Sprawiedliwi

Ewa Babuchowska

|

GN 37/2005

publikacja 06.09.2005 14:19

Zginęli wszyscy, cała dziewięcioosobowa rodzina. Rozstrzelali ich za ukrywanie Żydów. Ratując życie innych, złożyli w ofierze własne

Sprawiedliwi

Czy to możliwe, żeby krzyk dzieci Ulmów był słyszany aż w Kosinie? Czy mogły tam o świcie dotrzeć błagalne słowa: „panie, panie...”. Dom Ulmów znajdował się na szczycie jednego ze wzgórz, które w okolicach Markowej falują Łagodnie i równolegle. Przy domach – sady, ogródki, dalej zagony z warzywami. Kawałek od drogi, wzdłuż której rozłożyła się wieś, na wzniesieniach złoci się zboże. Za krzyżówką, gdzie wije się droga łańcucka biegnąca w stronę Kańczugi, zielona wstęga drzew i zarośli osłania koryto potoku. Tu także ukrywali się Żydzi, ryjąc kryjówki wśród jarów. I tam na nich polowano, a potem spętanych, po trzech, po czterech powrozami, prowadzono jak bydło na rzeź. Ciała chowano na grzebowisku dla padłych zwierząt.

Miejsca pamięci
Postawiony przed rokiem pomnik to płyta z napisem: „Ratując życie innych, złożyli w ofierze własne. Józef Ulma, jego żona Wiktoria oraz ich dzieci: Stasia, Basia, Władziu, Franuś, Antoś, Marysia, Nienarodzone. Ukrywając ośmiu starszych braci w wierze, Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów, zginęli wraz z nimi w Markowej 24 III 1944 r. z rąk niemieckiej żandarmerii. Niech ich ofiara będzie wezwaniem do szacunku i okazywania miłości każdemu człowiekowi! Byli synami i córkami tej ziemi. Pozostają w naszym sercu.

Społeczność Markowej 24 III 2004 r.”. Pomnik poświęcił przewodniczący Episkopatu Polski Józef Michalik, arcybiskup przemyski. Obok pomnika alejka prowadzi na wzniesienie, gdzie za wiklinowym płotem, wśród drzew i kwiatów, stoją w ciszy stare chaty – urokliwy skansen Markowej. Ta stara wieś już na przełomie XIX i XX wieku miała spółdzielnię chłopską, w 1935 roku, pierwszą w Polsce Spółdzielnię Zdrowia, a cztery lata później wydawała miesięcznik „Kobieta Wiejska”. Monografii z 1993 roku, redagowanej przez prof. Józefa Półćwiartka, mogłoby jej pozazdrościć niejedno miasto.

W ciszy podziwiamy sielski krajobraz, kiedy obok kościoła pw. św. Doroty wspinamy się w stronę cmentarza. Tablice informacyjne wskazują drogę do grobu Ulmów. Pod ogrodzeniem cmentarzawygrzewają się koty. Za bramą powtarzające się nazwiska na nagrobkach: Barowie, Kluzowie, Niemczakowie, Szpytmowie, Szylarowie... Jest grób rodziny Ulmów. U góry tablicy napis: „Kto ratuje jedno życie, jakby świat cały ratował”. Z tamtego miejsca można ogarnąć świat aż po widnokrąg.

To były straszne czasy
Kiedy trwała II wojna światowa, Stanisław Niemczak miał kilkanaście lat. Jest bratankiem zamordowanej Wiktorii z domu Niemczak, żony Józefa Ulmy. – To były okropne czasy – powtarza. – U nas ukrywało się młode małżeństwo z malutkim dzieckiem, Weltzowie. Jesienią 1942 roku zaczęły się przeszukiwania gospodarstw. Ci ze straży pożarnej, co mieli takie polecenie, przyszli też do nas. Szukali nawet w zbiorniku na gnojówkę. A Weltzowie byli schowani w piwnicy... Ale że to buraki były już wykopane, za tą górą buraków się ukryli. Potem za dwa dni tamci wrócili i znowu przetrząsnęli stodołę. Wreszcie ojciec zaprowadził Weltzów do Antoniego Szylara, gdzie była reszta ich rodziny. Ci młodzi Weltzowie mieli jeszcze małego synka. Zostawili go u znajomych pod Jarosławiem. Był obrzezany i ktoś zobaczył – no, Żyd. Ten znajomy zapakował dzieciaka do plecaka, wsiadł na rower, przywiózł pod wieś i zostawił w kopkach na polu. Przyszedł powiedzieć Weltzom: „Tam a tam jest wasz chłopak, weźcie go sobie!”.

