Walka z żywiołami

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 02/2009

publikacja 13.01.2009 12:42

Jak to możliwe, że mimo odkryć i wynalazków, które codziennie zbliżają nas do osiągnięcia stanu wiecznej szczęśliwości, śnieg i mróz wciąż stanowią wyzwanie

Maciej Sablik Maciej Sablik

Gwałtowny atak globalnego ocieplenia, który przyniósł dwudziestodniowe mrozy (gdyby nie ocieplenie, to pewnie byłyby trzydziestostopniowe i przynajmniej zamknięto by szkoły), jeszcze raz dowiódł, jak bardzo jesteśmy zależni od humorów natury. To banalne stwierdzenie nie przeszkadza człowiekowi uważać siebie za pana przyrody. Stąd biorą się z jednej strony w gruncie rzeczy buńczuczne stwierdzenia o ludzkim wpływie na globalny klimat, a drugiej strony narzekania, że w XXI wieku wciąż „zima zaskakuje drogowców”.

Jak to możliwe, że mimo wspaniałej cywilizacji, mimo odkryć i wynalazków, które codziennie zbliżają nas do osiągnięcia stanu wiecznej szczęśliwości, śnieg i mróz wciąż stanowią wyzwanie? Ludzie są ewentualnie skłonni zgodzić się z bezradnością rządów wobec tsunami albo wybuchu wulkanu, ale żeby nie można sobie poradzić ze śniegiem? Pewnie i można: wystarczyłoby, żeby rząd, który wspomaga budowę boisk piłkarskich w każdej gminie, zdecydował się na uruchomienie programu ich podgrzewania, a właściwie podgrzewania całego terytorium kraju. Bylibyśmy wtedy pierwszym na świecie państwem ogrzewanym, śnieg topiłby się jak należy i wszyscy byliby szczęśliwi. Skoro szejkowie potrafią budować sztucznie naśnieżane trasy zjazdowe na pustyni, to może u nas da się zamienić cztery pory roku w wieczną wiosnę?

Ja bardzo lubię wiosnę, więc gdyby jakaś partia ogłosiła program radykalnego przedłużenia maja w Polsce, to zdobyłaby moją sympatię, choć głosu bym na nią nie oddał. Przede wszystkim dlatego, że rolę szejka w takim programie pełniłbym osobiście wraz z paroma milionami podatników. Niestety, bez przyjemności bycia szejkiem. Dlatego nie zachęcam polityków do poważnych debat na temat wyeliminowania zaskoczenia atakiem zimy, zachęcałbym ich raczej do umiarkowania w głoszeniu swojej omnipotencji.

Gdyby bowiem słuchać naszych przywódców (chwilowo u władzy, chwilowo w opozycji lub odwiecznie na marginesie), którzy wędrują od kamery do kamery, niczym dziady proszalne z odpustu na odpust, i wszędzie prezentują swoją śpiewkę o własnej mądrości i głupocie innych dziadów, to człowiek mógłby uwierzyć, że za chwilę nastąpią cuda. Na razie cudem jest to, że dawniej dziad przemawiał do obrazu, a teraz gada z obrazu. I to jest prawdziwa klęska żywiołowa, której można by zapobiec. Gdybyż tak w zapale noworocznych postanowień bohaterowie niskobudżetowych produkcji telewizyjnych obiecali umiarkowanie w zawracaniu nam głowy za pomocą mediów! Ale, jak pisałem tydzień temu, takie postanowienia mają, niestety, krótki żywot.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.