Życie, życiorysy i CV

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 19/2009

publikacja 14.05.2009 14:27

Mój Boże, jak łatwo oskarżać innych, gdy nie wie się wszystkiego. Nie oskarżałem nigdy, wolę szukać zro-zumienia

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Wiele lat minęło. Nie znałem wtedy tej rodziny, wiedziałem tylko, że tacy są w parafii. Choć tak po prawdzie młody wikary nie za bardzo się tym interesował. Czasy były takie, że wielu ludzi było po stronie przeciwnej wierze, Kościołowi. Niektóre sytuacje były jednak komiczne. No bo jak to nazwać? W fabryce „trzeba było” zdjąć niewielki obrazek Matki Boskiej wiszący naprzeciw wejścia. Miała przyjechać delegacja bratniej partii z Moskwy. Poproszono proboszcza, by „zabrał sobie” obraz. Odmówił, bo jakże inaczej. Nikt nie miał odwagi ani chęci tego uczynić. Jeden człowiek nie miał wyjścia – sekretarz partii. Do kościoła chodził, żona w chórze parafialnym śpiewała. Przystawił krzesło (tłumek obserwował i opowiedział wszystkim), wlazł na nie, westchnął „Boże, do czegośmy doszli”, przeżegnał się i obraz zdjął. Wieczorem po kryjomu przyniósł proboszczowi. Dziś łatwo oskarżać jego, tłumek przyglądających się, może nawet proboszcza.

Otóż po latach spotkałem wspomnianych ludzi z tamtej parafii. Praktykujący katolicy, powiem: gorliwi. I miałem sposobność poznać ich życiorysy. Bynajmniej nie wstydliwe, a trudne. Od dzieciństwa trudne. Mój Boże, jak łatwo oskarżać innych, gdy nie wie się wszystkiego. Nie oskarżałem nigdy. Pewnie dlatego, że wychowałem się w środowisku nauczycielskim, a w latach komuny było ono poddawane dużym naciskom. Nawet dzieciak zdawał sobie z tego sprawę. Niedawno poznałem innego człowieka. Zupełnie inny kontekst. Ale jest coś podobnego do tamtego życiorysu. Trudne losy dzieciństwa naznaczonego biedą, tułaczką, wojną, powojennym zamętem.

Słuchając tego, pomyślałem sobie: jak ci ludzie potrafili w sobie zachować człowieczeństwo? A potrafili. Choć nie dane im było zdobyć ani wykształcenia, ani poznać nawet najprostszych podstaw chrześcijańskiej wiary. A przecież na swój sposób tę wiarę pielęgnują. Oni mają życiorysy. Najczęściej nie spisują ich, czasem w zaufaniu opowiedzą. Dziś CV „ściąga się” z Internetu, uzupełnia własnymi danymi, i gotowe. CV to łacińskie curriculum vitae – bieg życia. Mierzi mnie, gdy ludzie z takim CV, wziętym z internetowego gotowca, biorą się do osądzania tych, którzy mają prawdziwe, boleśnie własne i nieodmiennie trudne życiorysy. Czasem wstydliwe. Nierzadko naznaczone winą. Nie usprawiedliwiając ich, wolę szukać zrozumienia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.