Muzea mają przyszłość

Leszek Śliwa

|

GN 07/2008

publikacja 20.02.2008 21:55

W całej Europie jak grzyby po deszczu powstają nowe muzea. Czy to inwestycja w przeszłość? Nie, nowe muzea powstają z myślą o przyszłości!

Muzea mają przyszłość Dom Terroru w Budapeszcie to pierwsze nowoczesne muzeum w Europie Środkowej. Było jedną z inspiracji dla otwartego dwa lata później Muzeum Powstania Warszawskiego fot. pap/ATTILA KISBENEDEK

Politycy w krajach zachodnich już dawno zauważyli, jak ogromną siłę oddziaływania mają nowoczesne muzea. Uznali, że nie ma dziś skuteczniejszego sposobu kształtowania patriotyzmu, postaw obywatelskich, promocji narodowych osiągnięć. A u nas? Wielu wciąż uważa, że muzea są tylko kosztownym hołdem dla tego, co minęło. Stąd zapewne wynika niepotrzebny spór o budowę Muzeum Historii Polski i Muzeum Ziem Zachodnich.

Śmierć filcowych kapci
Wchodzisz na pokład statku. Mijasz marynarzy grających w kości, przez słuchawki słyszysz ich kłótnię, docierasz do kajuty kapitana. Wita cię grubym głosem, tłumacząc reguły panujące na jego łajbie. Potem na nabrzeżu wchodzisz do osiemnastowiecznych sklepów i warsztatów, jesteś świadkiem kupowania u rzemieślnika szpady, zaglądasz do mieszkania admirała. Gdzie indziej możesz przećwiczyć na modelach, jak obsługiwać urządzenia pokładowe. Po wyjściu wiesz, że wiele z tego, co zobaczyłeś, zapamiętasz do końca życia. Takich multimedialnych muzeów jak to w angielskim mieście Hartlepool jest dziś w całej Europie mnóstwo. Wykorzystują zdobycze techniki: filmiki, nagrania, animacje. Pierwszą taką placówką było Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, otwarte w 1993 r. Przełom w muzealnictwie nie polega jednak tylko na zastosowaniu nowych technologii. To nie jest tak jak w przypadku nowoczesnych bibliotek, które choć są skomputeryzowane, wciąż pełnią swą funkcję tak samo jak dawniej. Z muzeami jest zupełnie inaczej.

Atak na zmysły
Po wejściu do Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie dostajesz kartę z życiorysem osoby, która w dniu śmierci z rąk nazistów była dokładnie w tym samym wieku, co ty teraz. Potem w muzeum śledzisz prawdziwe losy tej jednej, konkretnej osoby. Bo miliony zamordowanych to statystyka, a naprawdę wzrusza nas los poszczególnych osób. W tym tkwi jedna z tajemnic przełomu w muzealnictwie. Tradycyjne muzeum gromadzi cenne przedmioty i pokazuje je zwiedzającym, starając się im przekazać wiedzę. Działa wyłącznie na rozum. Nowoczesne muzeum atakuje zmysły. Mamy przenieść się do odległej epoki, poczuć to, co czuli ówcześni ludzie, stać się na chwilę jednym z nich. To pozwoli nam lepiej ich zrozumieć. A przy okazji znacznie łatwiej nam zapamiętać to, czemu towarzyszą emocje.

Takie podejście do pokazywania przeszłości idealnie trafiło w zapotrzebowanie społeczne. Nieprzypadkowo w całej Europie w ostatnich latach powstało mnóstwo grup, zrzeszających młodych ludzi odtwarzających jakąś epokę historyczną. Szyją sobie stroje, będące wierną kopią szat z epoki, studiują wszystkie aspekty ówczesnego życia, biorą udział w rekonstrukcjach bitew. W tym samym kierunku idą nowe muzea. Są one nazywane narracyjnymi. Ich zadaniem nie jest bowiem pokazanie martwych gablot, ale przekazanie zwiedzającym jakiejś idei. Politycy na Zachodzie szybko dostrzegli, że taką ideą może być promocja kraju i jego osiągnięć.

Z tyłu liceum, z przodu muzeum
Politycy zauważyli też, że szkolna edukacja jest o wiele mniej efektywna niż inwestowanie w nowoczesne muzea. Uznali, że szkoła pozostaje w tyle za muzeami, bo nawet jedna wizyta w muzeum może zostawić w świadomości i poglądach młodego człowieka trwalszy ślad niż wieloletnia nauka. Nie żałują więc pieniędzy na inwestycje w muzea historii swojego kraju. Za naszą zachodnią granicą działają dwie takie placówki: Muzeum Historii Niemiec w Berlinie i Dom Historii Republiki Federalnej Niemiec w Bonn.

