Osaczanie

Andrzej Grajewski

|

GN 09/2006

publikacja 22.02.2006 13:49

Ufał im ks. Blachnicki i oazowicze z Carlsbergu. Do współpracy zaprosiła ich Wolna Europa. Działalność „duetu agenturalnego” Andrzeja i Jolanty Gontarczyków była jedną z bardziej wyrafinowanych operacji bezpieki, realizowanych w latach 80. przeciwko Kościołowi.

Osaczanie

Udało im się przeniknąć do polskiego ośrodka w Carlsbergu, skąd planowali operacje wobec wielu innych środowisk opozycyjnych oraz polskiej emigracji w Europie. Mieli zdobywać informacje o ks. Franciszku Blachnickim oraz o ludziach, z którymi próbował budować na emigracji kadry dla Kościoła i wolnej Polski.

„Yon” i „Panna”
W 1974 r. do współpracy z SB został zwerbowany Andrzej Gontarczyk, socjolog pracujący w Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów w Łodzi. Otrzymał pseudonim „Yon”. Był wykorzystywany w różnych grach operacyjnych kontrwywiadu, skierowanych przeciwko służbom specjalnym RFN. W działaniach wykorzystywano także kontakty rodzinne, które były kamuflażem dla inspirowanych przez SB spotkań. W 1977 r. Andrzej Gontarczyk namówił do współpracy z SB swoją żonę Jolantę, pracownika naukowego w Instytucie Kształcenia Nauczycieli w Łodzi. Otrzymała pseudonim „Panna”. W okresie pierwszej „Solidarności” Gontarczykowie byli aktywnymi działaczami związkowymi, a nawet członkami organizacji związkowych w swoich miejscach pracy. Mieli doskonałe opinie w wielu środowiskach opozycyjnych. Jednocześnie oboje systematycznie donosili na przyjaciół i kolegów związkowców, dostarczając szereg ważnych informacji na temat ruchu związkowego. Wiosną 1982 r. otrzymali propozycję podjęcia współpracy z wywiadem PRL. Po przeszkoleniu i operacjach sprawdzających ich lojalność we wrześniu 1982 r. agenci „Yon” i „Panna” zostali przerzuceni do RFN w ramach łączenia rodzin. Kamuflaż był tym bardziej wiarygodny, że ojciec Gontarczykowej był niemieckiego pochodzenia.

Misja w Carlsbergu
Wyznaczono im zadanie dotarcia do środowisk emigracji politycznej w RFN, a także do Radia Wolna Europa, a nawet do rządu londyńskiego. Ponad rok Gontarczykowie budowali swoją pozycję w kręgach polskiej emigracji politycznej, głównie PPS. W grudniu 1984 r. na polecenie Centrali nawiązali kontakt z ks. Franciszkiem Blachnickim i przeprowadzili się do ośrodka „Marianum” w Carlsbergu. Mieli przeniknąć do środowiska wokół ks. Blachnickiego, by zdobywać informacje z tego ośrodka oraz o jego kontaktach z ruchem oazowym w kraju. Przede wszystkim zaś infiltrować środowisko Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia Narodów (ChSWN). Była to organizacja założona przez ks. Blachnickiego wiosną 1982 r. dla propagowania ideałów duchowego wyzwolenia narodów Europy Wschodniej.

Operacja zakończyła się sukcesem. W czerwcu 1985 r. Joanna Gontarczyk została szefową ChSWN. Funkcję tę pełniła do listopada 1987 r. Od 1 lutego 1986 r. była też dyrektorem drukarni „Maximilianum” w Carlsbergu. Współpracowała także z Radiem Wolna Europa oraz nawiązała szereg ważnych kontaktów w środowisku emigracji. Ks. Blachnickiego ostrzegano przed nimi. Jednak w napiętej atmosferze, jaka wówczas panowała w Carlsbergu, wśród współpracowników i osób przewijających się przez „Marianum”, pełnej wzajemnych oskarżeń i pomówień, przyjął on zasadę, aby ufać każdemu, dopóki nie zostanie udowodniona czyjaś wina. Wychodził z założenia, że w swej działalności nie ma niczego do ukrycia. Głosił program wyzwolenia człowieka z grzechu i odrzucenia kłamstwa. Nie był przywódcą antykomunistycznej konspiracji, chociaż tak postrzegali go wrogowie. W każdym chciał dostrzegać dobro. Ufał więc wszystkim, nawet tym, którzy na to zaufanie nigdy nie zasługiwali. Nie był naiwny. Domyślał się, że bezpieka będzie starała się infiltrować ośrodek w Carlsbergu. Pragnął jednak postępować tak, jakby wszyscy ludzie, którzy go otaczali, byli jego braćmi.

