Łowy na grubego zwierza

Andrzej Grajewski

|

GN 38/2007

publikacja 24.09.2007 14:02

Peerelowska bezpieka polowała na każdego duchownego, ale prawdziwą sztuką było upolowanie biskupa.

Łowy na grubego zwierza Książka opisuje losy czterech biskupów: abp. Tokarczuka, kard. Gulbinowicza, bp. Bieńka, bp. Pietraszki, którzy przez lata szykanowani przez bezpiekę, pozostali wierni Bogu i Ojczyźnie wydawnictwo WAM

Historię tych niezwykłych polowań przybliża opracowanie IPN pt. „Niezłomni. Nigdy przeciw Bogu. Komunistyczna bezpieka wobec biskupów polskich” *. Znajdujemy w nim opis wieloletnich prób osaczania czterech wybitnych polskich biskupów – Juliusza Bieńka, biskupa pomocniczego z Katowic, Jana Pietraszki – biskupa pomocniczego z Krakowa, abp. Ignacego Tokarczuka – wieloletniego ordynariusza przemyskiego, oraz kard. Henryka Gulbinowicza, metropolity wrocławskiego. Działali w różnych warunkach i czasach, mieli różne temperamenty i doświadczenia. Łączyło ich tylko to, że starali się służyć Kościołowi i Polsce. To wystarczyło, aby zostali wpisani na listę wrogów państwa. Każdy z nich przez całe życie był przedmiotem inwigilacji i rozpracowywania, które miało na celu zdobycie o nich kompromitujących informacji. Miały one zostać użyte w dalszej grze operacyjnej oraz przy ewentualnych próbach werbunku.

Biskup na podsłuchu
Stosowano wobec biskupów różnego rodzaju techniki operacyjne, zarówno z użyciem agentury, czasem znajdującej się w kręgu bliskich współpracowników, a nawet przyjaciół, jak i środków technicznych: najczęściej podsłuchu telefonicznego. Różne były także metody, jakie bezpieka stosowała, aby zniewolić niepokornych hierarchów. Były pogróżki, czy nawet plany aresztowania, ale znacznie bardziej dotkliwe były tzw. działania dezinformacyjne, rozpuszczanie dyskredytujących plotek na ich temat, fabrykowanie fikcyjnych dowodów, inspirowanie wewnętrznych kłótni przez napuszczanie jednych na drugich.

Najbardziej zjadliwie w ten sposób był dyskredytowany abp Tokarczuk, którego aktywność doprowadzała władze do białej gorączki. Jego twardość i pryncypialność były przysłowiowe, dlatego nie próbowano z nim rozmawiać, tylko go zniszczyć. Nie bez znaczenia był także fakt, że nieugięty biskup działał przy granicy ze Związkiem Sowieckim, a tamten teren „wielki brat” zawsze traktował jako obszar swoich szczególnych wpływów. Toteż próbowano kąsać Tokarczuka na różne sposoby, m.in. przez donosy do Watykanu, które SB przez Urząd ds. Wyznań systematycznie słała na niego.

Wszystko okazało się nieskuteczne. Większość duchowieństwa oraz wiernych twardo stała przy swoich biskupach i to była dla nich najlepsza tarcza i osłona. Postacie do książki dobrano w taki sposób, aby charakteryzowały różne style w kontaktach duchownych z bezpieką. Był Tokarczuk, twardy jak skała, ale nie wszyscy biskupi byli Tokarczukami.

Przyjaciel zdrajca
Ciekawy jest przypadek kard. Gulbinowicza, który przez wiele lat nie unikał rozmów z oficerami SB. Zwodził ich, podpuszczał, a w końcu gdy już, już bliska wydawała się upragniona chwila, gdy będzie można przełożonym zameldować, że „mamy go”, wywijał się im z całym kresowym sprytem czy nawet sowizdrzalstwem.

Dramatyczna jest historia bp. Bieńka, w którego otoczenie wprowadzono agenta, udającego przyjaciela rodziny. Zyskał zaufanie biskupa, a później wykorzystał zdobyte informacje do rozpracowania środowisk kościelnych. Całą historię opisałem przed trzema laty w książce „Wygnanie”.