Dopiero wieczorem córki Szylara przyniosły dziecko. Co ono musiało przejść! Podobno potem z rozumem u niego nie było dobrze... Rodzina Weltzów przetrwała wojnę u Szylarów. Także siedmioosobowa rodzina Riesenbachów – u Józefa i Julii Barów. Przetrwał Jakub Einhorn, ukrywany przez Jana i Weronikę Przybylaków. I Abraham Segal u Jana Cwynara. I trzyosobowa rodzina Lorbenfeldów u Michała Bara.Ulmowie zginęli razem z tymi, których chcieli chronić.

Rodzina Ulmów
W Markowej wielu mieszkańców ma spolszczone nazwiska. Widać to na cmentarzu i w księgach parafialnych, które pokazuje nam w kancelarii proboszcz ks. Stanisław Leja Najstarsza księga, starannie przechowywana, pochodzi z XVIII wieku.

Za czasów Kazimierza Wielkiego sprowadzono tu sporo osadników ze Śląska i Niemiec. W Markowej stanowili mocną enklawę – dopiero w XVII wieku zaczęli mówić po polsku. W opowieściach mieszkańców słyszy się jeszcze często nie Ulmowie lecz Ulmanowie. Józef Ulma był wszechstronnie
utalentowany i pracowity, z żyłką społecznikowską. Po ukończeniu szkoły rolniczej w Pilźnie prowadził szkółkę drzew owocowych, propagował uprawę warzyw, budował ule, hodował jedwabniki. Pierwszy aparat fotograficzny zbudował własnoręcznie. Korzystał z książek, miał biblioteczkę. Liczne wydarzenia
z życia wsi i rodziny utrwalał na kliszy. Szczególnie chętnie uczył szczepić drzewa. – Ulma nie brał za to pieniędzy – komentuje Stanisław Niemczak. – Chciał nieść postęp. To była jego wewnętrzna potrzeba.

Wiktorię Niemczak Józef poznał na zebraniu ZMW „Wici”. Ślub wzięli w 1935 roku. On miał 35, ona 23 lata. Wiktoria ukończyła siedem klas. Uczęszczała też do Wiejskiego Uniwersytetu Orkanowego u Solarza, w sąsiedniej Gaci. Po ślubie zajmowała się domem i dziećmi. Miała co robić: do 1944 roku urodziła ich sześcioro, siódme nosiła pod sercem. – Ciotka była odważna – Stanisław Niemczak podaje
przykład: – Z rodzicami mieszkał brat ojca, chory umysłowo, chwilami niepoczytalny. Ciotka nie bała się go, potrafiła do niego przemówić. Z nastaniem wojny Ulmowie zostali prawie bez środków do życia; całe oszczędności wydali na zakup większego gospodarstwa w Wojsławicach koło Sokala. Nie zdążyli się
przenieść. Józef zajął się garbowaniem skór, wyrobem mydła i fotografowaniem. – Chyba kozy jakiś czas hodowali – przypomina sobie Stanisław Niemczak. – Do nas codziennie przychodzili po mleko od krowy. Ale o tym, że w swoim domku przechowują ośmioro Żydów, nie wiedziałem.

