormiańskiego, mamy od 1742 roku (jest nim obecnie Nerses Petros XIX – przyp. autora). Za Sowietów działalność naszego Kościoła była zabroniona, a 70 duchownych zostało zesłanych do łagrów lub zamordowanych. Wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej. Mam w swojej parafii około 500 rodzin, a według badań amerykańskich, z którymi się zetknąłem, w Erywaniu powinno żyć około 100 tysięcy Ormian katolików. W Armenii jest nas co najmniej 180 tysięcy, a od roku 1992 mamy własny ordynariat i arcybiskupa. Ormianie są religijni, będą bronili wiary chrześcijańskiej jak mało który naród. Natomiast z praktykowaniem wiary jest bardzo źle. Według przeciętnego Ormianina, Kościół pełni rolę obrońcy tradycji i wartości narodowych, o katechezie mało kto wspomina.

Ksiądz Petros Yesayan pracuje tu już trzy lata. Cześć dzieciństwa spędził w Baku. W czasie wojny o Górny Karabach wraz z rodziną uciekł do Borysowa na Białorusi. Do marianów wstąpił w Polsce. Mieszkał i studiował w Lublinie. Mówi po polsku bez żadnych akcentowych naleciałości. Zafascynowany ormiańskimi korzeniami, dążył do tego, aby pracować w Armenii wśród swoich rodaków. Dopiął swego. To nie-zwykle energiczny człowiek, pełen planów i pomysłów. Jestem pewien, że wszystkie zrealizuje. Już działa przy jego parafii Niższe Seminarium Duchowne, w którym jest wychowawcą młodych kandydatów do stanu duchownego. Ks. Petros przybliża nam liturgię w obrządku ormiańskim. – Od XII wieku nie było już zmian – podkreśla. Cierpliwie tłumaczy szczegóły wyposażenia ołtarza. Zaciekawiają nas dwa słońca po bokach – to starodawne instrumenty muzyczne używane zamiast dzwoneczków – imitują szelest anielskich skrzydeł. Na naszą prośbę ksiądz prezentuje szaty liturgiczne. Zmienia się w rajskiego ptaka – bo Panu Bogu trzeba służyć jak najpiękniej. Szukając katolickich śladów, odwiedzamy także misjonarki miłości Matki Teresy z Kalkuty, które opiekują się chorymi dziećmi – uśmiechnięte buziaki są najlepszą rekomendacją ich pracy.

To trzeba zobaczyć
Są takie miejsca w Erywaniu, gdzie trzeba po prostu być. Powiada się o tym mieście, że jest różowo-zielone. Różowe od koloru kamienia, z którego je wybudowano, a zielone – wiadomo. W parku Zwycięstwa na ogromnym postumencie stoi Matka Armenia z mieczem i patrzy w stronę Turcji – na świętą górę Ararat. Kiedyś stał tu pomnik Stalina. Przy montażu nowego monumentu zginęło dwóch robotników, mówi się, że nawet po śmierci Józef Wissarionowicz mordował. Najczarniejszy okres w historii Armenii rozpoczął się w 1895 r. i trwał do 1920, kiedy to Turcy zdecydowali się na „ostateczne rozwiązanie” problemu ormiańskiego. Krwawo tłumili powstania, słali specjalne bojówki, które w najokrutniejszy sposób mordowały Ormian. 24 kwietnia 1915 r. rząd turecki nakazał aresztowanie i wymordowanie ormiańskiej inteligencji. Setki tysięcy Ormian wypędzono na Pustynię Syryjską, gdzie umierali z głodu. Ocenia się, że zginęło ich ok. 1,5 mln. To pierwsze ludobójstwo XX wieku. Przywołał je Hitler w 1939 r., wydając rozkaz ataku na Polskę: „Zabijajcie bez litości kobiety, starców i dzieci; liczy się szybkość i okrucieństwo. Kto dziś pamięta o rzezi Ormian?”.

W 1965 r. postawiono pomnik, upamiętniający tę tragedię, a w 2001 r. otwarto niewielkie muzeum. Wstrząsające świadectwo tego, do czego zdolni są ludzie. Eksponowany jest tu m.in. list Benedykta XV, potępiają-cy ludobójstwo. Papież ten darzony jest tu szczególną czcią. Najwybitniejsze osobistości świata pozostawia-ją w pobliżu pamiątkę w postaci posadzonych drzewek. Jest wśród nich świerk Jana Pawła II. Erywańczycy z dumą pokazują wybudowaną na jubileuszowy rok 2001 katedrę św. Grzegorza Oświeciciela. Tu spoczęły relikwie założyciela Kościoła ormiańskiego. Przywiózł je Jan Paweł II. Wielka świątynia zadziwia prostotą i surowością wnętrza. Ormianie powiadają, że w świątyniach mieszka Pan Bóg i to jest wystarczająca ozdoba. Są dumni ze swojego pisma, którego twórcą był w 405 r. Mesrop Masztoc. Jego pomnik wita odwiedzających Matenadaran – budynek postawiony w latach 1945–1947 jest miejscem przechowywania najcenniejszych manuskryptów. Znajduje się ich tutaj ponad 17 tysięcy. Gdy zapada zmrok, tłumy mieszkańców Erywania gromadzą się na placu Republiki wokół kolorowych grających fontann. To nowa tradycja – starsi rozmawiają, młodzi tańczą. Jeśli ktoś chce tu wrócić, wystarczy wrzucić pieniążek do wody.

