Równie ważna "Solidarność"...

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 07/2011

publikacja 21.02.2011 20:42

Podstawowe wartości połączyły miasto i wieś w solidarną wspólnotę.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

W 2011 roku obchodzimy trochę niedocenianą rocznicę strajków i Rzeszowsko-Ustrzyckich Porozumień. Od stycznia do maja, przez 5 miesięcy, toczyła się w 1981 r. skomplikowana batalia o wiejską i rolniczą „Solidarność”. 30 lat temu Ogólnopolski Komitet Strajkowy „Solidarności Wiejskiej” w Ustrzykach Dolnych i Ogólnopolski Komitet Strajkowy Rolników w Rzeszowie rozpoczęły w styczniu okupację urzędów (UMiG oraz WRZZ), domagając się spełnienia rolniczych i wiejskich postulatów. Najważniejsze i zarazem najtrudniejsze dla władz PRL były dwa – prawo do niezależnej reprezentacji związkowej rolników oraz gwarancje dla prywatnych, rodzinnych gospodarstw rolnych.

Po 40 dniach i początkowym wyraźnym lekceważeniu strajków władze PRL zgodziły się ostatecznie podpisać porozumienia. 19 i 20 lutego osiągnięto tak niewiele, że warto przypomnieć, co wówczas było sukcesem. Oto zapisano w preambule Rzeszowskich Porozumień, że stroną porozumienia jest Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych (co dawało nadzieję rejestracji) oraz przyznano, że istnieje „celowość wzmocnienia nienaruszalności własności chłopskiej”. Porozumienie zawarte w Ustrzykach Dolnych rozwiązywało dramatyczny spór o to, czy dla poszerzenia terenów pod ośrodki wypoczynkowe Urzędu Rady Ministrów wolno w Bieszczadach wysiedlać ludzi i wywozić nocami całe rodziny, czy też nie. Okazało się, że jednak nie wolno.

Ale batalia o własne, niezależne związki rolników nie zakończyła się w lutym. Trwała aż do maja. Poprzedziła je podjęta w Poznaniu decyzja o porozumieniu środowisk chłopskiej, wiejskiej i rolniczej „Solidarności” w walce o rejestrację NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność”. Kolejnym krokiem był marcowy protest w Bydgoszczy, wywołany manipulacjami władz, które chciały „podstawić” rolnikom kółka i organizacje rolnicze jako najlepszą reprezentację związkową. To wtedy okupacja WK ZSL, a potem pamiętny udział działaczy Zarządu Regionu NSZZ „S” w posiedzeniu WRN i ich brutalne pobicie 19 III doprowadziły do czterogodzinnego (24 III), ostrzegawczego strajku pracowniczej „Solidarności”. Strajk okazał się sukcesem, więc zapowiedź strajku ogólnopolskiego 31 marca zmusiła władze do podpisania trzeciego porozumienia, tym razem warszawskiego, a potem czwartego (17 IV), w Bydgoszczy, które ostatecznie usunęło bariery prawne dla rejestracji NSZZ RI „S”. Związek zarejestrowano 12 maja 1981 roku.

Nie obchodzimy tej rocznicy równie okazale jak rocznicę Porozumień Sierpniowych. A szkoda, bo walka o rolnicze związki i gwarancje dla prywatnej własności ziemi była ważna z wielu powodów. Dobrze ujął to pewien TW, który donosił: „Strajk by się rozleciał, gdyby nie dwa elementy: religia i gniew z przeszłości”. To nie była, jak chcą cynicy, roszczeniowa gra interesów o własność i o prawo do rolniczej emerytury bez przymusu oddania państwu ziemi. Własność była w tym sporze źródłem godności, wolności i niezależności rolniczej rodziny, zakorzenionej w tradycji, w lokalnej wspólnocie, także parafialnej, która pomagała zachować wiarę i wierność Kościołowi. „Gniew z przeszłości” sprawiał, że uporczywe próby wprowadzenia przez władze PRL „socjalistycznego rolnictwa” przywracały żywą pamięć o latach stalinowskich, o kolektywizacji, spółdzielniach produkcyjnych, obowiązkowych dostawach, mordach, represjach i o likwidacji PSL St. Mikołajczyka. Walka o własność ziemi była walką o wolną i niekomunistyczną Polskę.

W tamtym okresie wiejska i rolnicza „Solidarność” mogła liczyć na poparcie wielu środowisk. Pomagała im NSZZ „S” z Lechem Wałęsą i Andrzejem Gwiazdą, którego gdańska „Solidarność” wysłała do Rzeszowa w roli łącznika i doradcy, wspierali eksperci z KSS KOR, ROPCZiO, a nawet z KPN. Rada Główna Episkopatu Polski zdecydowanie poparła rolnicze postulaty, w rozmowach brał udział sufragan przemyski bp T. Błaszkiewicz. Obecność księży odprawiających msze św., dziennikarzy polskich i zagranicznych, występy artystów, datki pieniężne były dowodem istnienia wspólnoty, w której racjonalność powątpiewał T.G. Ash, pisząc: „Obiektywne interesy tych dwóch grup społecznych (tj. robotników i chłopów) wcale nie są identyczne”.

Wówczas „obiektywne interesy” i podstawowe wartości połączyły miasto i wieś w solidarną wspólnotę. A dzisiaj? W trakcie dożynek na Jasnej Górze w 2010 roku prezydent B. Komorowski, człowiek „Solidarności”, mówił o niej do rolników nieco inaczej. Pamiętał o 30. rocznicy powstania NSZZ „S” i NSZZ RI „S”. Namawiał do cieszenia się „plonem polskiej wolności”. Ale kiedy powiedział: „W okresie powodzi widać było wiele pięknych odruchów solidarności ze sobą, solidarności ludzi polskiej wsi z samą sobą”, odniosłam wrażenie, że gdzieś zagubił sens tego słowa. Zastanawiałam się także, czy prezydent naprawdę wierzy, że „zawsze z góry widać lepiej. Leciałem tu śmigłowcem prawie przez całą Polskę. Z góry patrzyłem na polską wieś. (...) Jak wiele zostało jeszcze do zmienienia (...) do zrobienia w każdym obszarze. (...) to też z góry widać najlepiej, ile jest do zrobienia w modernizacji rolnictwa, w strukturze agrarnej kraju...”.

Jestem socjologiem i etnografem i wiem, że o tym trzeba z ludźmi rozmawiać. Tego, co naprawdę istotne, ze śmigłowca nie widać.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.