Woda żywa

Marcin Jakimowicz

|

GN 03/2007

publikacja 19.01.2007 09:42

W styczniu wiele rzek wschodniej Polski zamienia się w biblijny Jordan. Ludzie zabierają z nich w słoikach i butelkach wodę i zanoszą ją do domów. Leczy i oczyszcza – wierzą.

Woda żywa Krople ściekają po krzyżu. Obraz potopu, żywiołu, śmierci staje się „źródłem wody żywej”. Marek Piekara

Za pół godziny będziemy w unickiej cerkwi w Kostomłotach. Przejeżdżamy przez zatopioną w mroku Włodawę. Na rynku drogowskaz wskazuje trzy drogi: do cerkwi, kościoła i synagogi. Ta ostatnia zamieniona na muzeum. Drogowskaz jest symboliczny: wschodnia Polska to prawdziwy tygiel wyznaniowy. Wzdłuż granicy znajdziemy wiele odcieni wschodniego chrześcijaństwa. Przede wszystkim cerkwie prawosławne. Mijamy właśnie znak kierujący do ślicznego monastyru w Jabłecznej. Jedziemy dalej. Nad Bugiem, wśród skromniutkich drewnianych chatek, przykucnęła greckokatolicka cerkiewka. Przed nią wysoki drewniany żuraw. Ten żuraw otoczą jutro wianuszkiem mieszkańcy wioski. Tu odbędzie się centralna część Święta Jordanu. Ale teraz: spać!

Serek dla pobożnych
Budzi nas zapach bigosu. Po kuchni od piątej rano krząta się brodaty kapłan. To ojciec Roman Piętka, proboszcz unickiej parafii. Stoi nad ogromnym garncem. – Zaraz zjawią się tu goście z Białorusi. – Uniccy neoprezbiterzy – wyjaśnia. Pracuje tu już czterdzieści lat. Jest marianinem, kocha chrześcijański Wschód. Odkąd przeszedł na obrządek grecki i został tu gospodarzem, Kostomłoty tętnią życiem. Przez sanktuarium Unitów Podlaskich co roku przewija się kilkadziesiąt tysięcy pielgrzymów. To zderzenie dwóch światów: Wschodu z Zachodem. Miejsce spotkania – pogranicze. Ojciec Roman jest archimandrytą. Cytuje w oryginale Horacego i Wergiliusza, a rozpędzonym, spieszącym się wiecznie ludziom powtarza: – Cierpliwości, Kozaku, będziesz atamanem. Teraz gotuje bigos.

Za oknem jego pomocnik, brat Roman, na wysokiej drabinie zawiesza piękny dywan z ikoną Jana Chrzciciela. Studnia też doczeka się dekoracji. Do kuchni wchodzą młodzi Białorusini: – Jesteśmy ciągle w drodze. U nas nie ma seminarium, studiujemy w Drohiczynie, święcenia mieliśmy w Iwanofrankowsku, a rekolekcje w Licheniu. A do tego ciągle wracaliśmy na Białoruś – śmieją się. – Prawdziwy Kościół pielgrzymujący.

Siedzimy przy kuchennym stole. – Czy jestem tu samotny? Nie! – Oczy ojca Romana błyszczą. – Choć Kostomłoty to wysepka w morzu rzymskiego katolicyzmu i pojezierzu prawosławia, odwiedza nas sporo ludzi. Niedawno przyjechała wycieczka nauczycieli z Białegostoku. Jedna z kobiet słuchała mojej opowieści i zapytała: – Macie tu cerkiewną liturgię? – Tak! – I jednocześnie uznajecie prymat papieża? – Tak – odparłem zdumiony prostym pytaniem. A ona zawołała: – Jakież to wspaniałe! W tym krzyku była wielka tęsknota za jednością. Ludzie żyją tu w zgodzie. Jeśli ktoś narozrabia, to raczej duchowni – śmieje się archimandryta. – Ale jedzcie, jedzcie! Proszę, to domowe masło. Wczoraj na kolędzie jedna kobieta dała nam osełkę.

Na stole serki topione od Białorusinów. Na etykietce napis: „Pomoc Unii Europejskiej dla najuboższych krajów”. Jeden z prezbiterów uśmiecha się smutno i ze wschodnim zaśpiewem mówi: – Powinni dodać: „i najpobożniejszych”. Serek dla najpobożniejszych krajów? Nie przejdzie.

Siostry na końcu świata
Wchodzimy do cerkwi. Szare niebo, mżawka, pieją koguty. Przyjechaliśmy na jedno z najważniejszych świąt Wschodu: malowniczy Chrzest Jordanu, zwany też Teofanią, Epifanią lub Świętem Światła. Tego dnia Jordan płynie przez Beskid Niski, Bieszczady, Roztocze, Podlasie. Święto obchodzone jest 19 stycznia, a w niektórych parafiach, które żyją w rytm kalendarza gregoriańskiego, 6 stycznia.

