Tekst prowincjonalny

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 48/2008

publikacja 03.12.2008 10:18

Tylko ludzie mający kompleksy szukają pocieszenia w wynoszeniu się nad innych

Maciej Sablik Maciej Sablik

My, chrześcijanie, wywodzimy się z prowincji. I to dość zapadłej, bo cała ta Palestyna dwa tysiące lat temu, powiedzmy to sobie szczerze, ani nie była miejscem, do którego tęskniliby ówcześni intelektualiści, ani jej problemy nie zaprzątały uwagi opinii publicznej świata antycznego. To prawda, że potem przenieśliśmy się do Rzymu, ale co tu dużo rozprawiać – Kościół oparty jest na parafiach, więc parafiańszczyzna nie jest nam obca. Dlatego ze spokojem reagujemy na pogardliwe uwagi o prowincjonalizmie, bo jest to pojęcie raczej względne.

Ostatnio usłyszałem opowieść o katowickich eliminacjach (wolę słowo „kwalifikacje”, bo eliminacja ma ładunek negatywny) do popularnego programu „Szansa na sukces”. Autorka tego programu p. Elżbieta Skrętkowska (pochodząca z Lublina) łaskawie poradziła jednej z tutejszych kandydatek, by wzięła lekcje śpiewu. Swą radę okrasiła ostrzeżeniem, by żaden „prowincjusz” nie zepsuł młodej osobie głosu. Ja nie wiem, jak to się dzieje, że ilekroć rozmawiam z warszawiakami urodzonymi w stolicy, podobnie jak ich rodzice czy dziadkowie, to nigdy nie słyszę nawet cienia wyższości w ich głosie. Przeciwnie, zdarza się, że jestem zaskoczony ich pełną szacunku wiedzą na temat „prowincji”. Natomiast jeśli ów specyficzny ton pobłażania pojawia się w czyjejś wypowiedzi, to się okazuje, że jej autor poprzednio zamieszkiwał raczej odległe przedmieścia Warszawy.

Większość krajów składa się ze stolicy i prowincji, na ogół żyją one w symbiozie, która tworzy obraz całości. Tylko ludzie mający kompleksy szukają pocieszenia w wynoszeniu się nad innych – dotyczy to zarówno „stołecznych”, jak i „prowincjuszy”, bo i na prowincji spotyka się ważniaków gardzących stolicą. Dzisiaj, gdy świat stał się bardziej dostępny, można się wybrać niemal wszędzie bez konieczności przesiadki w Warszawie (na przykład lecąc na Zachód ze Śląska, wygodniej przesiąść się we Frankfurcie). Od dawna dotyczyło to osób mających zajęcia z natury „międzynarodowe” – na przykład muzyków czy wielu uczonych, którzy albo poddają się osądowi światowej opinii, albo niepotrzebnie wydają cenne pieniądze podatników. W szczególności, dla wiadomości p. Skrętkowskiej, muzyków o światowej sławie akurat tutaj nie brakuje, choć może nie zawsze mają czas wpadać do jej programu.

A tak przy okazji: wystarczy kanał w mieście, by je nazwać Wenecją Północy; Małych Wiedniów w południowej Polsce jest z pięć; dowiaduję się, że Legnica była Małą Moskwą. Słyszał kto o Warszawie Zachodu albo Krakowie Południa?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.