Zdrada i wyrok
Goldmanowie byli dawnymi sąsiadami Józefa. Gołda i Genia przyszły do nich z córeczką. Szallowie (może pisali się Schallowie?) pochodzili z Łańcuta. Stary Szall, znany w Markowej, handlował bydłem. Wcześniej schronienie Szallom zapewnił posterunkowy w Łańcucie, Aleksander Leś, Ukrainiec. Oddali mu dom i pole. Wtedy prawdopodobnie wyrzucił ich. Ulmowie przyjęli więc jeszcze pięciu mężczyzn. Młodsi Szallowie pomagali przy wyprawianiu skór czy rąbaniu drewna. – Dom Ulmów był oddalony, zarośnięty drzewami, więc specjalnie się nie kryli.

Mógł ich jednak ktoś zauważyć – snuje przypuszczenia Stanisław Niemczak. To się zdarzyło pod koniec Wielkiego Postu. Z furmanek, które przed świtem podjechały do zabudowań Ulmów, wyskoczyli żandarmi i granatowi policjanci. Wśród tych ostatnich – Aleksander Leś. Otoczono dom. Kolejno mordowano Żydów. Przed dom wyprowadzono gospodarzy i rozstrzelano. Po zamordowaniu Wiktorii i Józefa żandarmi naradzali się, co zrobić z dziećmi. Dowodzący porucznik Eilert Dieken zdecydował: „Zastrzelić!”. Po egzekucji nastąpił rabunek. Do zakopania zwłok w dwu dołach zawołano ludzi ze wsi. Na koniec żandarmi i policjanci urządzili libację. Stolarz Kluz z Markowej przygotował skrzynie i dwie lub trzy noce później kilku gospodarzy w tajemnicy wyprawiło się pochować Ulmów. Czekał ich dodatkowy wstrząs. Przekładając ciała, zobaczyli, że moment śmierci Wiktorii zbiegł się z przedwczesnym porodem siódmego dziecka.

Dobro pozostaje
Franciszek i Urszula Niemczakowie mieszkają w miejscu rodzinnego domu Wiktorii. Pan Franciszek, podobnie jak pan Stanisław, jest jej bratankiem, ale urodził się już po wojnie. Oboje z żoną wychowali trzech synów. Cieszą się, że jeden z nich, ten adoptowany, będzie się niedługo żenił. Pani Urszula chce nas poczęstować chlebem, który sama piecze. Tymczasem oglądamy fotografie zrobione przez Ulmę.
Stanisław Niemczak pokazuje: – O, tutaj jestem ja, przy kopaniu kartofli. Tutaj dzieci Ulmanów. Ze starszą lubiłem się droczyć – śmieje się. – Bo jej Stasia było, a ja mówiłem „Stysia”. Strasznie ją to złościło! Przywiozłam i ja w rodzinnym albumie fotografie z poszerzania drogi w Markowej w połowie lat trzydziestych. Mój ojciec nadzorował te prace jako (tak wtedy mawiano) drogomistrz. Fotografie
bliźniaczo podobne do zdjęć Józefa Ulmy. Te pamiątki były moim „biletem” do przyjazdu tutaj. Prosimy pana Stanisława, by poszedł z nami do miejsca, gdzie ponad sześćdziesiąt lat temu zamordowano rodzinę Ulmów. Chwilę milczy, potem mówi cicho: – Od tamtego czasu nigdy tam nie poszedłem...

PAMIĘĆ O SPRAWIEDLIWYCH
Losami uczestników tej tragedii zajmują się dzisiaj historycy. Szczególnie skrupulatnie bada je pochodzący z Markowej Mateusz Szpytma, pracownik IPN w Krakowie. Wiadomo, że część zbrodniarzy nie uniknęła kary. Policzono, że w Markowej rodziny polskie ukrywały około dwudziestu pięciu Żydów. Co najmniej siedemnastu przeżyło wojnę. Szylarowie i Janina Bar z Markowej oraz pośmiertnie Ulmowie otrzymali medale Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata. Rodzina Ulmów znalazła się wśród wielu męczenników, ofiar II wojny światowej. Obecnie rozpoczęto proces beatyfikacyjny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.