Różnica czasu

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 25/2010

publikacja 26.06.2010 08:49

Renomowani piłkarze zarabiają przede wszystkim w klubach. Tak więc gdy przychodzi reprezentować ojczyznę, to już nie starcza sił, ani ochoty.

Różnica czasu

Jest sobotni poranek. Siedzę we Francji, dokąd przybyłem, by wziąć udział w konferencji matematycznej. Konferencja była – jak zwykle – bardzo owocna, ale wymagała sporego zaangażowania. Dopiero dziś mam trochę czasu, żeby zebrać myśli i podzielić się wrażeniami z pobytu na bardzo dalekim Zachodzie. Tak bardzo dalekim, że słońce zachodzi tu po 10. wieczorem, a nawet o 11. jest jeszcze jasno. Bierze się to stąd, że mimo różnicy mniej więcej dwóch stref czasowych, tubylcy zmieniają czas tak jak my i nastawiają zegarki tak jak warszawiacy albo krakowianie. Chciałoby się powiedzieć o Europie sziraka strana maja rodnaja, ale być może poetyka nie z tej epoki i nie z tej „strany”. Oczywiście nic w przyrodzie nie odbywa się za darmo i dlatego ranki są tutaj ciemne, zimne i ponure.

W przerwach między kolejnymi sesjami, no i trochę też po sesjach (żeby Czytelnicy nie myśleli, że my tu po nocach pracujemy), oglądamy transmisje z południowoafrykańskich mistrzostw świata. Jak na razie mnóstwo niespodzianek, pewnie zanim ten numer dotrze do rąk Czytelników, wiele zagadek się wyjaśni. Hiszpania, która była moim absolutnym faworytem (bo jeśli przegrywać 0:6, to tylko z mistrzem świata), potknęła się na Szwajcarach. Francuzi pakują walizki po przegranej z Meksykiem. Niemcy pokonani przez Serbów obciążają winą za swoją porażkę Polaków: Klose otrzymał czerwoną kartkę, a Podolski nie strzelił karnego.

Anglicy nie potrafili wykazać swojej wyższości nad Algierczykami. W zasadzie w tej fazie rozgrywek tylko drużyny południowoamerykańskie i azjatyckie sprawują się nieźle. Może to wynik różnicy czasu – albo raczej jej braku – pomiędzy Afryką Południową a Europą? Bardziej serio, myślę, że już od wielu lat daje się zauważyć kryzys rozgrywek na najwyższym szczeblu. Renomowani piłkarze zarabiają przede wszystkim w klubach – z tego żyją i dla tego muszą mieć zdrowie. Tak więc gdy przychodzi reprezentować ojczyznę, to już nie starcza sił ani ochoty.

Uwaga: powyższe tłumaczenie nie dotyczy Polaków, którzy jednak nie zarabiają tyle co ich koledzy, a poza tym na ogół siedzą na ławce rezerwowych, więc powinni być zainteresowani występami przed milionową publicznością. Może na Euro 2012? Spotykam tu Węgrów (1:6 z Holandią przed MŚ), którzy zazdroszczą nam pomysłu: dla nich też jedynym sposobem, żeby zagrać w finałach takiej imprezy, byłoby jej zorganizowanie u siebie. Dość kosztowny to awans, ale cóż zrobić, jeśli inaczej nie można? Ubogi lud ma swoje sposoby, i choćby nawet miał się zadłużyć, dopnie swego. A w razie czego: nie trzeba będzie wracać do domu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.