Obecna pozycja nie wnosi tu nowych wiadomości, natomiast wykracza poza rok 1956 i pokazuje, z jakim uporem esbecja osaczała bp. Bieńka aż do jego śmierci. Ostatni meldunek został sporządzony z jego pogrzebu. Niestety, ani mnie wówczas, a także obecnym badaczom nie udało się ustalić tożsamości wyrafinowanego i skutecznego agenta, noszącego pseudonim „Maxymowicz”.

Poruszający jest także opis zmagań bp. Jana Pietraszki, obecnie kandydata na ołtarze. Konfrontacja człowieka o wielkiej wrażliwości i delikatności, w każdym szukającego dobra, z wyrafinowanym systemem stosowanych wobec niego prowokacji jest poruszająca.

Mówią dokumenty
Książka nie jest łatwa w lekturze, gdyż poza krótkim wstępem biograficznym, charakteryzującym życiorys każdego z bohaterów, składa się wyłącznie z suchych dokumentów wytworzonych przez organy bezpieczeństwa PRL. Metodologiczny wstęp, umieszczony na początku książki, wprowadza czytelnika w podstawowe zagadnienia i terminy pracy operacyjnej SB.

To dobry pomysł, gdyż ułatwia lekturę dokumentów, a także przybliża ów specyficzny świat wykreowany przez oficerów bezpieki. Na marginesie tego wydawnictwa trudno nie wspomnieć, że różne środowisko bardzo wybiórczo i instrumentalnie traktują pracę Instytutu oraz cały proces rozliczenie z komunistyczną przeszłością Polaków.


Gdy IPN pokazuje dokumenty dotyczące ludzi z przeciwnego obozu, „komuchów”, wtedy dla wielu jest dobry. Gdy jednak, zgodnie z prawem i swoją misją, zaczyna pokazywać dokumenty, które uderzają w „naszych”, wówczas reakcją jest oskarżanie Instytutu o wysługiwanie się „liberałom”, oraz podważanie wartości jego pracy.

Skoro jednak dokumenty komunistycznej bezpieki mogły być przydatne w procesie beatyfikacyjnym kapłana i męczennika ks. Władysława Findysza, i są ważnym dowodem heroizmu Popiełuszki czy Wyszyńskiego, winny być z równą powagą traktowane, gdy świadczą o chwilach słabości innych kapłanów.

Myśliwi i ich pomocnicy
Wielkie polowanie na biskupów trwało przez cały czas istnienia PRL. Esbeckie łowy na „grubą zwierzynę” w wypadku bohaterów tej książki nie były udane z uwagi na ich prawość, uczciwość i wierność Kościołowi. Podziwiając hart ducha biskupów i przezorność, z jaką starali się omijać zastawiane na nich pułapki, nie można jednak nie zauważyć istotnego zjawiska.

Łowy na biskupów w ogóle nie byłyby możliwe, gdyby myśliwi nie znajdowali pomocników, także wśród niektórych duchownych. Ich nazwisk nie ma w zasadniczych materiałach. Trzeba sięgnąć do przypisów, gdzie rozszyfrowano nazwiska niektórych tajnych współpracowników SB.

Na końcu każdego szkicu znajdują się fotografie oraz biogramy oficerów bezpieki, którzy brali udział w rozpracowywaniu tych hierarchów. Spoglądają z nich raczej tępe, czasem może nawet poczciwe twarze naszych rodaków, którzy całe życie trudnili się wyłącznie tym, aby szkodzić bliźniemu. Ponownie rodzi się pytanie nad naturą PRL. Skąd się brali tacy ludzie? Czy dzisiaj odczuwają z tego powodu wyrzuty sumienia? Publicznie żaden skruchy nie wykazał, i to jest także jeden z przyczynków do naszej debaty o rozliczeniach.

* Niezłomni. Nigdy przeciw Bogu. Komunistyczna bezpieka wobec biskupów polskich, pod redakcją ks. Józefa Mareckiego i Filipa Musiała. IPN, WAM. Warszawa-Kraków 2007.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.