Jak pięcioletnie dziecko

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 27/2008

publikacja 11.07.2008 07:29

Ci, których dom ciągnął do siebie, kończą dobre i ambitne studia. Znajdują wyraziste miejsce w życiu. I pozycję, i pieniądze.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Felietonista coś usłyszy, coś zanotuje – bo mu się problem skojarzył. A skojarzył się. Wieczorem zobaczyłem, następnego dnia usłyszałem. Wracałam samochodem z pobliskiej parafii. Wydawało mi się późno, bo choć to lato, było już całkiem ciemno. Na mostku – tym z poprzedniego felietonu – stała gimnazjalistka. Niby nic. Ale o której piętnastolatka powinna być w domu? Wystarczy jak o północy? To zobaczyłem, a następnego dnia spotkałem na ulicy grupkę moich ministrantów – chłopców i dziewcząt. Osiemnastoletnia Basia głośno coś tłumaczyła, usłyszałem tylko: „No bo jak pięcioletnie dziecko o dziesiątej wracam do domu...”.

Zobaczyli mnie, salwa śmiechu, rozmowa zeszła na inny temat. Skojarzenie pozostało. Wiem, to takie ich powiedzonko. Ale oddaje atmosferę niejednej okolicy i niejednego domu. I jeszcze jeden kamyczek do tego ogródka. Jakiś tydzień temu noc była ciepła, okna miałem szeroko otwarte. Zbudził mnie wrzask. Wyrwany nagle ze snu podbiegłem do okna. No tak... Po głosach zidentyfikowałem niektóre z dziewcząt. Popatrzyłem na zegar. Była 2.20. Pięcioletnie dziecko wraca o dziesiątej. Dwunastolatki mogą później i z wrzaskiem. Zauważyłeś, Czytelniku? Wciąż mowa o dziewczętach.

Może te kolejne sytuacje to tylko zbieg okoliczności. A może właśnie w dziewczęcym świecie dzieje się gorzej? Nie wiem. Swoich dzieci nie mam. Ale nie wyobrażam sobie, bym mógł spokojnie spać, jeśliby dwunastoletniej pociechy – już nieważne chłopaka czy dziewczyny – nie było nocą w domu. Sprawa w niejednej rodzinie zaczęła się pewnie wtedy, gdy pięcioletniego dziecka nic nie ciągnęło wieczorem do domu. Tu kolejne skojarzenie. Ministranci. Od lat obserwuję to samo. Niektórzy chłopcy i dziewczęta po Mszy jak najprędzej starają się być w domu. Inni wracają drogą nieraz bardzo okrężną, byle jak najdłużej być poza domem.

Po latach dostrzegłem inną prawidłowość – ci, których dom ciągnął do siebie, kończą dobre i ambitne studia. Znajdują wyraziste miejsce w życiu. I pozycję, i pieniądze. Ale jak wytłumaczyć to tym drugim i ich rodzicom? Czy zamiast zastanawiać się nad klapsem (nieraz potrzebnym), sejm nie powinien popracować nad inną ustawą? W wielu krajach Europy istnieją stosowne przepisy prawa chroniące dzieci i młodzież także pod tym względem. Choć czaru rodzinnego domu nic nie zastąpi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.