Śliczne, výborné, schöne

Marcin Jakimowicz

|

GN 46/2007

publikacja 14.11.2007 11:59

Jedna ocalała w kościele, z którego pozostała kupa popiołu, inną wyciągnięto nietkniętą spod zwalonego buka. Do kłodzkich Madonn do dziś pielgrzymują tłumy. Ludzie liczą na cud.

Śliczne, výborné, schöne Igliczna - sanktuarium Matki Boskiej Śnieznej Henryk Przondziono

Wielu turystów odwiedzających dolnośląskie sanktuaria cmoka z zachwytem: To je výborné! Das ist super! By to sprawdzić, ruszyliśmy do miejsc, gdzie królują od wieków kłodzkie Madonny.

Głowa do góry!
Nad amboną pięknie rzeźbieni aniołowie schodzą po drabinie Jakubowej. – A wiedzą państwo, dlaczego maszerują po drabinie, a nie lecą? Nie? Bo akurat się pierzą – uśmiecha się Stefan Gnaczy, przewodnik po Kamieńcu Ząbkowickim. To anegdota jednego z tutejszych opatów Gerarda Woywody. Spacerujemy po posadzce, pod którą spoczywają szczątki cystersa w białym habicie. Na nagrobnej płycie wyryto jego dewizę: „Gdy język mój zamilknie, niech kamienie przemówią”. Kamienie Kamieńca, niegdyś potężnego cysterskiego opactwa, pamiętają niejedno. Wchodzący do kościoła turyści zadzierają głowy do góry. Stoją pod najwyższym ołtarzem w Polsce, a być może nawet w całej Europie. Drewniany, bogato rzeźbiony kolos ma aż dwadzieścia cztery metry wysokości.

Cystersi pojawili się tu w 1247 roku. Żyli według benedyktyńskiej reguły, a ziemie, na których się pojawiali, zaczynały gospodarczo kwitnąć. Zakon nie podniósł się do dawnej świetności po kasacie w 1810 roku. Co zostało? Potężny kościół, ogromny sosnowy ołtarz, klasztorne zabudowania. Cystersi byli znakomitymi bartnikami, a turyści do dziś chwalą pięć gatunków kamienieckiego miodu.

Przedsionek piekła
Polanica Zdrój przyciąga tłumy. To bardzo modne uzdrowisko. Niewielu kuracjuszy sączących zdrojowe wody wie, że w granicach miasta mieści się niezwykłe muzeum. Misyjne eksponaty z całego świata gromadzą tu biali sercanie. W ukrytej w górach Polanicy mieszkają od kilkudziesięciu lat. Założyli tu muzeum. Skóra lamparta i węża, misternie rzeźbione afrykańskie maski, bębenki. Zwiedzaniu towarzyszy pokaz slajdów, zabierający nas z dolnośląskiej skąpanej w jesiennym deszczu doliny na gorącą wyspę Molokai. Przewodnik z pasją opowiada porywającą historię ojca Damiana, belgijskiego błogosławionego, który wyruszył na wyspę zwaną przedsionkiem piekła. Zmarł, pracując wśród zesłanych tam trędowatych. Wycieczki szkolne odwiedzające muzeum chyba nie spodziewają się, że na przedmieściach Polanicy poznają tak porażającą historię.
 

Rak zniknął!
Z „przedsionka piekła” po śliskiej jezdni pędzimy do „niebiańskiego zakątka”. Tak nazwał to miejsce w 1300 roku papież Bonifacy VIII. Nad niewielkim kościółkiem w Starym Wielisławiu przelatuje klucz dzikich gęsi. Od wieków króluje tu Matka Boska Bolesna. Figurkę wyrzeźbił w 1274 roku mieszkaniec wioski Schneider. Ujrzał podobno jaśniejącą postać, która poprosiła o wyrzeźbienie figury i obiecała deszcz łask. Dotąd rodzinie Schneiderów nie wiodło się najlepiej; z trudem wiązali koniec z końcem i nękani byli przez choroby. Wszystko zmieniło się, gdy powstała figurka. Odtąd cuda nie opuszczają Wielisławia. Opisano je po czesku i niemiecku w starych kronikach.

