Kulinaria

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 46/2009

publikacja 16.11.2009 09:51

Dziwne, że Chiny mają taki wpływ na urzędników unijnych, iż ci zapominają o swoich powinnościach

Maciej Sablik Maciej Sablik

Nasz kolega z „Gościa”, dr Tomasz Rożek, zajmuje się – oprócz dziennikarstwa – organizowaniem „Śląskiej Kawiarni Naukowej”, przedsięwzięcia tyleż pionierskiego, co niezwykłego w naszym kraju. Niezwykłego dlatego, że jakkolwiek „kawiarnie naukowe” istnieją i w innych ośrodkach, może nawet bardziej nauce sprzyjających niż Katowice, ale ta jedna odbywa się regularnie, co miesiąc, gromadząc uczestników w różnym wieku. Tym razem goście „Kawiarni” słuchali prof. Ernesta Bartnika z Warszawy – teoretyka fizyki i kuchni molekularnej oraz Łukasza Konika – praktyka tejże kuchni.

Czym jest kuchnia molekularna – o tym Państwo zechcą przeczytać w internecie, ja w tej sprawie mogę stwierdzić jedynie, że w tej kuchni serwuje się lody ciepłe w środku, a mrożące podniebienie z zewnątrz, używa się ciekłego azotu, dzięki czemu potrawy nabierają niezwykłego smaku, dodając rozmaite substancje, produkuje się sztuczny kawior o smaku dowolnym. Oczywiście dla prawdziwych smakoszy tylko kawior o smaku kawioru ma wartość. Eksperymenty z ciekłym azotem, który powoduje, że człowiek nie ma kaca po spożyciu lodów o smaku wódki, przywodzą na myśl powiedzenie mojego wuja, twierdzącego, że „ciepła wódka jest niezdrowa”.

Gotowanie to wspaniałe zajęcie na wszystkie pory roku, ale może jesienią jest szczególnie warte zainteresowania. W tym tygodniu obchodzimy Święto Niepodległości, dawniej św. Marcina. Z tej okazji w Poznaniu wciąż wypiekają specjalne rogale – i tylko tyle, bo poznaniacy są znani ze swojej oszczędności. Natomiast tradycyjnie istniało coś takiego jak gęś świętomarcińska, którą rzadko (ale na szczęście coraz częściej) można spotkać w polskich domach czy restauracjach. Nie wiem, czy można smak gęsi polepszyć w kuchni molekularnej, ale mam nadzieję, że nie można go pogorszyć. Być może wkrótce gęś stanie się tak popularna, że w handlu pojawią się gęsi „made in China”.

Chińskie gęsi! No horror jakiś po prostu! Ale na przykład istnieją już chińskie węgorze, o czym ze zgrozą dowiedziałem się w czasie ostatnich wakacji nad morzem. Moja zgroza nieco się zmniejszyła, gdy parę tygodni później ktoś mi szepnął, żebym się nie przejmował, bo ten napis „wyprodukowano w Chinach” to… tylko napis. Podobno jest to jakiś sposób na UE, która zakazuje połowu węgorza. Coś jak „piwo bezalkoholowe” z przymrużeniem oka dla potrzeb reklamy. Aż dziwne, że Chiny mają taki wpływ na urzędników unijnych, iż ci zapominają o swoich powinnościach. Czyżbym zwietrzył jakąś aferę korupcyjną? Może powoła się komisję śledczą w Parlamencie Europejskim?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.