Bułgarski ślad

Andrzej Grajewski

|

GN 33/2007

publikacja 16.08.2007 15:40

Kto 13 maja 1981 roku strzelał do Jana Pawła II – wiadomo. Ale kto posłał zamachowca na Plac św. Piotra z bronią w ręku?

Bułgarski ślad East News/Getty images/Liaison

Śmierć Siergieja Antonowa i oświadczenie Ali Agcy, że wkrótce napisze książkę, w której ujawni całą prawdę o okolicznościach zamachu na życie Jana Pawła II skłaniają do powrotu do pytań, na które nikt do końca nie odpowiedział. Ślady prowadzą do Bułgarii.

Co Agca miał w kieszeni?
Pierwszy ślad wskazujący na kontakt Agcy z Bułgarami wykryto tuż po jego zatrzymaniu. Posługiwał się fałszywym paszportem na nazwisko Faruk Ozgun. Z zapisów w paszporcie wynikało, że jego właściciel dużo podróżował po świecie, zanim 13 maja 1981 r. znalazł się na Placu św. Piotra w Watykanie. Śledczy nie od razu zwrócili uwagę na pieczątki świadczące o pobycie Agcy w Bułgarii. Kiedy w maju 1982 r. zamachowiec zdecydował się zeznawać, opowiedział, że latem 1980 r. za pośrednictwem Omera Mersana, przedstawiciela tureckiej mafii, skontaktował się z przedstawicielami bułgarskich służb specjalnych, którzy zaproponowali mu zorganizowanie zamachu na Papieża. Miał wówczas mieszkać w centrum Sofii, w hotelu Witosza, w apartamencie nr 991. Tam otrzymał zaliczkę na liczne podróże, które miały służyć zmyleniu tropów oraz dalszym kontaktom – tureckim i międzynarodowym – dla zdobycia broni. Ostatecznie nabył ją w Wiedniu. Oczywiście prawdopodobnie nie w Sofii wymyślono plan zabicia Jana Pawła II. Kreml był przerażony perspektywą pontyfikatu Papieża-Polaka. Zwłaszcza gdy powstała "Solidarność", od środka rozsadzająca imperium. Zlecenie otrzymały bułgarskie służby, które znalazły egzekutorów wśród tureckich terrorystów.

W momencie zatrzymania Agca miał przy sobie kartkę z pięcioma numerami telefonów: dwa do bułgarskiej ambasady w Rzymie, jeden do oddziału konsularnego, jeden do przedstawicielstwa Balkanair (bułgarskich linii lotniczych), a jeden, którego nie było w żadnej oficjalnej księdze adresowej, był poufnym kontaktem do rezydenta bułgarskiej bezpieki (Komitet za Drżawna Sigurnost, dalej DS). Nie wzbudziło to wówczas zainteresowania śledczych. Pierwszy proces, który odbył się w lipcu 1981 r., był krótki (trwał 3 dni) i niezbyt wnikliwy. Agcę skazano na dożywocie. W czasie procesu zachowywał się poprawnie. Twierdził, że plany zabicia Papieża ułożył sam. Co dziwne, wyrok nie tylko przyjął ze spokojem, ale nawet, pomimo sugestii ze strony swoich prawników, nie odwołał się od niego. Jakby czekał na inny rozwój wypadków. Miał w tym względzie bogate doświadczenie, gdyż w 1979 r. został skazany na dożywocie za zabicie tureckiego dziennikarza Abdiego Ipekci. Szybko jednak wydostał się z pilnie strzeżonego wojskowego więzienia Kartal-Maltepe. Pomogło mu w tym kilku oddanych, wpływowych przyjaciół. Mury rzymskiego więzienia Rebbibia okazały się trudniejsze do sforsowania.

Znajomi z fotografii
Minął jednak rok i nic się nie działo. Agca postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce. W czasie rozmów z włoskim sędzią Ilario Martellą uchylił nieco rąbka tajemnicy. Zeznawał przez kilka tygodni, szczegółowo, bardzo obszernie, wyjaśniając szereg faktów i okoliczności. Wymieniał nazwiska Bułgarów i Turków, opisywał miejsca oraz wskazywał mocodawców zbrodni. Zeznania Agcy w znacznym stopniu zostały potwierdzone przez włoski wymiar sprawiedliwości oraz Interpol. Agca ujawnił nazwiska trzech Bułgarów, z którymi spotkał się latem 1980 r. i którzy eskortowali go na Plac św. Piotra w dniu zamachu.

