Koniec świata

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 50/2009

publikacja 13.12.2009 18:29

Próby rozmiękczenia tradycji trwają i mogą zakończyć się sukcesem, jeśli nie będzie woli przeciwstawienia się im

Maciej Sablik Maciej Sablik

Żółw i zając to bohaterowie baśni Ezopa, w której (przypomnę, bo może trzeba) chodzi o to, że talent niepoparty pracowitością przegrywa z wytrwałością. Zając mknął jak strzała, więc „odpuścił” sobie wyścig z żółwiem, wiedząc, że zawsze zdąży go prześcignąć. Tymczasem żółw, powolny, ale wytrwały, podążał do mety. Gdy zając się obudził, było już za późno.

Można by rzec, że oprócz innych morałów z baśni tej wynika, iż niekiedy drobne i pozornie niezauważalne zmiany prowadzą do znacznych efektów. Pół biedy, gdy jesteśmy skłonni uznać je za pozytywne. Gorzej, jeśli „pełzanie” skutkuje zmianami powszechnie, a przynajmniej w znacznym stopniu, uznawanymi za negatywne. Weźmy na przykład takiego mikołaja lub zmutowanego krasnala, który udaje świętego. Właściwie nie wiadomo, kto i kiedy wymyślił, że Mikołaj pochodzi z Laponii i przyjeżdża do dzieci saniami. Dawniej wszyscy wiedzieli, że biskup z Miry pewnie nigdy w życiu nie widział śniegu, a już zwłaszcza renifera. Ale „przyjęło się”.

Podobne próby rozmiękczenia tradycji trwają i mogą zakończyć się sukcesem, jeśli nie będzie woli przeciwstawienia się. Przykład? Od pewnego czasu w Europie głośno o decyzji Trybunału w Strasburgu, który nakazał zdjąć krzyże we włoskich szkołach. Wkrótce w różnych krajach zaczęli podnosić głowy nie tylko przeciwnicy krzyża w szkole, ale chrześcijaństwa w ogóle. Być może, jeśli jak zając prześpimy sprawę, oni – z uporem żółwia – będą dążyć do swojego celu. Po latach bezradnie będziemy pytać: jak to było możliwe? A dzieci, które już teraz nie pamiętają, jak powinien wyglądać św. Mikołaj, ze zdumieniem będą przecierać oczy, gdy usłyszą o czasach „sprzed laicyzacji”.

Nie wiem, jak to się dzieje, i nie chcę propagować teorii spiskowej, ale czy nie mają Państwo poczucia – nawet nie, że ktoś za tym stoi, ale – że kogoś to bawi? Jestem przekonany, że podobnych przykładów jest znacznie więcej. Oto któregoś dnia ktoś postanawia odwrócić kota ogonem, nazwać czarne białym albo w inny sposób zrobić bliźnim wodę z mózgu. I co? Ludzie najpierw się buntują, ale w końcu… kupują tego kota i piją tę wodę. Zupełnie jak w sztuce Ionesco „Nosorożec”, w której chodzi o to, że ludzie zmieniają się w nosorożce, choć zrazu protestują przeciw takiej przemianie. Sztuka Ionesco była napisana jako protest wobec faszyzmu. Faszyzm właśnie tak się zaczyna: niewinnie, niby absurdalnie, a w końcu przemienia się w tragedię. Uważajmy więc na znaki, które widzimy, ale których nie pojmujemy: to one zwiastują koniec świata. Naszego świata.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.