Uroczystość poprzedza dzień postu i wieczerza, przypominająca wigilię. Centralnym wydarzeniem jest wielkie poświęcenie wody (wielikaja agiasma). Celebrowane nad brzegiem rzeki, jeziora, morza lub przy studni, odbywa się zazwyczaj w zimowej aurze. Nic dziwnego, że na trzaskający mróz mawia się w Rosji kriesztienskij maroz, właśnie od nazwy dzisiejszego święta. Na Ukrainie najwięksi śmiałkowie kąpią się w lodowatej wodzie. W Kijowie nazywa się to „kąpielą jordańską”. Dziś w większości parafii rozpoczynają się tradycyjne odwiedziny kapłana. Ludzie przygotowują na stole jordańską wodę, ikonę, zapaloną świecę, chleb i sól.

– Tego dnia liturgia wspomina trzy momenty objawienia się chwały Jezusa: pokłon Trzech Króli, chrzest w Jordanie i cud w Kanie Galilejskiej – wyjaśnia o. Maciej Zachara, pomagający o. Romanowi w duszpasterskich obowiązkach. – Przez wieki w zachodnim chrześcijaństwie na pierwszy plan wysunęło się święto Trzech Króli. Inne są w tle. A Wschód pielęgnował chwilę chrztu w Jordanie. – Czy ludzie rzeczywiście wierzą, że tego dnia pobliska rzeka zamienia się w Jordan? Myślę, że coś w tym jest – dopowiada o. Roman – bo po poświęceniu wody w rzece ludzie nabierają ją w miejscu, w którym stał kapłan. A mogliby przejść pół kilometra dalej. Kiedyś przychodzili ludzie zza Bugu i nabierali wodę z naszego brzegu. To nie woda uzdrawia. To łaska Boga.

Zaczyna się liturgia. Na ikonie na środku cerkwi prawie nagi Chrystus zanurza się w rwące wody Jordanu. Nad nim gołębica. Stoję na końcu. Nagle ktoś zdecydowanie otwiera drzwi, uderzając mnie lekko w plecy. – Przepraszam – mówi siostra w niebieskim habicie i… oboje otwieramy usta ze zdumienia. – Siostra Marysia? Mała siostra Jezusa? Co siostra robi tu, na końcu świata? – śmieję się. Choć właściwie nie powinienem być zdumiony. Kiedyś żartowaliśmy, że jeśli wybierzesz się w jakieś zapomniane, odległe miejsce, to bardzo prawdopodobne, że spotkasz tam Małe Siostry Jezusa. Jest ich niewiele, ale… są wszędzie.

Gdy nasi dziennikarze byli w Jerozolimie, nagle jak spod ziemi na ich drodze wyrosła siostra Zosia. To właśnie ona zamieszkała w Kostomłotach jako jedna z pierwszych. – Przez 18 lat modliłem się, by przyszły tu jakieś mniszki – opowiada o. Roman. – Kiedyś latem podchodzi jakaś siostra i mówi bez ogródek: Możemy tu zamieszkać? Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. – Jasne, że tak! Tylko gdzie? – Już znalazłyśmy taką małą drewnianą chatkę w pokrzywach. – Dlaczego tu? To jedyna na Podlasiu neounicka parafia, wśród tylu prawosławnych i rzymskokatolickich. Gdy tu zamieszkałyśmy, była bieda, aż piszczało – opowiadają. Do dziś modlą się liturgią wschodnią. – Ojciec Roman nas wymodlił. Ale czy naprawdę o takie dziwne siostry mu chodziło? – wybuchają śmiechem siostry Karola de Foucauld.

Wszystko płynie
Płynie grecka liturgia. Czy można opisać jej piękno? Zabraknie pięknych śpiewów, poezji hymnów, zapachu świec i kadzidła. Ludzie po starosłowiańsku śpiewają pieśń: „Na jordańskich falach czystych / przywitał Chrystusa Jan / Światłem promieni srebrzystych / błysnął w górze tęczy łan”. Refren podchwytują wszyscy. Wychodząc w procesji śpiewają: „Hraj pisnju Jordane, radujsia Iwanie”. Cała wioska zbiera się u studni. Uczucie przejmującego zimna potęgują wiatr i zacinający deszcz. Ludzie trzymają się dzielnie. Zgodnym chórem śpiewają: Gospodi pomiłuj.

Ojciec Roman trzykrotnie zanurza w wiadrze z wodą trzy płonące świece, pochyla się i trzy razy tchnie w nią na znak krzyża. Na końcu trzykrotnie zanurza w wiadrze krzyż. Woda ścieka po nogach Jezusa. Obraz potopu, żywiołu, śmierci staje się „źródłem wody żywej”. Wody grobu stają się łonem. W wodzie umiera to, co stare i grzeszne, aby narodziło się to, co nowe i czyste. Tego dnia Bóg błogosławi wody całego świata – piszą wschodni teologowie.

Kiedyś cała parafia chodziła nad Bug. Gdy rzeka zamarzła, w lodzie wycinało się przerębel w kształcie krzyża. Teraz, gdy ludzie zestarzeli się, a wokół rzeki trzeba brnąć przez ogromne błoto, wodę święci się przy cerkwi. Nie widać młodych. Zaledwie kilka osób ze służby liturgicznej, dwie dziewczyny. Wschodnie wioski opustoszały. Młodzież uciekła do miast i za granicę – kiwają głowami mieszkańcy. Nalewają wodę do butelek. Jordan w pojemnikach po „Kubusiu” i po konfiturach trafia do domów. Ta woda ma niezwykłą moc – wierzą. Zmarznięci wracają. Żuraw przy cerkwi znów stoi samotny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.