Zalety nieznajomości języka

Maciej Sablik, matematyk, dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii na Uniwersytecie Śląskim

|

GN 22/2008

publikacja 06.06.2008 00:37

Przychodzi czas na złożenie tekstu felietonu w redakcji GN. Przeżywam rozterki: co pisać i jak pisać, żartować, czy raczej „dać odpór”? Jeszcze niedawno bieżących tematów dostarczała polityka, ale od pewne-go czasu mam przekonanie, graniczące z pewnością, że wszystko o polityce już zostało napisane.

Maciej Sablik Maciej Sablik

Nawet kpin się odechciewa, bo prawda jest taka, że byłoby to bicie leżącego. Od lat nie dzieje się nic nowego i nawet błędy są stare. Można też analizować twórczość publicystyczną, z czego żyje spora część komentatorów i felietonistów. Dowodzą w ten sposób, że czwarta władza też cierpi na syndrom PKP: kolej ma tyle zajęcia z samą sobą, że pasażerowie jej tylko przeszkadzają. Czołowe organy opinii z lubością ataku-ją się nawzajem: gazeta – dziennik, dziennik – rzepę, rzepa – gazetę. Zupełnie jak u Reja: „Ksiądz pana wini, pan księdza, a nam prostym zewsząd nędza”.

W tym przypadku nędza intelektualna, potwierdzona jedynie przez ożywioną wymianę pism intelektualistów, którzy protestują lub popierają książkę historyków IPN-u o Lechu Wałęsie. Książkę, która się jeszcze nie ukazała! Ci, którzy są przeciw, odmawiają miana historyków badaczom z IPN-u, ci którzy są za, popierają prawo do wolności nauki. Podobne listy ukazywały się w związku z opublikowaną książką Jana Grossa, tyle że sygnatariusze zamieniali się miejscami. Wszystko to jest „pathetic”,

jakby powiedział reemigrant z krajów anglojęzycznych, co tam oznacza wszakże nie „patetyczne”, lecz „żałosne”. Pewnie dlatego reemigranci wracają częściowo, bo – choć nie przesadzają z chwaleniem obcego – swoje znają aż za dobrze, by decydować się na powrót. W dodatku reemigranci znają język polski, więc się orientują w miejscowych aberracjach. Żeby nam jed-nak nie było smutno, Pan Bóg zechciał pomieszać języki w związku z budową wieży Babel, więc może-my znaleźć coś dla pokrzepienia serc. Ostatnio miałem przyjemność gościć młodych Amerykanów.

Ję-zyka nie znają, polskich gazet nie czytają i nie rozumieją dylematów Jacka Żakowskiego, którego nie poproszono o podpisanie listu w sprawie książki o Wałęsie. Dzięki temu postrzegają nasz kraj tak, że nawet nam się może spodobać. Drogi może nie najlepsze, ale da się nimi dojechać w różne interesujące miejsca, jedzenie smaczniejsze niż w większości amerykańskich barów i restauracji, krowy chodzą po drogach, kury i łabędzie na swobodzie, zamki starsze od Nowego Jorku, Kraków przebija Disneyland, ludzie serdeczni i „w ogóle”. Szkoda tylko, że tak drogo. Akurat ten żal łączy polonoentuzjastów i polonosceptyków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.