 

Śladami cudów architektury
Klasztory i kościoły w Armenii to architektoniczne perły doskonale wkomponowane w krajobraz – rozsiadły się u podnóży gór i na ich szczytach, zawisły nad przepaściami. Misterna, wręcz koronkowa robota budzi podziw dla kunsztu ich twórców. Większość pochodzi z XII i XIII wieku. Zwiedziłem ich tak dużo, że nie o wszystkich mogę napisać. Przywołam jedynie te najsłynniejsze. Na początek – Geghard, czyli klasztor włóczni. Tutaj bowiem przechowywana była od VII do końca XV w. włócznia, którą św. Longin przebił bok Jezusa na krzyżu. Jak tu trafiła? Być może przywiózł ją Juda Tadeusz. Dzisiaj przechowywana jest w Bazylice św. Piotra w Rzymie, a ostrze w Paryżu. Ormianie twierdzą jednak, że część pozostała i przechowywana jest w skarbcu katedry w Eczmiadzynie. Geghard zwany jest także klasztorem czterdziestu ołtarzy. To klasztor jaskiniowy. Najważniejsza świątynia zespołu wykuta została w skale.

Z początku chrześcijaństwa skok do Garni, gdzie zachowała się jedyna świątynia pogańska, poświęcona bogu słońca, Mitrze. To unikatowy zabytek okresu hellenistycznego (I w. przed narodzeniem Chrystusa), a jednocześnie jedyny ocalały przykład doskonałości starożytnej architektury ormiańskiej. W pobliżu świątyni podziwiamy pochodzące z tych samych czasów termy królewskie, w których zaciekawia fragment mozaiki z napisem: „Pracowaliśmy, ale nam nie zapłacono”. A to ci zemsta na wieki. Na turystycznym szlaku musi znaleźć się Zwartnots – ruiny najpiękniejszej świątyni ówczesnego świata. Katedra pw. św. Grzegorza Oświeciciela zbudowana została w VII w., jej żywot był krótki – w 930 r. zniszczyło ją trzęsienie ziemi. Ale to, co pozostało, budzi podziw i zachwyt. Kapitele kolumn można oglądać godzinami i odkrywać kolejne wykute w kamieniu tajemnice. Stąd rozciąga się najpiękniejszy widok na Ararat. Na trasie naszej wędrówki dwa kolejne zespoły architektoniczne: Saghmosavank i Hovhanavank.

Pierwszy, czyli klasztor psalmów, otacza mur, pozostałość fortecy z I wieku. Klasztor wybudowany został w XIII w., zachowało się tu jedno z niewielu skryptoriów – miejsc, w których przepisywano księgi. Wznosi się nad malowniczym wąwozem. Barwa kamienia, z którego wybudowano Hovhanavank, jest brązowa. Obok rdzewiejący, zagrażający zabytkowej budowli dźwig, którym za czasów radzieckich wydobywano kamienie z wąwozu. Pierwsza świątynia powstała tu dla relikwii św. Jana Chrzciciela i chociaż wielu uważa, że miejscem spoczynku świętego jest meczet Omajjadów w Damaszku, Ormianie są przekonani, że to właśnie tu spoczywają jego szczątki. Klasztor Khor Virap wznosi się niemal u stóp Araratu. Stąd widać granicę z Turcją – święta góra Ormian, na której zboczu osiadła arka Noego, znajduje się obecnie na terytorium Turcji. W klasztorze, w głębokiej studni, przez 13 lat więziony był św. Grzegorz Oświeciciel, do chwili, kiedy wyleczył króla Tirydatesa III, co nawróciło władcę i spowodowało przyjęcie przez Armenię chrześcijaństwa (301 r.). Do studni schodzimy po sześciometrowych metalowych schodkach, zejść łatwo, ale wrócić na górę o wiele trudniej...

Ostatnie atrakcje
Najpiękniejszy przejazd górskimi drogami, najwspanialszym wąwozem na świecie, potężne skały po obu stronach zaczynają przybierać niespotykanie intensywną czerwoną barwę. I znowu jesteśmy w XIII w. Przed nami Noravank – niezwykły kompleks architektoniczny średniowiecznej Armenii. Legenda mówi, że władca fundator obiecał architektowi Momikowi rękę córki, jeśli wybuduje klasztor w trzy lata. Gdy zorientował się, że Momik może zostać jego zięciem, kazał służącemu zrzucić go z wieży wieńczącej kościół. Obiekt starannie odrestaurowano na jubileusz chrześcijaństwa. Czekają na nas jeszcze dwa wspaniałe zespoły ormiańskiej architektury: Sanahin i Haghpat. W XII–XIII w. były to centra nie tylko wiary, ale i nauki. Przy klasztorach działały akademie. Haghpat słynie niezwykłym chaczkarem z Chrystusem błogosławiącym, będącym jednym z najważniejszych symboli kraju. Chaczkary (misternie rzeźbione kamienne krzyże) spotyka się w Armenii na każdym kroku – to wykute w skale świadectwa żarliwej wiary. Mieliśmy odpoczywać nad jeziorem Sevan, ale rozszalała się burza i z zaplanowanej kąpieli nic nie wyszło. Pozostały niekończące się spacery i nabieranie sił do wędrówki po Gruzji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.