Jak nie wylać dziecka z kąpielą

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 09/2010

publikacja 06.03.2010 15:49

Skoro mówimy „ziarno” i „owoc” – to zakładamy cierpliwość. Ale też wiarę duszpasterza. I nadzieję, że łaska Boża większa jest od ludzkiej słabości.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Spotkałem syna znajomych. „No i co? Maleństwo ochrzczone?”. Okazało się, że nie. Trzeba, by najpierw ślub. No i racja. Tak byłoby po kolei, a obietnice wiary i wyrzeczenie się grzechu byłoby wiarygodne. Proboszcz ma rację. Powinien wpłynąć na rodziców, zmotywować i pomóc podjąć decyzję uporządkowania ich związku wobec Kościoła. Każdy duszpasterz wobec tego problemu staje – i to coraz częściej. I staje wobec problemu, jak nie wylać dziecka z kąpielą. Z jednej strony, jeśli nie postawi wymagań i tylko uśmiechnie się do rodziców żyjących w związku nieformalnym – niedobrze.

Z drugiej strony, gdy postawi sprawę na ostrzu noża: nie będzie chrztu, póki nie będzie ślubu – też źle, a nawet wbrew prawu kościelnemu. Jest wyjście trzecie. Nakłonić do kilku spotkań duszpasterskich, których celem jest ewangelizacja – no bo cóż innego? Ewangelizacja z nadzieją, że ziarno wyda owoc – jak mówi Jezus w przypowieściach. Skoro mówimy „ziarno” i „owoc” – to zakładamy cierpliwość. Ale też wiarę duszpasterza. I nadzieję, że łaska Boża większa jest od ludzkiej słabości. Nie wolno też zgubić miłości! Razem z miłością – szacunku. Wiem, że to jest trudne i sam nieraz nie sprostałem tej litanii wymagań. Ale też muszę przyznać, że ilekroć tak się stało, tyle razy przegrywałem. Na różne sposoby, przede wszystkim we własnych oczach. I zwykle zamykałem drogę moją do nich, ale także ich do siebie. Czy i do Kościoła? Czy i do Boga? Mam nadzieję, że nie.

Próbowałem dowiedzieć się, jak przebiegają te przedchrzcielne spotkania. Młody człowiek niewiele powiedział, pewnie dobrze. Z tego, co usłyszałem, odniosłem wrażenie, że niewiele w nich ewangelizacji. Jakby obie strony (czy to dobre określenie?) nie bardzo wiedziały, o co w nich właściwie chodzi. Nie dziwię się. Ale też nie oceniam, bo wiem, jak delikatna to materia. Widzę też, jak bardzo potrzeba – i to pilnie! – wspólnego namysłu duszpasterzy, mądrych wskazówek, a także określonych i obowiązujących procedur.

Owszem, istnieją takowe, ale widać, że nie całkiem przystają do rzeczywistości zmieniającej się w tej materii nader szybko i zbyt głęboko. I jeszcze coś. Tylko w sektach wszyscy muszą dokładnie pasować do obowiązującego wzorca. Kościół nie jest i nie powinien stać się sektą, choćby nawet idealną. Zapytasz: Czy to już liberalizm? Nie, Ewangelia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.