Las palm

Szymon Babuchowski

|

GN 11/2008

publikacja 12.03.2008 23:39

W Niedzielę Palmową wokół figury świętego Szymona z Lipnicy wyrasta prawdziwy las ogromnych, kolorowych palm.

Las palm fot. Roman Koszowski

Tradycja procesji z palmami sięga IV wieku, kiedy w Ziemi Świętej narodził się pomysł uroczystości ukazujących ewangeliczne wydarzenia. Chrześcijanie gromadzili się wówczas na Górze Oliwnej i trzymając w dłoniach palmy, szli do miasta z radosnymi okrzykami „Hosanna” na ustach. Do Europy procesje i święcenie palm dotarły w VII wieku, do Polski – w wieku XV. Katolickie zwyczaje łączyły się u nas z pogańskimi – wierzono np., że połknięcie bazi zapewnia zdrowie i chroni przed chorobami gardła. Śmiał się z tego kalwin Mikołaj Rej w „Postylli Pańskiej”: „W Kwietną Niedzielę, kto bagniątka nie połknął, (…) to już dusznego zbawienia nie otrzymał”. A jednak i to wierzenie nie było pozbawione racjonalnych podstaw – w XX wieku okazało się, że wierzba zawiera kwas acetylosalicylowy, z którego wytwarza się aspirynę…


Dziś zwyczaje związane z Niedzielą Palmową stopniowo zamierają. Ludzie zamiast wykonywać palmy własnoręcznie, wolą kupić gotowe w sklepie czy na straganie. Jest jednak takie miejsce w Polsce, gdzie tradycja robienia palm nie tylko nie zaniknęła, ale z roku na rok przyciąga coraz więcej osób. W Lipnicy Murowanej palmy osiągają wysokość sporego bloku mieszkalnego! Nic dziwnego, że przybywają tu goście z całego świata.

Rekordziści
– Kiedyś mówiło się: ile morgów pola, tyle metrów palmy – uśmiecha się Aniela Gromala, mieszkanka Lipnicy. – Palma miała świadczyć o zamożności gospodarza. Dzisiejsze, ponaddwudziestometrowe okazy powstają raczej z chęci bicia rekordów. Zwyczaj tworzenia wysokich palm przywrócił w Lipnicy jej ojciec, poeta Józef Piotrowski, który w 1958 roku ogłosił I Ludowy Konkurs Palm. – To były czasy ostrej komuny, ale ojcu udało się wychodzić pozwolenie od Powiatowej Rady Narodowej – wspomina pani Aniela. – Relacja z tamtej Niedzieli Palmowej znalazła się nawet w Polskiej Kronice Filmowej, tyle że w okolicy powiatu bocheńskiego ten fragment został wycięty. Tato zorganizował wtedy specjalny wyjazd do krakowskiego kina Sztuka, żeby lipniczanie mogli obejrzeć półtorej minuty filmu dokumentalnego! W tym roku, z okazji 50-lecia konkursu, na lipnickim rynku będzie wyświetlana ta kronika.

A czy zostanie po raz kolejny pobity rekord wysokości palmy? Na razie należy on do Zbigniewa Urbańskiego, który w zeszłym roku stworzył palmę liczącą 30 metrów i 68 centymetrów. – Na ten rok szykuję jeszcze wyższą, ale nie zdradzę dokładnie jej wymiarów, żeby nie prowokować konkurencji – śmieje się pan Zbigniew. Zaczynał jako młody chłopak. Pierwszą palmę zrobił w wieku 14 lat. Potem jednak służba w wojsku i praca stolarza nie pozwalały na uczestnictwo w rywalizacji. Wrócił do niej w 1999 roku, gdy ciężka choroba zmusiła go do przejścia na rentę. – Robi się to trochę z nudów, trochę dla podtrzymania tradycji i po to, by udowodnić sobie, że mogę stworzyć coś dużego. A i Pana Boga się przez to chwali.

Palma na zakręcie
Praca nad taką palmą trwa prawie cały Wielki Post. Najpierw trzeba wybrać tyczkę, a właściwie duże belki suchego drzewa, o średnicy ok. 12 cm. Po ich ostruganiu następuje etap łączenia belek, a potem obkładanie ich wikliną i wiązanie cieńszymi witkami wierzbowymi co dwadzieścia parę centymetrów. Ostatnie dni pracy to dekorowanie palmy kwiatami z bibuły i gałązkami bukszpanu. – Tym zajmują się u nas w rodzinie kobiety – przyznaje Zbigniew Urbański. – Wcześniej przez trzy tygodnie przygotowują kwiaty, bo trzeba ich zrobić aż 550. Mężczyźni za to interesują się tym, jak dobrze umocować linki na drzewach, żeby palma się nie wywróciła. Na miejsce musi ją nieść kilkunastu chłopów. Okrężną drogą, bo nie wyrobilibyśmy na zakrętach. Stawianie palmy to najtrudniejszy etap i budzący najwięcej emocji. – Jeśli dzieło, nad którym ktoś pracował kilka tygodni, rozpada się, to leją się łzy. A suchy trzask łamiącej się tyczki robi piorunujące wrażenie – mówi Aniela Gromala. Urbańskiemu palma nigdy się nie złamała, ale dwa lata temu przeżył chwile grozy, kiedy licząca 30 metrów i 13 centymetrów konstrukcja wygięła się pod wpływem wiatru i już się nie wyprostowała. – Obudziła się we mnie taka zawziętość, żeby w przyszłym roku zrobić nie tylko wyższą, ale i stabilną palmę. Udało się – cieszy się mieszkaniec Lipnicy.

Żonę przebiorę
Czy i w tym roku się uda, przekonamy się już w tę niedzielę. Rynek jak zwykle wypełni kilkanaście tysięcy osób, a figurę świętego Szymona z Lipnicy otoczy las kolorowych palm. Oczywiście tych „mniejszych”, liczących do 10 metrów, bo najwyższe muszą być przywiązane do drzew. Gdy barwna procesja ruszy do kościoła, jurorzy rozpoczną obrady, dzieląc palmy na kategorie, w zależności od wielkości. – Równie ważna jak wysokość jest estetyka, wiązanie i smukłość – podkreśla Aniela Gromala. – Są też punkty za strój ludowy, ale przebierał się nie będę, najwyżej żonę przebiorę – śmieje się Zbigniew Urbański. Nagroda nie jest dla niego najważniejsza. W zeszłym roku wygrał wyjazd do Brukseli, ale skorzystali z niego siostra i szwagier. A 1500 złotych, które otrzymał? – Za miesiąc roboty po 12 godzin dziennie, to wcale nie tak dużo – twierdzi. Większość pieniędzy przeznacza na swoją największą pasję – wędkarstwo, a także na leki. Na szczęście ostatnio choroby nie doskwierają mu aż tak bardzo: – Obiecałem sobie, że dopóki będę miał siły, to będę robił te palmy. A że ze zdrowiem coraz lepiej, to i palmy coraz dłuższe.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.