Tymczasem Gontarczykowie nie tylko przekazywali szczegółowe informacje o wydarzeniach w Carlsbergu oraz charakterystyki przebywających tam osób, ale prowadzili także działalność dezintegrującą całe środowisko. Zatruwali je plotkami, fałszywymi oskarżeniami oraz intrygami. Jak później ustaliła niemiecka prokuratura, celową niegospodarnością w poważnym stopniu przyczynili się do kryzysu finansowego, który zrujnował drukarnię.

Ucieczka
W styczniu 1987 r. bezpieka dowiedziała się, że działacze „Solidarności Walczącej” zdobyli w Łodzi informację o współpracy Gontarczyków z SB i przekazali ją mieszkającemu w RFN Andrzejowi Wirdze. On zaś o wszystkim powiadomił ks. Blachnickiego. W tej sytuacji Centrala MSW ostrzegła „Yona” i „Pannę” o niebezpieczeństwie oraz czasowo zawiesiła z nimi kontakty. Zareagowali spokojnie. Przyczaili się, aby przeczekać falę oskarżeń oraz narastających podejrzeń. Los im sprzyjał. 27 lutego 1987 r. zmarł nagle ks. Blachnicki. Nie zdążył ich publicznie zdemaskować ( o okolicznościach tej śmierci pisałem w GN nr 17/05). Zamieszanie spowodowane jego śmiercią dało Gontarczykom nieco czasu i pozwoliło odbudować pozycję w ChSWN.

W panikę wpadli dopiero wtedy, gdy dowiedzieli się o aresztowaniu w Austrii oficera wywiadu PRL, z którym systematycznie utrzymywali kontakt. Wykorzystując kanały awaryjne, poprosili o zgodę na powrót do kraju. Centrala MSW podjęła wówczas decyzję o wycofaniu ich z RFN. Plan zaakceptował ówczesny szef wywiadu PRL, gen. Zdzisław Sarewicz.

Przed ucieczką w jednej ze skrytek, wcześniej przygotowanych w okolicach Carlsbergu, schowali ważne materiały zawierające dokumentację dotyczącą ChSWN. Były to m.in. kartoteki, kasety magnetowidowe, korespondencja, fotografie. Z Carlsbergu wyjechali 14 kwietnia 1988 r. Twierdzili, że wybierają się na urlop w Jugosławii. Aby nie wzbudzać podejrzeń, większość swego mienia pozostawili w mieszkaniu. Z Jugosławii udali się na Węgry. Stamtąd zabrał ich jeden z bardziej doświadczonych oficerów wywiadu PRL, płk Henryk Bosak. W kraju, zgodnie z wcześniej przygotowanym planem, zostali wykorzystani w operacji dezinformacyjnej. Występowali w mediach, szkalując ks. Franciszka Blachnickiego oraz środowiska emigracji i „Solidarności”. W jednym z opracowań MSW znajduje się wzmianka świadcząca o tym, że mieli być w mediach wykorzystani bardziej aktywnie. Jednak „ze względu na sytuację polityczną w kraju pod koniec 1988 r. plany te nie zostały zrealizowane”.

Jolanta Gontarczyk prawdziwą karierę zrobiła w III RP. Była jedną z liderek SLD, wicemarszałkiem sejmiku mazowieckiego, wreszcie do połowy ubiegłego roku wysokim urzędnikiem MSWiA. Generał Sarewicz jeszcze długo po 1989 r. odgrywał ważną rolę w służbach specjalnych, podobnie jak płk Bosak, do dziś nieformalny doradca lewicy do spraw wywiadu. Także inni oficerowie biorący udział w tej sprawie do niedawna zajmowali eksponowane stanowiska w Agencji Wywiadu.

W jednym z numerów pisma „Prawda Wyzwolenie”, które m.in. także Gontarczykowie drukowali w Carlsbergu, zawarta jest następująca ocena: „Donosiciel jest człowiekiem ciągłych obaw, gdyż działa tylko i wyłącznie z ukrycia, incognito, bez twarzy i nazwiska”. Można wreszcie odsłonić twarze ludzi, którzy przez lata działali na szkodę innych.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.