Miara lat

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 50/2008

publikacja 15.12.2008 15:51

Seniorzy mogą się cieszyć wolnością, o jakiej młodość może tylko marzyć: nie ma szefa, dziećmi nie trzeba się już przejmować, nikt się nie oburza, że człowiek czegoś nie rozumie

Maciej Sablik Maciej Sablik

Zbliżający się koniec roku, któremu towarzyszy nie najlepsza pogoda, oprócz miłych skojarzeń związanych ze świętami, przynosi też mniej radosne refleksje o przemijaniu, niedomaganiach i schyłkowości. Jednak okazuje się, że można spotkać ludzi, którzy nawet w tej „dekadenckiej” sytuacji zachowują pogodę ducha, a czasem ducha przeciwstawiają niepogodzie.

Powszechnie narzekamy na wiek podeszły, nawet katolikom zdarza się westchnąć, że „starość się Panu Bogu nie udała”. „Starość nie radość” – twierdzi popularne porzekadło. A oto niedawno spotkałem pana, który przekroczył już miarę wieku („Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt lub, gdy jesteśmy mocni, osiemdziesiąt” – Ps 90,10; zadziwiające, że współczesne tablice życia zasadniczo potwierdzają owo stwierdzenie). I oto mocny pan podważa mądrość ludową – z rozmowy wynika, że i wiek podeszły ma swoje radości, których młodość nie jest świadoma. Przede wszystkim, jeśli tylko fizyczność na to pozwala, seniorzy mogą się cieszyć wolnością, o jakiej młodość może tylko pomarzyć: nie ma szefa, dziećmi nie trzeba się już przejmować, wnuki służą do rozpieszczania, a nie wychowywania, nikt się nie oburza, że człowiek czegoś nie rozumie. Może młodsi miejsca w tramwaju nie ustąpią, ale chętnie pokażą, jak posługiwać się komputerem.

Dlaczego nie ustąpią miejsca w tramwaju? A to już dotyczy następnego pokolenia, które jeszcze nie doszło do miary wieku i nie powinno mieć zbyt wiele powodów do radości. Jeden z moich znajomych twierdzi nawet, że pokolenie to, do którego obaj należymy, będzie się smażyć w piekle. Nie tylko dlatego, że nie wychowało kolejnej generacji w duchu szacunku dla starszych. Przede wszystkim z powodu, jak to ujął mój uczony kolega, „detabuizacji” narkotyków oraz zatarcia granic między kulturą a rozrywką. Co do pierwszej kwestii, rewolucja obyczajowa rozpoczęta w roku 1968 pożera swoje dzieci – kwiaty. Dzisiaj nikt nie wie, do czego zmierzają permisywizm i zwolnienie moralnych hamulców.

Niewykluczone, że do równie nieznośnej pruderii, którą będą wprowadzać radykalni islamiści. Kwestia druga jest wynikiem pogardy dla gigantów, którzy nas poprzedzali, i podważenia ich systemu wartości, wyraźnie oddzielającego zabawę od twórczości. Może kolejne lata uciszą wyrzuty sumienia, ale w tym przypadku starość może nie być tak optymistyczna, jak w sytuacji opisywanej poprzednio. Zwłaszcza że i zewnętrzne warunki mnożą niepokojące sygnały. Kryzys światowej gospodarki staje się tak poważny, że kobiety zaczynają wychodzić za mąż z miłości – w czym jest ziarno optymizmu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.