Piękno w ruinie

Franciszek Kucharczak

|

GN 26/2022

publikacja 30.06.2022 00:00

Jeśli ktoś myśli, że budynki nienadające się do zamieszkania nie nadają się do niczego, niech zobaczy pałace w Krainie Górnej Odry.

Pałac w Sławikowie przetrwał II wojnę światową.  Do ruiny doprowadziła go polityka PRL. Pałac w Sławikowie przetrwał II wojnę światową. Do ruiny doprowadziła go polityka PRL.
Roman Koszowski /foto gość

Wśród skupiska drzew prześwitują jakieś zabudowania. Gdy podjeżdżamy, widać tylko wysoki mur. Wreszcie skręcamy. Niespodzianie ukazuje się potężna elewacja. To jest dopiero widok! Rzędy okien w klasycystycznej oprawie, jedne nad drugimi, wpatrują się w nas pustymi oczodołami. Zdobienia ścian, resztki schodów, kolumienki – wszystko tu mówi o dawnym splendorze. Uwagę zwracają rzeźby w trójkątnym przyczółku nad centralną częścią fasady. A właściwie resztki rzeźb przedstawiających półleżące postacie, oparte o coś, co było zegarem, a dziś jest dziurą. Gdzie spojrzeć, świetność eklektycznego pałacu miesza się z efektami jego późniejszej dewastacji. Z jednej strony żal zniszczonego piękna, a z drugiej podziw dla piękna zachowanego, a nawet w pewnym sensie podkreślonego. Bo trzeba przyznać, że takie ruiny robią wrażenie – może nawet większe niż budynki „pełnosprawne”. Pewnie dlatego w XIX wieku byli tacy magnaci, którzy budowali sobie tzw. ruinę romantyczną, żeby patrząc na nią, przeżywać wzruszenie i snuć refleksje nad kruchością bytu. Ziemia raciborska jednak – bo na niej właśnie jesteśmy – skrywa sporo ruin prawdziwych pałaców, przy których nie trzeba sztucznie wywoływać melancholii.

Wanna z marmuru

Budowla, którą podziwiamy, znajduje się w Sławikowie, niewielkiej wsi nad Odrą na północ od Raciborza. – To największy pałac na tym terenie. W gminie mamy trzy sklepy i dziewięć pałaców – śmieje się Zygmunt Kandora z Urzędu Gminy Rudnik.

Przewodnik otwiera prowizoryczną bramę i wprowadza nas na obszerny plac. Wyjaśnia, że gdy w 1945 roku przez ten teren przetoczyła się Armia Czerwona, pałac przeznaczono na magazyn dla utworzonego wtedy PGR. W 1954 roku zdjęto z budynku miedziany dach i od tamtej pory stoi jako ruina. W 2006 roku obiekt przejęła gmina, ratując go i pracując nad jego zabezpieczeniem.

Kierujemy się do wejścia w lewym skrzydle. – Ta część pałacu była przeznaczona dla pań, prawe skrzydło dla panów, a środek był wspólny. Ta moda przyszła z Anglii, w XIX wieku mieli tam takie wiktoriańskie fanaberie – wyjaśnia. W tym wypadku autorem fanaberii była pruska rodzina von Eickstedt, która w XIX wieku weszła w posiadanie Sławikowa. – Na parterze przebywała służba. Na co dzień pracowały tu cztery osoby, zatrudnione i mieszkające w pałacu: dwie pokojówki do obsługi pani i panny, lokaj do dyspozycji pana i kamerdyner – do otwierania drzwi. Inne osoby, jak kucharki, woźnice i innego rodzaju służba, przychodziły ze wsi – tłumaczy Zygmunt Kandora.

O standardzie życia właścicieli mówi umieszczona w podłodze neogotyckiego pomieszczenia okrągła marmurowa wanna. To chyba jedyny marmurowy przedmiot, który ocalał – nie było jak go wynieść. Jest tak duża, że nie zmieściłaby się ani w oknach, ani w drzwiach. – Dlatego najpierw ją posadowiono, a dopiero potem murowano – mówi nasz przewodnik.

Z tyłu pałacu rozciąga się park, dziś zdziczały. Do znajdującej się na nim rekreacyjnej polanki prowadził tunel pod pergolą, której szczątki można dostrzec wśród roślinności. Tym tunelem, obecnie udrażnianym, służba dostarczała państwu do ogrodu napoje bądź posiłki. W głębi parku stoi równie zniszczone jak pałac mauzoleum w stylu neogotyckim. Przed nim w trawie widać gdzieniegdzie przewrócone nagrobki. – Tu chowano właścicieli. Oni byli protestantami, a ludność katolikami, więc zbudowali sobie w tym miejscu własny cmentarz – wyjaśnia pan Zygmunt.

Widać, że trzeba włożyć jeszcze wiele pracy i pieniędzy, żeby doprowadzić wszystko do stanu trwałej ruiny, ale warto. To wspaniały obiekt.

