Nie potrafią tego uruchomić

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 07/2009

publikacja 18.02.2009 16:42

Hałaśliwa radość gaśnie nagle, jak spalona żarówka. Przypomnijcie sobie niejednego kpiarza

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Zastałem dziewczyny w jadalni. Dobre miejsce, bo niezobowiązujące. Uwagę zwracała na siebie ładna nastolatka – roztrzepana, roześmiana. „O, ksiądz się śmieje!”. Nie bardzo wiedziałem, co na to powiedzieć. Ale zaraz padło pytanie: „Ksiądz jest proboszczem?”. Na odpowiedź nie czekała, wiedziała od moich dziewczyn. „Jeszcze nie widziałam proboszcza, który się śmieje”. Bo mało w życiu widziałaś.

Tak sobie pomyślałem, ale zdanie zanotowałem. W końcu to jest świadectwo, czego ludzie – i pewnie nie tylko młodzi – od nas oczekują: radości! Wedle starej zasady, że „święty smutny – to żaden święty”. Zresztą nie pierwszy to raz w moich kontaktach z młodzieżą kryterium radości zostało wprost wypowiedziane. Wiem z doświadczenia więcej. To mianowicie, że nie wystarczy pusty, fasadowy śmiech. Im chodzi o radość – i doskonale rozróżniają jedno od drugiego. Z wesołkiem będą się śmiali do rozpuku. Ale krótko. Hałaśliwa radość gaśnie nagle, jak spalona żarówka. Przypomnijcie sobie niejednego kpiarza.

Nie wytłumaczyłem jeszcze, gdzie byłem. Otóż zawoziłem, a potem odwoziłem do domu cztery gimnazjalistki, z czego trzy ministrantki. Były na kilkudniowych rekolekcjach u franciszkanek szpitalnych w Ołdrzychowicach. Zresztą – nie to ważne. Zastanawia, że w naszym zaśpieszonym świecie wciąż są młodzi ludzi, którzy szukają nie hałaśliwej wesołości, a spokojnej radości. Bo nie uwierzę, że na rekolekcje trafiają ludzie przypadkowi. Choć na pewno nie są jednakowi. Nawet i te dziewczyny w Ołdrzychowicach. Jakże różne twarze, inne temperamenty, a chyba nawet wiara niejednakowa. Krótko tam byłem, ale zaskoczyła mnie już sama zewnętrzna postać dziewcząt.

I buzie – każda mówiła coś innego. I ubiór – od takiego, prawie zakonnego, z długą spódnicą, że na głowie tylko welonika brakowało, po ten kolczyk na nosku i perełkę na języku. Całkiem sympatycznie to odebrałem, a pewnie i siostry nie miały za złe. Dla ilu z nich te dni będą wyznaczały kierunek życia? Nie myślę od razu o pójściu do zakonu, a o życiu bardziej wyciszonym, radośniejszym, dostrzegającym więcej, niż oferuje dyskoteka czy ławka przed blokami. Żegnam się z księdzem i siostrami. Macie tu „przegląd tygodnia” – mówię. „Ażeby ksiądz wiedział. To są kapitalni ludzie. I jakie mają możliwości! Tylko nie potrafią tego w życiu uruchomić”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.