Nazwiska Kolew, Petrow i Bajramika jednak nic nie mówiły włoskim prokuratorom. Nikt taki nie mieszkał w Rzymie. Wówczas sędzia Martella wpadł na pomysł, aby pokazać Agcy zdjęcia operacyjne z zupełnie innej sprawy. W grudniu 1981 r. bojówki Czerwonych Brygad, terrorystycznej organizacji utrzymującej kontakty także z bezpieką Bloku Wschodniego, porwały amerykańskiego generała Jamesa L. Doziera.

Śledztwo wykazało, że terroryści mieli kontakt także z Bułgarami. Pośrednikiem między nimi był włoski działacz związkowy Luigi Scriccido. Od 1976 r. był on agentem bułgarskich służb, wykorzystywanym w wielu poufnych misjach. Scriccido zaproponował ludziom z Czerwonych Brygad dużą dostawę broni i innych środków technicznych za zgodę na przesłuchanie porwanego generała przez Bułgarów. Plan się nie powiódł, ale od tego momentu włoski kontrwywiad poważnie zainteresował się wszystkimi Bułgarami pracującymi w Rzymie. Zrobiono im zdjęcia oraz zastosowano wobec nich także inne środki operacyjne. Wszystko to miało związek ze sprawą Doziera, a nie z zamachem na życie Jana Pawła II.

Tak było do maja 1982 r., gdy Agcy pokazano album zawierający ponad 50 zdjęć Bułgarów oraz innych osób, których fotografie dołączono, aby utrudnić identyfikację. Bez problemu wskazał trzech sofijskich znajomych, z którymi kontaktował się później w Rzymie. W takich okolicznościach ustalone zostały ich prawdziwe nazwiska: „Kolew” naprawdę nazywał się Todor Ajwazow i był kasjerem ambasady w Rzymie, „Petrow” był pseudonimem mjr. Żeliu Wasyliewa, zastępcy attaché wojskowego, a „Bajramik” okazał się pseudonimem Siergieja Antonowa, zastępcy dyrektora bułgarskich linii lotniczych w Rzymie.

Herbatka u Antonowa
Agca nie tylko rozpoznał ich twarze, ale także obszernie scharakteryzował ich mieszkania, gdzie prowadził rozmowy na temat planowanego zamachu. Wspominał żonę Antonowa, Rosikę, która podawała im herbatę w czasie spotkania, oraz córeczkę, która w tym czasie miała krzątać się po mieszkaniu. Razem z Bułgarami miał dokonać wizji lokalnej na dzień przed zamachem. Oni też 13 maja 1981 r. przywieźli go w pobliże Watykanu. Bułgarzy mieli go osłaniać, m.in. rzucić w tłum granat ogłuszający. Wybuch miał spotęgować panikę na Placu św. Piotra i ułatwić ucieczkę mordercy.

Plan nie był wyrafinowany, ale w tej zabójczej prostocie, wręcz wyzywającej bezczelności, tkwiła jego siła. Zawodowy morderca o pewnej ręce i wyjątkowej inteligencji, z kilku metrów strzelający do Papieża z pistoletu o kalibrze małej armaty, nie miał prawa chybić. Panika, jakiej oczekiwano, rzeczywiście wybuchła i niewiele brakowało, aby Agca zdołał zbiec z miejsca zbrodni. Z zamieszania skorzystał drugi zamachowiec Oral Celik, kolega szkolny Agcy, który znajdował się na Placu św. Piotra i prawdopodobnie także strzelał do Papieża. Bułgarzy pomogli mu opuścić Włochy.

Również Agcę Bułgarzy zapewniali, że jak zdoła dotrzeć do ich samochodu, zaparkowanego przy gmachu ambasady kanadyjskiej przy Stolicy Apostolskiej, przerzucą go na teren swojej ambasady, a później, specjalnym transportem, wywiozą z Włoch. Późniejsze dochodzenie potwierdziło, że ambasada bułgarska zgłosiła włoskim służbom celnym, że w nocy z 13 na 14 maja wyjechał z Rzymu TIR. Plan się nie powiódł i być może dlatego Agca jeszcze żyje.

W trakcie śledztwa natrafiono na kolejny dziwny bułgarski trop. Agca mówił, że Bułgarzy namawiali go także do zorganizowania zamachu na życie Lecha Wałęsy, który w styczniu 1981 r. przebywał z wizytą w Rzymie i Watykanie. Agca odmówił, ale wskazał na kolejnego Bułgara, który z nim o tym rozmawiał. Był nim Iwan T. Donczew, rezydent DS w Rzymie, człowiek od brudnej roboty, którego agentem był m.in. działacz związkowy Scriccido. Jak się wydaje, zarówno Agca, jak i Scriccido mieli jednego oficera prowadzącego, właśnie Iwana Donczewa, który zbiegł z Rzymu w październiku 1982 r., unikając aresztowania. Właśnie Donczew mógł być najważniejszym rozgrywającym w tej grze, inni, także Antonow, byli pionkami, odpowiedzialnymi jedynie za logistykę działań, które miały doprowadzić do zabójstwa stulecia.