Gdy drewniany kościółek spalili husyci, przeszukujący zgliszcza mieszkańcy wsi zdumieli się, gdy pod kupą popiołu znaleźli nietkniętą figurkę Maryi. Nic dziwnego, że do uśmiechniętej Madonny ruszyły pielgrzymki z Polski, Czech, a nawet Węgier. W figurze z wyraźnie zarysowanym brzuchem kobiety ciężarnej wielu wiernych widzi Maryję pogodną, radosną, oczekującą dziecka, ale ponieważ stoi ona u stóp krzyża, czczona jest jako Matka Boża Bolesna. Gdy na początku XVIII wieku na ziemi kłodzkiej szalały zarazy, umierały takie tłumy ludzi, że, jak podają kroniki, „nie miał ich kto grzebać”. Przerażeni mieszkańcy Wielisławia oddali się w opiekę swojej Madonnie. Nikt z nich nie ucierpiał. A dziś? Biali sercanie z przejęciem opowiadają o cudownie uzdrowionej przed dwu laty osiemnastolatce. Mieszkająca w Kłodzku dziewczyna zachorowała na raka mózgu. Co miesiąc przyjeżdżała z mamą do Wielisławia na maryjne nabożeństwa w trzecie soboty miesiąca. Gdy trafiła na badania do szpitala, lekarze otworzyli usta ze zdumienia. Rak zniknął.

Królowa śniegu
Wspinamy się na wysokość 847 m n.p.m. Wyruszyliśmy jesienią, przychodzimy zimą. Zabłocone opustoszałe uliczki Międzygórza, z których ludzi wywiały zimny wiatr i zacinający deszcz, zmieniają się w biały, ośnieżony szlak. Nic dziwnego. Wdrapujemy się do sanktuarium Maryi Śnieżnej na górze Iglicznej. Figurkę – ludową kopię słynnej Madonny z Mariazell – przyniesiono tu, gdy ziemię kłodzką włączono do Prus i utrudniono pielgrzymowanie do słynnego austriackiego sanktuarium. Stanęła pod rosłym bukiem. Gdy w 1765 roku w górach rozszalała się potężna wichura, a wiatr powalił drzewo, ze zdumieniem zauważono, że figurka przetrwała nietknięta. Na Igliczną ruszyły pielgrzymki. Na pierwszy cud nie trzeba było długo czekać. W pobliskiej wsi Sienna młody chłopak wpadł do dołu z wapnem. Poparzony stracił wzrok. Z rodzicami wdrapał się na Igliczną. Odzyskał zdrowie.

Na zielonej polanie stanęło sanktuarium Maryi Śnieżnej. Kościółek odziedziczył wezwanie po słynnej rzymskiej świątyni – pamiątce zimy w środku upalnego lata, gdy 5 sierpnia 352 roku w Wiecznym Mieście spadł śnieg. Figurkę czczoną jako „Przyczyna naszej radości” koronował Jan Paweł II w 1983 roku. Nie było to jego pierwsze spotkanie z polską Madonną z Mariazell. Wcześniej bywał tu na górskich wędrówkach. Z okien plebanii „parafii bez parafian” rozpościera się piękny widok na masyw Śnieżnika. My nie widzimy nic. Cały świat tonie w śniegu.

Śląska Jerozolima
Jan z Raszewa zaszlochał jak dziecko. Był niewidomy. Córka każdego dnia wyprowadzała go na łąkę, by mógł posiedzieć na świeżym powietrzu. Czuł się jak piąte koło u wozu, wiedział, że jest ogromnym ciężarem dla rodziny. Modlił się gorąco o wzrok. Nadaremnie. Wciąż otaczała go ciemność. Zrezygnowany wstał i chciał zrobić krok do przodu. Potknął się i huknął w potężny konar lipy. Dopiero wtedy rozpłakał się na dobre. Jego bezradność sięgnęła zenitu. Nagle zaskoczony podniósł głowę i w konarach drzewa ujrzał (po raz pierwszy w życiu!) niewielką figurkę Maryi. Odzyskał wzrok! Wieść o cudownym uzdrowieniu w mig obiegła całą okolicę. Do Wambierzyc już w XIII wieku zaczęły przybywać pielgrzymki. Do dziś to najpopularniejsze sanktuarium dolnośląskie.

Lipę, na której Jan z Raszewa ujrzał Madonnę, ścięto. Na jej miejscu wyrosła potężna bazylika. Wspinamy się po schodkach. Najpierw 9 – symbol liczby anielskich chórów, później 33 – upamiętniające wiek Jezusa, a na końcu 15 – wiek Maryi w czasie Zwiastowania. Tu wszystko jest symbolem. Jesteśmy w Śląskiej Jerozolimie. Jest i potok Cedron, i Kalwaria z 74 kaplicami, i siedem miast wjazdowych do miasta. W nocy kościół wygląda imponująco: rozświetla się 14 tys. lampek. To pamiątka niezwykłego zdarzenia: 30 maja 1679 r. tuż przed wschodem słońca mieszkańcy Wambierzyc ujrzeli nad kościołem niezwykły łuk światła, szeroki „na osiemdziesiąt kroków”. O cudach wambierzyckich można pisać godzinami: w krużgankach wisi mnóstwo wotywnych obrazów: malowanych historii wysłuchanych modlitw. Opisane starannym gotykiem malowidła świadczą o wielkiej popularności tego sanktuarium.

