Odsiecz

Andrzej Grajewski

|

GN 37/2008

publikacja 17.09.2008 21:22

Zwycięstwo pod Wiedniem rozstrzygnęło nie tylko losy tej wojny. Zatrzymało także pochód islamu do serca Europy.

Odsiecz Jan III Sobieski, główny autor zwycięstwa pod Wiedniem fot. EAST NEWS/AKG

Wiosną 1683 r. sułtan Mehmed IV zebrał armię, jakiej Turcja od dziesięcioleci nie widziała. Poprowadził ją do Belgradu, gdzie przekazał dowództwo wielkiemu wezyrowi Kara Mustafie z rozkazem zdobycia Wiednia. Turecka inwazja wywołała popłoch w całej Europie. Z inspiracji papieża Innocentego XI rozpoczęły się rozmowy między europejskimi dworami, aby muzułmańskiej nawale przeciwstawić katolicką solidarność. W kwietniu 1683 r. zawarte zostało przymierze obronne między Rzeczpospolitą a Austrią. W przypadku zagrożenia oba państwa miały sobie udzielić pomocy zbrojnej.

Wyścig z czasem
Król Sobieski, gdy w lipcu 1683 r. wyruszał z Krakowa, miał 54 lata. Spełniony jako zwycięski wódz i szczęśliwy małżonek, w rządzeniu krajem nie miał sukcesów. Był kiepskiego zdrowia. Dokuczała mu otyłość i podagra. Spieszył się, gdyż wiedział, że jak Wiedeń padnie, następnym celem Turków będzie Kraków. Wolał zmierzyć się z wrogiem na obcej ziemi wraz z wojskami koalicji, niż ryzykować samodzielne z nim starcie. Sobieski brał ze sobą tylko chorągwie koronne. Litwini taktycznie się spóźnili. Nie ponieśli trudów wyprawy, ale i do legendy nie przeszli. W tym czasie Wiedeń przeżywał już grozę oblężenia.

Miasto było silnie ufortyfikowane, ale całkowicie otoczone; bez pomocy z zewnątrz skazane było na upadek. Znakomitym dowódcą był hrabia Ernst von Starhemberg, który ani na moment nie zwątpił, że odsiecz przyjdzie na czas. Także cesarz Leopold starał się zmobilizować do pośpiechu siły wojsk Rzeszy, które formowały się w południowych Niemczech, a zwłaszcza w Bawarii i Frankonii, a więc w rejonach tradycyjnie katolickich. Turcy wiedzieli, że mają zbyt szczupłe siły, aby jednocześnie zdobywać fortyfikacje Wiednia i walczyć z wojskami koalicji. Kara Mustafa zdecydował, że celem głównym jest zdobycie miasta. 3 września Turkom po dramatycznej walce udało się zdobyć tzw. rawelin, fortyfikację wysuniętą przed linię murów. Dzięki temu ich saperzy mogli wreszcie założyć potężne ładunki minowe pod głównym murem obronnym. Wszyscy mieli świadomość, że już wkrótce decydować mogą nie dni, lecz wręcz godziny.

Królewski plan
Plan batalii wiedeńskiej Jan III Sobieski przygotował jeszcze w Polsce. Chciał przedrzeć się przez otaczające miasto wzgórza Lasu Wiedeńskiego (Wienerwald), aby wykorzystując przewagę terenu, jednym potężnym uderzeniem rozbić główne siły przeciwnika. Wielu dowódców cesarskich proponowało inne rozegranie operacji. Chcieli obejść Wiedeń szerokim łukiem, aby zagrozić tyłom armii tureckiej, a tym samym skłonić ją do przerwania oblężenia i odwrotu. Sobieski zdawał sobie jednak sprawę, że na rozległych przestrzeniach przeważające liczebnie siły tureckie nie będą łatwe do pobicia. Polski król otrzymał wsparcie ze strony Karola Lotaryńskiego, głównego dowódcy cesarskiego, świetnego żołnierza oraz lojalnego wobec Sobieskiego dowódcy.

Na kilka dni przed bitwą ustalono ogólny plan działań. Naczelnym wodzem został król Polski, którego pozycja, doświadczenie i sława bojowa przez nikogo nie były kwestionowane. Siły polskie, około 27 tys., stanęły na prawym skrzydle koalicyjnego frontu. Miały przed sobą szczególnie trudne zadanie. Musiały bowiem wedrzeć się na strome i urwiste zbocza Lasu Wiedeńskiego. Ich zadaniem było włączenie się do bitwy w dogodnym momencie, aby zadać decydujący cios. Wojska cesarskie pod wodzą księcia Karola stanęły na lewym skrzydle, miały pierwsze zaatakować wzdłuż Dunaju, aby skoncentrować na sobie uwagę sił tureckich. W środku stały korpusy wojsk Rzeszy – z Bawarii, Frankonii, Szwabii, Saksonii, kwiat niemieckiego rycerstwa. Łącznie siły koalicji wynosiły ok. 65 tys. Podobna była liczebność wojsk tureckich pod Wiedniem.

