Urlop? A co to jest?

ks. Tomasz Horak, proboszcz parafii Nowy Świętów

|

GN 30/2009

publikacja 25.07.2009 15:13

W gronie księży padło pytanie: „Gdzie jedziesz na urlop?”. Piotr się uśmiechnął i odpowiedział pytaniem: „A co to jest urlop?”.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Gdzie ksiądz jedzie na urlop? Przywykłem do tego pytania, tak że już go nie słyszę. Czasem odpowiadam, że mam siedem lat wakacji – stare, jeszcze przedwojenne nauczycielskie powiedzonko, które znaczy, że już się jest na emeryturze. Bo jestem, tyle że wciąż jako ksiądz jestem potrzebny. W zeszłym tygodniu w gronie księży padło pytanie: „Gdzie jedziesz na urlop?”. Piotrek się uśmiechnął i odpowiedział pytaniem: „A co to jest urlop?”. Już kiedyś o księżowskich urlopach pisałem. Ale temat ciągle w życiu nietknięty. Może nawet niesprawiedliwie nietknięty. Piszę te słowa w scenerii urlopowej. Siedzę pod modrzewiem i świerkiem, obok leży moje psisko, ptaki śpiewają, góry widać, rzeka za sadem szumi, choć opadła. Laptop na kolanach, piszę kolejny felieton. Czy to nie urlop? Wczoraj byłem z moim futrzakiem w górach (15 minut samochodem). A do Wiednia, gdzie mój Tato spędził młodość, wybieram się od zawsze. Tylko dojechać nie mogę.

Bardzo nierówno życie obdziela księży urlopami. Nawet nie o pieniądze chodzi. Choć wiadomo – urlop kosztuje. Nie zrobię tak, jak widziałem w Ameryce. W gablotce przy wejściu do kościoła napis: closed. Czyli „zamknięte”. I kościół, i biuro. Proboszcz na urlopie. Nie pytam, jak „oni” tak mogą, bo Ameryka to inny świat. Parafianie niczemu się nie dziwią. Proboszcz też pracuje i wobec tego też ma prawo do urlopu. W Niemczech inaczej. Kuria ma pieniądze na zastępstwa i na dodatki urlopowe. Przyjeżdżają księża z innych krajów, by zastąpić i nieco pieniędzy dorobić. Sam tak jeździłem przez całe lata. A u nas? Jest bardzo różnie. Ale proboszcz musi sam sobie urlop zorganizować – to znaczy dać sobie wolne, zapewniając parafianom jakąś minimalną opiekę duszpasterską.

Sobie – i ewentualnie wikarym. Tyle że w kilkuosobowym składzie księży łatwiej to wszystko poukładać. W wielu okolicach funkcjonuje pomoc sąsiedzka proboszcza proboszczowi. Najgorzej mają się księża w małych parafijkach z kilkoma kościołami. Tam nawet ta sąsiedzka pomoc możliwa nie jest. Wtedy urlopowy wyjazd zaczyna się w niedzielę po ostatniej Mszy i kończy w sobotę koło południa. Dobre i to. Choć nie zdaje mi się to wszystko sprawiedliwe. Jestem przekonany, iż gdyby tak całą sprawę rzetelnie w diecezjach potraktować, mógłby wspomniany Piotrek – i wielu innych – odpowiedzieć: Jadę do Zawoi

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.