Zdążyć przed Rosją. Za późno?

Jacek Dziedzina

|

GN 26/2022 Otwarte

Rada Europejska przyznała wreszcie status kandydata do Unii dwóm krajom, które czekały na to latami: Ukrainie i Mołdawii. I można by zakończyć tę informację stwierdzeniem, że na tym statusie oba kraje poprzestaną, bo kandydatem można być długie dekady i mimo wszystko nie doczekać się pełnego członkostwa (Turcja „kandyduje” od 1999 roku).

Zdążyć przed Rosją. Za późno?

Czy to nie nazbyt pesymistyczna diagnoza? I tak, i nie. Po pierwsze, decyzja unijnych przywódców z pewnością jest wypełnieniem jakiegoś minimum sprawiedliwości, zwłaszcza wobec Ukrainy. Bo to właśnie prozachodnie aspiracje Ukraińców doprowadziły najpierw do Euromajdanu w listopadzie 2013 roku, a następnie do rosyjskiej agresji w 2014 roku (wtedy jeszcze pod przykrywką zielonych ludzików na Krymie i seperatystów w Donbasie) i wreszcie do trwającej obecnie otwartej agresji. Krótko mówiąc: Ukraina wywalczyła sobie tę kandydaturę krwią. Problem w tym, że jak na tak wysoką cenę, oferta unijna jest mimo wszystko mocno spóźniona. Zniszczeń i dokonanych przez Rosjan zbrodni nie da się już cofnąć. Z drugiej strony sami Ukraińcy zdają sobie sprawę, że na razie nie mają poważniejszej alternatywy niż wierzyć, że jednak wygrają z Rosją, a następnie rozpocząć długi marsz do pełnej integracji z Zachodem. Problem w tym, że nic na razie nie wskazuje na to, by Rosja miała zostać pokonana w takim wymiarze, żeby rzeczywiście nie mogła już więcej zatrzymywać marszu Ukraińców na Zachód. Ukraina w tym momencie potrzebuje nie tyle niewiele kosztujących politycznie deklaracji, ile realnego i potężnego wsparcia militarnego.

Z drugiej strony nie jest też tak, że problem w opóźnieniu integracji z Unią leży tylko po stronie zachodniej. Sami Ukraińcy, mimo prozachodnich deklaracji, długo ociągali się z niezbędnymi reformami, bez których nie ma szans na wstępowanie do jakiegokolwiek klubu. To sądownictwo i walka z korupcją, a także przede wszystkim „deoligarchizacja” państwa, czyli pozbawienie oligarchów możliwości szachowania władz i paraliżowania kraju swoimi interesami i wpływami. Szok wywołany wojną może pomóc w radykalnym zerwaniu z tym wszystkim, co dotąd blokowało reformy.

Podobne jest z Mołdawią, która w każdej chwili może stać się kolejnym celem rosyjskiej agresji. Tam też widoczny jest cały pakiet spraw, które wymagają uzdrowienia, ale czy jest jeszcze na to szansa, w sytuacji gdy krajowi grozi wchłonięcie przez agresora? Zachód jest spóźniony w kwestii Ukrainy i Mołdawii o co najmniej 10 lat. Skoro perspektywa członkostwa i tak oznacza długie lata kandydowania, nic nie stało na przeszkodzie, by taki sygnał i moralne wsparcie wysłać na długo przed tym, zanim spadły pierwsze rakiety na Kijów, Charków czy Ługańsk.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.