Żywy romantyzm

Na południe od Sławikowa, w tej samej gminie Rudnik, znajduje się wieś Łubowice. Piękne są te strony – pełne zieleni pola i wielkie zalesione przestrzenie, i widoki na dolinę Odry. Nic dziwnego, że okolice te ukochał Joseph von Eichendorff, wielki poeta niemieckiego romantyzmu. To opisy tych miejsc zajmują wielką część jego twórczości. A z powodu poety przyjeżdżają tu często jego rodacy. Między innymi dla obsługi przybyszów powstało tu Centrum Eichendorffa. Budynek stoi niedaleko rodowego gniazda poety, dawnego pałacu, a dziś jego pozostałości. To efekt działań wojennych w 1945 roku, gdy neogotycka budowla uległa poważnemu zniszczeniu. Nie jest to ruina porównywalna do tej w Sławikowie, ani pod względem rozmiaru, ani wyglądu. Niemniej odczuwa się tu wciąż specyficzny klimat, który tak zachwycał Eichendorffa. Przyczyniają się do tego rozstawione w wielu miejscach tablice z tekstami jego wierszy – w oryginale, czyli po niemiecku, i po polsku. „Pamiętasz tam, na wzgórzu, zamek ów?/ Łkał nocą róg, jak gdyby wołał ciebie,/ I sarna szła na łów,/ I szumiał las i srebrniał sierp na niebie –/ Tak cicho… Abyś mógł usłyszeć siebie/ I boleść swych dziecięcych snów” – to fragment jednego z utworów Eichendorffa w przekładzie ks. Jerzego Szymika.

Najwięcej plansz stoi wzdłuż Zajęczej Ścieżki, urokliwej zabytkowej alei grabowej, która była ulubionym miejscem spacerów poety. Dziś przechadzają się tu przyjezdni, chłonąc niezwykłą atmosferę tego miejsca wraz z romantyczną treścią czytanych po drodze wierszy.

Drugie życie zamku

W upale południa dojeżdżamy do Tworkowa w gminie Krzyżanowice. To z kolei na południe od Raciborza, bliżej czeskiej granicy. Naszym celem jest tutejszy zamek Reiswitzów i Tworkowskich. To wiekowa i piękna budowla, wzniesiona na fundamentach z XIII wieku. Jej najstarsze, renesansowe części pochodzą z drugiej połowy XVI wieku. Pozostałe noszą późniejszy, neorenesansowy charakter. Zachowały się liczne misternie rzeźbione elementy architektoniczne, przydające zamkowi nieco baśniowego klimatu. Także ten zabytek to ruina, ale dziś już zrewitalizowana. Gmina, po przejęciu w 2004 roku obiektu od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, podjęła tu prace konserwatorskie, zabezpieczając zamek i czyniąc z niego atrakcję turystyczną.

Okazale prezentuje się wieża z renesansowym portalem i kartuszem herbowym nad wejściem. Wchodzimy do wnętrza, mijając wyrzeźbionych w drewnie halabardników, a tuż za rogiem pilnujący zamku pan Gerard proponuje wybicie pamiątkowej monety. Poinstruowany, wkładam krążek złotopodobnego metalu do urządzenia i z całej siły uderzam młotkiem w „matrycę”. Rzeczywiście – krążek stał się monetą z zarysem zamku i logotypem gminy.

Idziemy dalej. – Ta wieża ma 21 metrów – opowiada Barbara Juraszek, pracowniczka Urzędu Gminy Krzyżanowice, prowadząc nas w górę po krętych metalowych schodach. – W styczniu 1931 roku wybuchł tu pożar, a dzieła zniszczenia dokonały działania wojenne w 1945 roku – wyjaśnia przyczyny, dla których zamek znalazł się w ruinie.

Docieramy na platformę widokową odrestaurowanej zabytkowej wieży pałacowej. Rozpościera się stąd piękny widok na dorzecze Górnej Odry oraz miejscowości położone na jego obszarze. W zamku trwają jeszcze prace, ale już jest tu co oglądać i gdzie pospacerować, a wszystko to bezpłatnie. Niebawem będzie można w tym miejscu wysłuchać także koncertu albo wykładu, bądź skorzystać z innej oferty kulturalnej. Stanie się to możliwe po ukończeniu remontu w prawym skrzydle pałacu. Ta część budowli jest już zadaszona, a w arkadowych wnękach pojawiły się okna. – Tu była kiedyś wozownia. Dzięki funduszom zewnętrznym niedługo będziemy ją mogli udostępnić. Tworzymy tam węzeł sanitarny, socjalny, tak żeby można również w zimie organizować jakieś imprezy – zapowiada Barbara Juraszek.

Po obejrzeniu zamku kierujemy się do parku pałacowego. Także tu wykonano wiele prac, przystosowując go do funkcji rekreacyjnych. Jest ścieżka zdrowia według założeń doktora Kneippa, twórcy wodolecznictwa, i ścieżka edukacyjna na temat historii tego miejsca, jego fauny i flory. – Tu jest taki „ptasi budzik”, który pokazuje, jakie ptaki o której godzinie rano śpiewają – opowiada nasza przewodniczka, wskazując jedną z plansz edukacyjnych.

Odjeżdżamy stąd, pozostając pod wrażeniem tego, co może znaczyć rewitalizacja. Jeśli ktoś ma wątpliwości, niech przyjedzie do Tworkowa. Spodoba mu się.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.