Cztery kule dla księdza

Stanisław Zasada, współpracownik GN z Wielkopolski

|

GN 08/2008

publikacja 27.02.2008 13:22

Księdzu najtrudniej zostać świętym. Chyba że poniósłby śmierć za wiarę, ale dziś to niemożliwe – powtarzał przedwojenny proboszcz podpoznańskiego Lubonia. Jakiś czas potem zginął od kuli zamachowca.

Cztery kule dla księdza

Siedemdziesiąt lat temu w kościele pw. św. Jana Bosko w Luboniu fanatyczny komunista zastrzelił księdza Stanisława Streicha. Zabójstwo kapłana była szokiem podobnym do tego, jaki kilkadziesiąt lat później wywołało zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki. Kilka lat temu Kościół poznański rozpoczął starania o beatyfikację księdza Streicha. – Chcemy, żeby uznano go za męczennika totalitaryzmu – mówią księża.
Poświęcenia nie doczekał – To był święty człowiek – tak o księdzu Streichu mówi Stanisław Malepszak. 81-letni mieszkaniec Lubonia jest jednym z ostatnich świadków pamiętających zamordowanego kapłana. – Byłem jego ministrantem – nie kryje dumy pan Stanisław.

Mieszkańcy Lubonia zawdzięczają księdzu Streichowi parafię i kościół. Przez długi czas modlili się w oddalonej o kilka kilometrów świątyni w Żabikowie. Gdy w 1933 roku pochodzący z Bydgoszczy ksiądz Streich został tam proboszczem, zaczął starania o utworzenie parafii w Luboniu. Po dwóch latach prymas August Hlond wydał zgodę. Pierwszym proboszczem mianował trzydziestotrzyletniego wówczas księdza Streicha. W Luboniu rozpoczęła się budowa kościoła. Prace szły szybko – po roku świątynia stała już w stanie surowym. Ksiądz Streich nie krył, że błyskawiczne postawienie kościoła to zasługa mieszkańców Lubonia. „Podczas kolędy prawie wszyscy nas serdecznie przyjmowali, zebraliśmy na główny ołtarz prawie 632 złote. Oto prawdziwa ofiarność! A przecież mam dużo biednych i niezamożnych parafian” – pisał w ostatnim liście do matki zimą 1938 roku. Proboszcz miał też przeciwników. „Nie buduj tej obory, bo zostaniesz zakatrupiony” – dostał kiedyś list z takimi pogróżkami. Raz do budowanego kościoła włamali się nieznani sprawcy: rozbili skarbonki, zabrali zegar i kilkanaście żarówek. Jakiś czas potem grupa wyrostków obrzuciła księdza kamieniami. W maju 1938 roku kościół miał być poświęcony. Ksiądz Streich uroczystości nie doczekał.

Agitował Gomułka
Przedwojenny Luboń to szybko rozbudowująca się przemysłowa wioska. Dwie największe fabryki: zakłady ziemniaczane i chemiczne założyli jeszcze Prusacy. Była także fabryka drożdży, wytwórnia budyni i cztery cegielnie. – Niestety, część ludzi miała pracę tylko sezonowo – opowiada Stanisław Malepszak, który opisywał dzieje Lubonia. Zwalnianym i słabo opłacanym robotnikom nadzieję na lepszą przyszłość obiecywali agenci nielegalnej Komunistycznej Partii Polski. W 1930 roku, świeżo po powrocie z Moskwy, w pobliskiej Mosinie agitował Władysław Gomułka. Profesor Wiesław Olszewski, historyk Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu: – Komunizm nie cieszył się w Wielkopolsce dużą popularnością. W samym Poznaniu i okolicach było może ze dwustu komunistów. Dlatego takie miejsca jak Luboń były atrakcyjne dla lewicy, bo było tam pokaźne środowisko robotnicze. Dla lubońskich komunistów ważna data to 1 maja 1937 roku. Tego dnia wyruszyli z Lubonia w kierunku Poznania, żeby wspólnie z tamtejszymi towarzyszami uczcić zakazane wtedy robotnicze święto. Nie uszli daleko – po paru kilometrach rozpędziła ich konna policja.