W tym drugim, skupiającym się na historii najnowszej, można na przykład zobaczyć wagon- -salonkę kanclerzy, kino z lat pięćdziesiątych, fragmenty muru berlińskiego i nakaz aresztowania Ericha Honeckera, długoletniego przywódcy NRD. Natomiast Muzeum Historii Niemiec przygotowuje nową wystawę, pokazującą wkład Niemiec w historię Europy. W tyle nie pozostają Francuzi. W Marsylii budują muzeum, które pokaże rolę Francji w historii regionu śródziemnomorskiego. W Brukseli za trzy lata ma zacząć działać Muzeum Integracji Europejskiej. Pokaże ono historię idei zjednoczenia Europy od średniowiecza aż do dziś. A u nas?

Kto nas pochwali, jeśli nie my?
U nas w latach dziewięćdziesiątych muzealnictwo działało po staremu. I bardzo dziwiliśmy się, że na Zachodzie mało kto pamięta o Stoczni Gdańskiej i „Solidarności”, natomiast upadek komunizmu kojarzony jest ze zburzeniem muru berlińskiego. Dziwiliśmy się też potem, że podczas uroczystości w rocznicę zakończenia II wojny światowej nikomu nie przyszło do głowy, żeby poprosić o zabranie głosu polskiego prezydenta.

Nikt wtedy nie wspomniał, że każde z dużych, zachodnich muzeów odwiedza rocznie kilkaset tysięcy ludzi z różnych krajów. Wiedza, którą zdobywają w tych muzeach, kształtuje ich poglądy nie tylko na historię, ale też na rolę poszczególnych krajów w zjednoczonej Europie. A kto ma przypominać o naszym wkładzie w historię kontynentu, jeśli nie my? Szybciej od nas zrozumieli to Węgrzy, którzy w 2002 r. otwarli w Budapeszcie znakomite muzeum Dom Terroru. Dopiero dwa lata później powstała pierwsza polska placówka tego typu: Muzeum Powstania Warszawskiego.

Polityka historyczna czy histeria polityczna?
Nowy minister kultury Bogdan Zdrojewski wykreślił z listy kluczowych projektów ministerstwa Muzeum Historii Polski i Muzeum Ziem Zachodnich – dwa najważniejsze pomysły swojego poprzednika Kazimierza M. Ujazdowskiego. W mediach rozpętała się burza. Min. Zdrojewski broni się, że zakwestionowane projekty zawierały błędy, można je poprawić i wtedy wrócą na listę. Deklaruje się jako zwolennik prowadzenia polityki historycznej, popiera projekty kilku innych muzeów, zwraca jednak uwagę na koszty.

Nie ma podstaw kwestionować dobrej woli ministra. Czy jednak rzeczywiście rozumie on i docenia znaczenie, jakie mają nowoczesne muzea dla promocji naszego państwa i dla kształtowania pożądanych postaw obywatelskich? Zacytowana w mediach wypowiedź, że minister nie chce, „aby Polska zamieniła się za parę lat w kraj nekropolii i muzeów”, wzbudza niepokój. Wskazuje bowiem na postrzeganie przez ministra muzeów jako zmurszałych pamiątek przeszłości.

Polska polityka historyczna, której ważną częścią jest tworzenie nowych muzeów, miała nieszczęście pojawić się w czasie bardzo ostrych sporów dzielących naszą scenę polityczną. PiS uczynił ją jednym ze swych sztandarowych haseł, co powoduje nieufność i rezerwę przeciwników tej partii. Niektórym wręcz trudno uznać, że bracia Kaczyńscy mogli promować coś wartościowego. Nie zauważają więc np. godnej uznania polityki przyznawania odznaczeń przez prezydenta. Podejrzewają też, że polityka historyczna PiS jest antyniemiecka albo antyrosyjska. O dziwo, powszechne uznanie dla Muzeum Powstania Warszawskiego nie zniszczyło jeszcze tych stereotypów.

Polityce historycznej zaszkodziło też niepotrzebne używanie historii w politycznych kłótniach. Mało zorientowani ludzie mylą teraz politykę historyczną z histerią polityczną. Niefortunne wypowiedzi, że przeciwnicy PiS stoją dziś tam gdzie stało ZOMO, czy tendencyjne ocenianie III RP, przemilczające zupełnie sukcesy, sprawiło, że wielu ludziom, w tym także politykom, trudno dziś zachować obiektywizm.
A tymczasem polityka historyczna to coś, co ma nas łączyć, a nie dzielić. W jej realizacji jesteśmy spóźnieni w stosunku do Zachodu o 10 lat. Nie powinniśmy więc tracić więcej czasu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.