Błąd Kara Mustafy
Niedziela 12 września 1683 r. zaczęła się dla wojska wcześnie. Wielu w ogóle nie spało, gdyż poprzedniego dnia padał deszcz i trasa przemarszu na pozycje przeciągnęła się do późnych godzin nocnych, a niekiedy i do świtu. Gdy opadły jesienne mgły, król po raz pierwszy zobaczył miasto i teren, na którym miała być rozegrana bitwa. Wcześniej miał tylko informacje przekazywane przez zwiadowców oraz bardzo niekompletne mapy. Wiedział, że musi się spieszyć, gdyż gołym okiem było widać, że obrona trzyma się ostatkiem sił, a rozmiary gigantycznego tureckiego obozu były zatrważające. Ponieważ wzgórza były bardziej strome, niż przypuszczał, dodatkowo poprzecinane licznymi winnicami, wzmacnianymi murkami, które mogły zostać wykorzystane przez obrońców, piechota musiała oczyścić teren.

Na szczęście dla sił chrześcijańskich Kara Mustafa popełnił kardynalny błąd, gdyż nawet w obliczu nadchodzącego przeciwnika nie zrezygnował z zamiaru dalszego zdobywania miasta. Podzielił więc swe siły na część nadal szturmującą miasto oraz jednostki, które miały odeprzeć atak lewego skrzydła koalicyjnych wojsk, dowodzonego przez Karola Lotaryńskiego. O tym, że Polacy stoją na szczytach Lasu Wiedeńskiego, turecki wódz w ogóle nie miał pojęcia, ponieważ sądził, że jazda nie będzie w stanie sforsować tak trudnej przeszkody.

Słońce stało już wysoko, gdy wszyscy dowódcy wraz z królem zgromadzili się przy ruinach kaplicy św. Józefa na Kahlenbergu, aby uczestniczyć we Mszy św., którą odprawił kapucyn Marco d’Aviano. Był osobistym wysłannikiem papieża Innocentego XI, wybitnym kaznodzieją, ale także dobrym duchem całej wyprawy. Nieraz w zarodku gasił niesnaski w koalicyjnym dowództwie. Później król wraz z polską jazdą przesunął się w stronę Wiednia, zajmując wzgórze Schafberg, gdzie czekał na dalszy rozwój wydarzeń.

Wspólne zwycięstwo
W tym czasie trwała już zażarta walka na lewym skrzydle, gdzie od strony wzgórza Leopoldsberg atakowały cesarskie siły Karola Lotaryńskiego, zdobywając wzgórze Nussberg, a później położoną niżej wioskę. Wkrótce walki objęły także centrum koalicyjnych sił, gdzie dzielnie sobie poczynał książę Georg von Waldeck, dowódca kontyngentu wojsk Rzeszy. Około południa siły lewego skrzydła i niemieckiego centrum spotkały się w rejonie Grinzingu, zadając nieprzyjacielowi poważne straty. W tym czasie główne polskie siły nie brały udziału w bitwie. Początkowo bowiem Sobieski planował, że będzie dążył do rozstrzygnięcia następnego dnia. Widząc jednak powodzenie sił cesarskich i wojsk Rzeszy, a także zamieszanie w szeregach tureckich, spowodowane sprzecznymi rozkazami Kara Mustafy, który wreszcie przerwał oblężenie miasta, zmienił plan. Około 17 do wszystkich jednostek koalicyjnej armii przyszedł rozkaz: nacierać wszystkimi siłami.

Z lasu na wzgórzu Schafberg zaczęły wyjeżdżać chorągwie husarskie. Obok nich stanęła rajtaria, ciężka jazda księcia Maksymiliana Emanuela, elektora bawarskiego. Do walki gotowało się ponad 20 tys. jeźdźców i koni, ustawionych w cztery linie, na froncie liczącym ok. 6 km. Od pozycji wroga dzieliło ich kilkaset metrów. Zanim ruszyli, Sobieski puścił na Turków oddział husarski (nieco ponad stu jeźdźców), aby sprawdzić, czy warunki terenowe nadają się do ataku. Gdy test wypadł pomyślnie, trąby poderwały do ataku całość sił koalicyjnych. Około 17.30 rozpoczęła się szarża, jakiej świat jeszcze nie widział. Król osobiście poprowadził do walki jeden z pułków. W białym żupanie i błękitnym kontuszu, bez zbroi, pędził w stronę obozu wroga. Wraz z nim w szarży uczestniczyli dwaj jego synowie Jakub i Aleksander, którego przed bitwą król pasował na rycerza. Nie było siły, która mogłaby ich zatrzymać. Straty tureckie były wysokie, ok. 15 tys. ludzi.

Zginęło także ok. 1500 żołnierzy koalicji, z tego połowę stanowili Polacy. Wieczorem król w namiocie Kara Mustafy pisał list do papieża, w którym informował go o zwycięstwie, zaczynający się sławną inwokacją: Venimus, vidimus, et Deus vincit – (przybyliśmy, zobaczyliśmy i Bóg zwyciężył). Cesarz Leopold nie potrafił okazać wdzięczności swemu wybawcy. Ważniejsze jednak były długofalowe skutki bitwy. Turcy z tej klęski już się nie podnieśli. Pobici kilkanaście dni później pod Parkanami, musieli się wycofać na Węgry, skąd także wkrótce zostali wyparci. Rzeczpospolita zwycięstwa wiedeńskiego nie wykorzystała. Kraj, który pod Wiedniem ocalił chrześcijaństwo, w następnym stuleciu, także za sprawą cesarzowej Marii Teresy, wnuczki Leopolda, został wymazany z mapy Europy. Krajem, który nigdy nie uznał rozbiorów była Turcja.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.