Tutaj był Rzym

Jacek Dziedzina

|

GN 23/2008

publikacja 09.06.2008 13:01

Tylko w Stambule można jednocześnie mieszkać w Europie i do pracy dojeżdżać do Azji. Albo wejść do największej chrześcijańskiej świątyni, żeby znaleźć się w meczecie. W cieniu minaretów odnajdujemy ślady zapomnianego świata Bizancjum – Konstantynopola.

Tutaj był Rzym Setki wędkarzy okupują mosty w Stambule fot. Henryk Przondziono

Wystarczy stanąć nad cieśniną Bosfor, żeby zrozumieć, dlaczego przez wieki różne imperia próbowały zdobyć Bizancjum. Po jednej stronie Europa, po drugiej Azja. Cieśnina łączy Morze Czarne z morzem Marmara. Panowanie w tak dogodnym strategicznie miejscu pozwalało kontrolować główne szlaki handlowe i zabezpieczać swoje interesy ze strony dwóch kontynentów. Trudno też przemierzać ulice dzisiejszego Stambułu i nie poczuć dreszczyku emocji. Przecież tu oddychało jedno z płuc chrześcijaństwa. „Drugi Rzym”, Konstantynopol. I nawet do głowy nie przychodzi myśl, że to „ich”, prawosławnych, historia. Dramat podziału chrześcijan nie zmienia faktu, że to historia jednego Kościoła.

Z ręki do ręki
W Stambule widać wyraźnie, jak zmiana nazwy miasta pociąga za sobą zmianę jego charakteru. Osadnicy greccy w VII w. przed Chr. nazwali to miejsce Byzantion. Jedna z legend mówi, że to heros o imieniu Byzas zaangażował się w tworzenie metropolii, która później stała się jednym z najważniejszych centrów kulturowych, politycznych i religijnych w historii. Kiedy w 330 r. cesarz Konstantyn Wielki przeniósł stolicę imperium do Bizancjum, nastała nowa epoka dla miasta. Na cześć cesarza zaczęto używać nazwy Konstantynopol. Jednak mieszkańcy samych siebie zawsze nazywali Rzymianami. Panowała ogólna świadomość przynależności do jednego imperium. Określenie „imperium bizantyjskie” pojawiło się dopiero w opisach historyków, długo po upadku Konstantynopola.

Do pierwszego podziału doszło pod koniec IV w., kiedy cesarstwo podzielono między dwóch synów Teodozjusza I. Rzymem zarządzał Honoriusz, a Konstantynopolem Arkadiusz. Nie miało to nic wspólne-go z walką o wpływy. Podział był czysto strategicznym posunięciem, które miało ułatwić funkcjonowanie państwa. Różnice pojawiały się stopniowo, bardziej na gruncie teologii i sporów o kompetencje dwóch centrów chrześcijaństwa. Schizma, do której doszło w Kościele ostatecznie w 1054 r., była tylko konsekwencją wielowiekowych nieporozumień. Dwa płuca jednej wiary zaczęły odtąd, niestety, oddychać własnym powietrzem. Dystans religijny szedł w parze z wrogością polityczną. Tragicznym wyrazem tego podziału było złupienie Konstantynopola przez krzyżowców w 1204 roku. Konstantynopol, już po upadku Rzymu, pozostał spadkobiercą imperium. Przekonani o tym byli sami mieszkańcy. I tak było aż do zdobycia stolicy przez Turków w 1453 r. Nowa nazwa Istanbul (Stambuł jest spolszczoną wersją) jest różnie tłumaczona. Niektórzy uznają za uprawnione połączenie tego z greckim is tin polin, czyli „on (w znaczeniu Turek) jest w mieście”.