Czarny płaszcz i biały szal
– To był ciepły, słoneczny dzień – wspomina niedzielę 27 lutego 1938 roku Stanisław Malepszak.
Rano była Msza święta dla dzieci. Staś Malepszak wybrał się do kościoła z młodszą siostrą. Nie miał tego dnia służby przy ołtarzu, więc stanął niedaleko ambony. W południowej nawie świątyni zebrało się około dwustu dzieci. Między nimi stało kilku dorosłych. Stanisław Malepszak pamięta wszystko, jakby wydarzyło się wczoraj. – Dochodziła dziesiąta, gdy ksiądz Streich usiadł w konfesjonale, żeby słuchać spowiedzi – mówi. W tym samym czasie do kościoła wszedł mężczyzna w średnim wieku. Miał na sobie czarny płaszcz i biały szal. Stanął koło ambony. – Tuż za mną – opowiada pan Stanisław. Inni świadkowie zeznali potem, że mężczyzna w lewej ręce trzymał książeczkę do nabożeństwa, a prawą chował cały czas w kieszeni. Zachowywał się, jakby na coś czekał.

Rozdawał cukierki
– Radykał i awanturnik – opisuje Wawrzyńca Nowaka profesor Olszewski. Wawrzyniec Nowak to mężczyzna w czarnym płaszczu i białym szalu, który w ostatnią niedzielę lutego 1938 roku stał przy ambonie w lubońskim kościele. Był rodowitym luboniakiem, ale jako młody chłopak uciekł z domu i mało kto go teraz pamiętał. Walczył na frontach pierwszej wojny światowej. Po wybuchu rewolucji w Rosji przyłączył się do bolszewików. Wcielony po odzyskaniu niepodległości do armii polskiej za agitację bolszewicką spędził trzy miesiące w więzieniu i został usunięty z wojska. W połowie lat 30. wrócił do rodzinnego Lubonia i zamieszkał u miejscowego komunisty: zajmował nieopalany pokoik na poddaszu. Z zawodu był murarzem, ale nigdzie nie pracował. Zakładał czerwone harcerstwo (żeby przyciągnąć dzieci, rozdawał im cukierki) i przystąpił do związku bezwyznaniowców. Był jednym z uczestników demonstracji pierwszomajowej w 1937 roku, rozpędzonej przez policję. Został wtedy pobity.

Chcieli go zlinczować
Msza była po łacinie. Po nabożeństwie ksiądz Streich poszedł do zakrystii zdjąć ornat. Po chwili ruszył w stronę ambony, żeby przeczytać po polsku Ewangelię i powiedzieć kazanie. Zmierzając powoli do ambony, głaskał dzieci po głowie. – Nagle poczułem, że ktoś trąca mnie w ramię – opowiada Stanisław Malepszak. – Odwróciłem się i zobaczyłem rękę trzymającą pistolet. Padły strzały. Pierwsza kula trafiła księdza w twarz, druga przeszyła ewangeliarz. Gdy kapłan upadł, zamachowiec strzelił do niego jeszcze dwa razy w plecy.
Po krótkiej szamotaninie dorośli obezwładnili zabójcę i wyprowadzili z kościoła. Zdążył ranić jeszcze kościelnego i 12-letniego chłopca. – Niektórzy chcieli zlinczować Nowaka na miejscu – mówi pan Stanisław. – Na szczęście zabrała go policja. Cztery dni później na pogrzeb księdza przyszło 20 tysięcy ludzi. Kapłana pochowano w sąsiedztwie świątyni. Na wieść o zbrodni w całym kraju odbyły się wielotysięczne antykomunistyczne manifestacje. Tytuły gazet krzyczały o „sowieckim agencie” i „bezbożniku”, który zamordował niewinnego księdza. Ktoś ułożył pieśń, zaczynająca się od słów: „W Luboniu, wiosce koło Poznania, tam komunista zastrzelił kapłana”. Znano ją w każdym lubońskim domu.

Prezydent odmawia łaski
– Gdy patrzyłem na nieszczęścia tych wszystkich bezrobotnych, na te nieszczęścia, które się dzieją koło nas, to widzę tę wielką niesprawiedliwość, która wynika z religii – mówił przed sądem Wawrzyniec Nowak.
Rozprawa odbyła się trzy tygodnie po zbrodni. Trwała jeden dzień. Nowaka skazano na karę śmierci. Prezydent Mościcki odmówił prawa łaski. W celi śmierci Nowak pisał, że księdza zamordował „nie z chęci zysku, ani też z nienawiści lub zemsty, tylko z miłości dla dobra ludzkości”. Od kilku lat w pierwszą niedzielę listopada wierni w poznańskiej katedrze modlą się o beatyfikację księdza Stanisława Streicha. O wyniesienie kapłana na ołtarze prosi Boga każdego wieczoru Stanisław Malepszak. W swoim domu w Luboniu przechowuje przestrzeloną sutannę księdza. – To dla mnie prawdziwa relikwia – mówi.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.