Zbyt krótki karnawał

ks. Tomasz Horak

|

GN 09/2011

Myśl: Kto nie potrafi być dzieckiem do końca życia, bywa niebezpieczny dla otoczenia.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Karnawał wyjątkowo długi. Chyba wszystkie maturalne klasy już zdążyły ze studniówkami. Jakoś żadna z dziewczyn tego roku nie zadzwoniła do mnie z nieśmiałym pytaniem, czy nie chcę jej zobaczyć w balowej sukni. Ale może ktoś zaprosi do obejrzenia filmu ze studniówki. Tego oficjalnego. Bo bywają i takie nieoficjalne, na które młodzi kładą embargo nawet (zwłaszcza?) wobec rodziców. Swoją drogą widziałem kiedyś taki film, po roku. I nie zauważyłem niczego, co podlegałoby cenzurze obyczajowej. Może to była tylko taka tajemnica ich nieomalże dziecinnej radości – wszakże wypada im być dorosłymi. A skądinąd wiadomo, że kto nie potrafi być dzieckiem do końca życia, bywa niebezpieczny dla otoczenia. Nie mówię „dziecinnym” , ale „być dzieckiem”. To różnica. Różnica wynikająca nawet z Ewangelii. „Jeśli się nie staniecie jak dzieci...” – mówił Jezus.

Tak patrzę na tych dziewiętnastolatków i zastanawiam się, jak ustrzec w nich tę świeżą, radosną, niewinną potrzebę bycia dziećmi. Bo za kilka miesięcy zderzą się z nową rzeczywistością. Walka o miejsce na studiach, o miejsce w akademiku albo o tańszą stancję. Konkurencyjna walka na roku i w grupie. Bo coraz częściej koledzy (koleżanki) przestają być kolegami, a stają się przeszkodą, którą należy eliminować. Nieraz brutalnie. Nasłuchałem się i na ten temat. Zderzą się z bezduszną ścianą uczelnianej administracji – i tej urzędniczej, i tej dydaktycznej. Będą koczować na dworcach i przystankach, by pojechać do domu po kolejną strasznie ciężką torbę „wałówy” – bo miastowe życie drogie. I do proboszcza dzwonić będą, by powiedzieć to, o czym wstyd rodzicom mówić – o tęsknocie, o samotności, o bezsilności. Aż mi z telefonu łzy kapać będą. To niech przynajmniej na studniówce wybawią się tak, by świat nie wiedział, że wciąż chcą być dziećmi.

Karnawał, choćby długi, zawsze będzie zbyt krótki. Wszyscy o tym wiemy. A przecież wszyscy szukamy takich chwil nieprzytomnej radości, zapomnienia. Byle granicy grzechu nie dotknąć. Prawda, że Zły w takich chwilach tylko patrzy, by zamącić, a przynajmniej przygasić głos rozsądku i sumienia. Ale też prawda, że kto nauczył się swoją radość Bogu przynosić, złego bać się nie musi. Dlatego ze strony rodziców jeden z ważnych sposobów uodparniania dzieci na wpływ zła to uczenie ich radości. A katecheci, duszpasterze, w ogóle ludzie wierzący powinni w wielkiej cenie mieć radość, zabawę – karnawał także.

Ostatnie już dni karnawału. Ale Popielec nie powinien zgasić radości. Owszem, położy kres zapamiętałej zabawie. Radość niech jednak zostanie. Według apostoła Pawła, jest przecież jednym z owoców Ducha Bożego. I warto pamiętać, że święty smutny to smutny święty.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.