Skocz no do Azji
Dzisiaj Stambuł jest metropolią, w której nowoczesność w stylu zachodniej Europy w zaskakujący sposób łączy się z typowym dla kultury islamu gwarem i spontanicznością. Istiklal Cadesi, główna ulica handlowo-biznesowa, wygląda jak jedna z europejskich dzielnic. Jej zwieńczeniem jest Taksim Square, symbol nowoczesnego Stambułu. Zupełnie inaczej jest na Wielkim Bazarze, gdzie wśród setek kramików, kupców łapiących za rękę i nalegających na skosztowanie swoich towarów można poczuć klimat znany dobrze z krajów muzułmańskich. Położony na pograniczu dwóch kontynentów Stambuł jest jedynym miastem na świecie, gdzie ludzie mogą mieszkać w Europie, a do pracy dojeżdżać do Azji! Codziennie tysiące osób, samochodami przez mosty lub statkami przez Bosfor, jedzie do pracy z jednego na drugi kontynent. Turcja, według wielu polityków w Europie, powinna przyłączyć się do projektu Unii Europejskiej. I są poważne argumenty za tym. Jednak sama Turcja, poza reformami gospodarczymi, musiałaby jeszcze wiele zrobić w kwestii poszanowania praw mniejszości, między innymi chrześcijan. Jest tam zasada, że kościoły nie mogą stać przy samej ulicy. I rzeczywiście, gdyby nie wcześniej uzyskane informacje, trudno byłoby znaleźć kościół, który odwiedził Benedykt XVI. Chrześcijanie w Turcji nie ukrywają, że nie jest łatwo. A abp Luigi Padovese mówi wprost: nawróceni na chrześcijaństwo mają wybór: albo zmienić miejsce zamieszkania, albo zgodzić się na dyskryminację.

Jak przekręcić meczet?
W dzielnicy Sultanahmet znajduje się obowiązkowy punkt wycieczki każdego chrześcijanina. Starożytna świątynia Hagia Sofia (Boża Mądrość). Podobno cesarz Justynian, który kazał odbudować spaloną wcześniej świątynię, tak żeby przyćmiła wszystkie inne, kiedy wszedł w 537 r. do nowej Hagii Sofii, miał krzyknąć: „O, Salomonie, przewyższyłem cię!”. Rzeczywiście, widok w środku wysokiej na ponad 50 m świątyni jest imponujący. I zaskakujący dla nieprzygotowanych. Bo oprócz fantastycznych mozaik z motywami chrześcijańskimi, na kilku wielkich kołach wiszą napisy z imionami… proroka Mahometa i kolejnych kalifów. Kiedy Mehmed II Zdobywca zajął Konstantynopol, od razu kazał zamienić kościół w meczet. Mozaiki zostały zamalowane. Na środkowej ścianie umieszczono mihrab, czyli niszę przeznaczoną na modlitwę w kierunku Mekki. Z czasem zostały też dobudowane minarety, które stoją do dzisiaj, co wśród niezorientowanych sprawia wrażenie, że to tylko meczet. Hagia Sofia była najważniejszą świątynią chrześcijańską na Wschodzie. Odczucie jest więc takie, jakby zamieniono w meczet Bazylikę św. Piotra. Do dzisiaj w Stambule przebywa każdy kolejny honorowy zwierzchnik prawosławia, patriarcha Konstantynopola. Właściwie Hagia Sofia jest dzisiaj muzeum. Nie odbywają się tu ani nabożeństwa chrześcijan, ani modlitwy muzułmanów.

Taka decyzja zapadła po upad-ku imperium Ottomanów i utworzeniu w Turcji świeckiej republiki. Ten kompromis pozwolił m.in. odnowić poszczególne nawy i bezcenne dla sztuki mozaiki (zwłaszcza słynną Deesis z XIII wieku). Przy wyjściu każdy z turystów wkłada palec do małego otworu w tzw. płaczącej kolumnie. Palec jest mokry po przekręceniu, ale można to prosto wytłumaczyć: pod kolumną gromadzi się wilgoć. Ludzie wierzą, że pomaga to w leczeniu chorób. Ale jest jeszcze inna tradycja z tym związana. Meczetowi/kościołowi podobno brakuje 10 cali, żeby mihrab skierowany był w stronę Mekki. I muzułmanie wierzą, że każde przekręcenie palcem o 360 stopni przestawia też całą świątynię we właściwym kierunku… Wychodzimy szybko, bo bizantyjskie pieśni liturgiczne cisną się na usta. A to przecież już nie jest Rzym…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.