Wielu turystów ściąga tu dla ruchomej szopki. Z jej powstaniem związana jest poruszająca historia. Ślusarz Longinus Wittig, chcąc rozweselić synka po śmierci matki pogrążającego się w depresji, zaczął rzeźbić figurki. Jedną, drugą… Przez 28 lat wyrzeźbił ich 800, z czego aż 300 jest ruchomych.
Od czterech miesięcy w Śląskiej Jerozolimie gospodarują franciszkanie. Mają ręce pełne roboty. Potężny kościół wymaga natychmiastowej renowacji. Ojciec Bronisław wspina się za ołtarz, by znieść maleńką figurkę Maryi. Wierni całują ją z namaszczeniem. Spod tkanej sukienki wychyla się rączka Jezusa, na której siedzi wyrzeźbiony niewielki gołąbek. Do Królowej Rodzin co roku ściągają tłumy pielgrzymów z Polski, Niemiec i Czech. W czasie odpustu 17 sierpnia Ewangelię czyta się tu w trzech językach.

Proszę Bardo
Pierwsza strażnica stanęła w Górach Bardzkich na szlaku bursztynowym. Było czego pilnować. W pobliskich kotlinach czaili się zbójnicy, czyhający na cenny łup handlarzy. Legenda powiada, że jeden z czeskich rycerzy, strzegący zamku nad rwącą Nysą Kłodzką, w czasie modlitwy ujrzał Maryję. Poprosiła o budowę kościoła w dolinie i pozostawiła figurkę. Kult najstarszej Madonny Dolnego Śląska rozpoczął się już w XII wieku. Dziś czci się ją jako „Strażniczkę wiary”.

Bardo często nawiedzały pożary. W czasie jednego z nich spłonęło doszczętnie wszystko, prócz… lekko osmalonej figurki uśmiechniętej Madonny. Po pożarze gospodarujący tu cystersi zbudowali na początku XVIII wieku ogromną kamienną świątynię. Miejsce przyciąga tłumy turystów. – Niewielkie, ślicznie położone górskie miasteczko liczy zaledwie 3200 mieszkańców. Aż 700 z nich wyjechało za granicę – martwią się redemptoryści, którzy opiekują się świątynią od ponad stu lat. Kroniki notują, że w czasie rozkwitu do sanktuarium przychodziło 400 tys. pielgrzymów rocznie. Do uśmiechniętej Madonny wędrowały często pielgrzymki ślubowane, w których uczestniczyły całe miasteczka i wsie. Do dziś trafia tu kilkanaście takich grup. Największa, siedemsetosobowa, przychodzi co roku z Głuchołaz.

Każdego roku do kościoła zagląda 40 tys. turystów i 15 tys. pątników – liczą redemptoryści. Wielu przychodzi, by wysłuchać koncertów na imponujących organach, mających aż 3567 piszczałek. W 1953 roku kard. Stefan Wyszyński wygłosił tu kazanie, które pamięta się do dziś. Mówił, że to właśnie przez przełom Nysy Kłodzkiej trafiła do Polski wiara chrześcijańska. Bardo to brama, strażnica, miejsce pogranicza, gdzie stykają się od wieków trzy kultury. Na pobliskim wzgórzu znajdziemy trzy drogi krzyżowe: czeską, niemiecką i polską. To cecha charakterystyczna tej ziemi. Dolny Śląsk rozpoczął właśnie potężną akcję promocyjną. Jej koszt jest ogromny: wygospodarowano aż 9 milionów złotych (w tym aż 75 proc. ze środków unijnych). Tak wielkiej promocji nie miał dotąd żaden region Polski. Jeżdżąc po dolnośląskich miasteczkach, lepiej zrozumiemy, dlaczego do promocji zaangażowano trzy popularne osoby: znanych z programu „Europa da się lubić” Polkę Monikę Richardson, Czeszkę Gabi Gold i Niemca Steffena Möllera. Dobór nie jest przypadkowy. Leżąca u podnóża zielonych Sudetów ziemia odnajduje dziś swą tożsamość. Po wielu latach ten tygiel trzech kultur doczekał się wreszcie porządnej promocji.

By dowiedzieć się o promocji regionu, zajrzyj na stronę: www.turystyka.dolnyslask.pl

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.