Operation Papst
Sędzia Martella nie wiedział, że kiedy kierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Bułgarom, wydarzył się incydent o wielkim znaczeniu dla dalszych wydarzeń. W listopadzie 1982 r. został aresztowany Siergiej Antonow. Pozostałych Bułgarów chronił immunitet dyplomatyczny i zdołali uciec do Sofii. Ostatecznie więc na ławie oskarżonych obok Antonowa zasiedli tylko Turcy: Omar Bagci i Musa Celebi. Władze bułgarskie za wszelką cenę próbowały dostać się do Agcy. W tym celu wymyślono śledztwo przeciwko niemu w sprawie przestępstwa, jakiego miał się dopuścić w czasie pobytu w Sofii, używając fałszywego paszportu. Wszystko to była lipa, ale Włosi zgodzili się na przesłuchanie Turka. W październiku 1983 r. do Rzymu przybyli dwaj sędziowie Jordan Ormankow i Petkow vel Markow. Dwukrotnie przesłuchiwali Agcę w więzieniu. W czasie drugiego spotkania sędzia Martella w przerwie zaprosił bułgarskich gości na kawę. Z zaproszenia skorzystał Ormankow. Petkow na moment został z Agcą sam. Po turecku ostrzegł go, że jeśli będzie mówił o bułgarskim tropie, zginie on oraz cała jego rodzina. Dopiero po latach o tym incydencie Agca opowiedział sędziemu Ferdinando Imposimato, który będzie prowadził dalej śledztwo w tej sprawie.

W 2005 r. w aktach, które zostały po bezpiece NRD, Stasi, odkryto zapiski o tajemniczej operacji „Papst”, czyli Papież. Operację prowadzono na prośbę bułgarskich towarzyszy, aby przez działania dezinformacyjne odwrócić uwagę od bułgarskiego śladu. Przypuszcza się, że elementem tych działań mogło być porwanie Emanueli Orlandi, córki świeckiego pracownika Watykanu. Za jej uwolnienie porywacze domagali się uwolnienia Agcy. Dziewczyna nigdy nie została odnaleziona. Oficerem bułgarskiego wywiadu, który kontaktował się ze Stasi w sprawie operacji „Papst”, był Jordan Ormankow, ten sam, który jako sędzia brał udział w przesłuchaniu Agcy. W operacjach dezinformacyjnych prawdopodobnie brały udział także inne służby Bloku Wschodniego.

Na początku procesu, który rozpoczął się w maju 1985 r. Agca odwołał swoje zeznania i stwierdził, że szczegółów o Bułgarach dowiedział się od oficera włoskich wojskowych służb Francesco Pazienzy, który przesłuchiwał go w więzieniu. Przez cały proces Agca zachowywał się na sali sądowej jak szaleniec. Skrzętnie to wykorzystała obrona Bułgarów, podważając wiarygodność jego wcześniejszych zeznań. Wiele tajemnic ze śledztwa dziwnym sposobem przeciekło do mediów, ułatwiając pracę obrońcom Bułgarów. Wszystkie wątpliwości sąd musiał rozstrzygać na korzyść podejrzanych. 30 marca 1986 r. zdecydowano o zwolnieniu Antonowa oraz obu Turków. Brakowało wystarczających dowodów winy.

W latach 90. sędzia Ferdinando Imposimato znalazł kolejne dowody, wskazujące na udział służb specjalnych Bloku Wschodniego w zamachu na życie Jana Pawła II. Są to jednak materiały fragmentaryczne, poszlakowe, niemające charakteru niezbitych dowodów. Wszystkie inne ślady, jeśli istniały, zostały zniszczone. Być może więc nigdy nie poznamy prawdy o tamtych wydarzeniach. Jedno jest pewne, mimo że przeciw Janowi Pawłowi II sprzysięgły się złe moce, on ocalał. Jak później powiedział: jedna ręka strzelała, a inna kierowała kulę, wskazując na opiekę Maryi z Fatimy w chwili, kiedy losy świata mogły się inaczej potoczyć.

Korzystałem m.in. z książek: Nigel West, Trzecia tajemnica. Kulisy zamachu na Papieża, Warszawa 2001, oraz Claire Sterling, Anatomia zamachu, Rzym 1985.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.