Wojna i odpowiedzialność

Marek Jurek

|

GN 26/2022 Otwarte

Rozpatrując przebieg wojny na Ukrainie, musimy mieć wizję jej korzystnego zakończenia.

Wojna i odpowiedzialność

Cele wojny muszą zdefiniować sami Ukraińcy, władze ich państwa. Ale my musimy wiedzieć, jakie rozwiązania leżą w interesie naszego kraju. Żadne państwo nie powinno w sposób zamierzony działać na szkodę innego, ale tym bardziej żadne nie ma obowiązku działać wbrew nakazom interesu narodowego, za który odpowiada. W tej odpowiedzialności nikt go nie zastąpi.

Optymalny scenariusz wojny dziś to udana ukraińska kontrofensywa, która w połączeniu z presją polityczną (zwiększania obecności wojsk NATO w Europie Środkowej oraz przyjęcia Finlandii i Szwecji do Przymierza Atlantyckiego) nakłoni Rosję do wycofania się na linie przerwania ognia sprzed 24 lutego i podjęcia rozmów pokojowych. Tak w przybliżeniu może wyglądać bardzo wymagający scenariusz odparcia agresji. W sytuacji podziałów politycznych w łonie Zachodu to on mógłby stanowić wspólny horyzont polityki NATO.

Zachowanie niepodległości przez Ukrainę samo w sobie zadałoby cios neobolszewizmowi. Umocniłoby Białorusinów w przekonaniu o wartości własnego państwa, a nawet ludność Królewca zachęciłoby do koncentracji na rozwoju swego regionu. Lekceważyć walkę o takie zwycięstwo, zakładać bezterminowe trwanie niszczącej Ukrainę wojny, zamieniać ją w drugą Syrię – wszystko to stanowiłoby zaprzeczenie odpowiedzialności i solidarności. Warto to sobie uzmysłowić teraz, gdy powinniśmy mieć jasną świadomość, czego oczekujemy od letniej kontrofensywy.

Jest bowiem i inne podejście do wojny. To, które najlepiej streścił Paweł Kowal, zapowiadając, że „otoczenie Putina będzie musiało go wydać”. To scenariusz wojny prowadzonej do bezwarunkowej kapitulacji Rosji. W czasie rosyjskiego najazdu na Gruzję przeprowadzono w Rosji niezależne badania opinii społecznej, które miały pokazać, jak Rosjanie wyobrażają sobie to państwo. Gruzja to mały kraj, liczący niespełna cztery miliony mieszkańców. Rosjanie jednak, zindoktrynowani przez propagandę usprawiedliwiającą wojnę „gruzińskim zagrożeniem”, przekonani byli, że ich sąsiad na Kaukazie jest ośmiokrotnie większy niż w rzeczywistości.

Mam wrażenie, że teraz zwolennicy wojny prowadzonej aż do bezwarunkowej kapitulacji Rosji, ulegając własnej autopropagandzie, tracą z oczu materialną rzeczywistość i przestają się zastanawiać nad konsekwencjami swoich deklaracji. Na świecie jest wielu tyranów, którzy umrą we własnych łóżkach, nie niepokojeni przez społeczność międzynarodową. Świat jest też pełen krzywd, za które nie ma zadośćuczynienia. Oczywiście, z faktu, że nie można zmienić wszystkiego, nie wynika, że nie należy zmieniać tego, co można zmienić. Dziś Ukraina potrzebuje przede wszystkim materialnej i politycznej pomocy dla odzyskania pokoju i zachowania niepodległości. Wydaje się jednak, że te narodowe i ludzkie cele tracą znaczenie dla polityków zafascynowanych geostrategicznym wymiarem konfrontacji.

W drugim miesiącu wojny jeden z przywódców Platformy Obywatelskiej, Jacek Szczerba, urządził wrogą demonstrację przeciw polityce Węgier. Jej uczestnicy oblali czerwoną farbą wejście do węgierskiej ambasady, na którym akurat wisiał plakat informujący o węgierskiej pomocy dla ukraińskich uchodźców, pomocy należącej do proporcjonalnie największych w Europie. Węgry prowadzą inną od nas politykę wobec wojny, ale uczestniczą w uzgodnionych działaniach Zachodu i przede wszystkim pomagają potrzebującym. Gest zwolenników posła Szczerby najlepiej natomiast pokazał, jak w miarę narastania wojennych emocji ofiary stają się jedynie argumentem, a pomoc przestaje być istotna.

Oczywiście nie można popadać w błąd macronizmu. W wojnie z zamierzoną agresją pokój można osiągnąć jedynie przez skuteczny opór, zadając dostatecznie ciężkie straty nieprzyjacielowi, a jednocześnie domagając się przerwania ognia. Losy wojny zależą od solidarności Zachodu wobec Ukrainy. W ramach tej solidarności mamy wpływ na jej wynik, nie rozstrzygniemy o nim sami, nie powinniśmy więc dezorientować Ukraińców deklaracjami bez pokrycia. Do pokoju może też doprowadzić mediacja nakłaniająca do rozejmu wyczerpanego agresora. Ale pokój można też storpedować, przesuwając cele wojny poza realistyczny horyzont. I w tej sprawie polska opinia publiczna powinna mieć całkowitą jasność.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.