Potrzeba pamięci narodowej

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 20/2010

publikacja 21.05.2010 12:45

Jak młodzi mają zrozumieć wielkość zmian, które się dokonały, jeśli nie wiedzą, co było „wtedy”?

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Byłem na kolacji u znajomych. Był ich syn z dziewczyną – oboje tegoroczni maturzyści. Rozmowa zatacza szerokie i różnorodne kręgi. Ktoś opowiada o przygotowaniu do chrztu dorosłego człowieka, który nie był ochrzczony, bo ojciec był oficerem – chodziło o czasy sprzed kilku dziesiątków lat. „Nie ochrzcił dziecka, bo był oficerem?” – zdziwił się młody człowiek. Dla nas, starszych ludzi, sprawa jest zrozumiała. „Wtedy”, czyli „za PRL-u” (znowu zdziwione spojrzenie młodego człowieka), w niektórych zawodach zabraniano ludziom religijnych praktyk. Zabraniano skutecznie, posługując się naciskami na karierę zawodową, na możliwości startu dzieci na studia, strasząc zsyłką na głuchą prowincję.

Nie mówiąc o tym, że i odpowiedzialność za „winy” bliskich krewnych była stosowana. Wiem, co piszę.
W końcu mój rodzony brat nominację profesorską otrzymał dopiero za czasów prezydentury Wałęsy, mimo że merytoryczne wymogi spełnił wiele lat wcześniej. Ale miał brata księdza. A mamę pokazowo usunięto z pracy w szkole, bo jej „grzech” był cięższy – syna na księdza wychowała. Szukam rozliczeń? Czekam na ukaranie winnych? Nic z tych rzeczy. Jednak uważam – i nie jestem w tym przekonaniu sam, że i te niezbyt chlubne szczegóły niedawnej historii powinny być młodemu pokoleniu znane. No bo jak młodzi mają zrozumieć wielkość zmian, które się dokonały, jeśli nie wiedzą, co było „wtedy”? Wiem, że czeka mnie zarzut, iż piszę o sprawach, których nie widać z mojego okna. Oj, widać, widać. Wspomniana na wstępie sprawa chrztu to właśnie to, co widać było i wtedy, gdy sam byłem młodym księdzem, i co wraca w sumieniach ludzi po dziś dzień.

Bo „tamte czasy” to było łamanie ludzkich sumień. Czasem na polu religii, czasem na polu moralności. A moralność bywała używana jako narzędzie walki z wiarą. Sam jako smyk jeszcze, ale już zaangażowany harcerz, byłem kiedyś na odprawie w komendzie hufca, gdzie była mowa i o tym, by „dać chłopakom i dziewczynom zupełną swobodę. Jak się zajmą sobą, to nie będą myśleć w niedzielę o kościele, a na co dzień o modlitwie”. Połamane wtedy ludzkie sumienia nie pozwalają dziś budować normalnego życia – rodzinnego, społecznego, politycznego. Trzeba też pamiętać, że połamane sumienie goi się dopiero w drugim, trzecim pokoleniu. Nie zagoi się, jeśli zapomnimy, co nas wczoraj bolało.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.