Prośba o lepszych wrogów

ks. Dariusz Kowalczyk, jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

|

GN 44/2010

publikacja 09.11.2010 19:36

Prześladowania są znakiem, że gra idzie o coś ważnego.

Prośba o lepszych wrogów ks. Dariusz Kowalczyk jezuita, wykładowca teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie

Kościół rzeczywiście jest dziś w kryzysie. Kiedyś to miał wrogów! Wybitnych! Na przykład „mistrzowie podejrzeń”: Marks, Nietzsche i Freud. Byli zajadłymi wrogami chrześcijaństwa. Ale trzeba przyznać, że były to jednak osobowości nieprzeciętne. Przedstawiali całkiem ciekawe, inspirujące teorie. Było z kim dyskutować. A dziś? Nawet wrogów ma Kościół jakichś takich byle jakich. Na miejsce twórcy marksizmu, autora „Tako rzecze Zaratustra” oraz twórcy psychoanalizy wchodzą tacy mężowie jak Palikot, Taras, Kopyciński. Obrońcy Palikota przekonują, że może czasem pan Janusz trochę przesadza, ale przecież jest bardzo inteligentny oraz odważny. Z tą inteligencją po części nawet bym się zgodził. Wszak są różne rodzaje inteligencji i niewątpliwie wejście na wódczany rynek w III RP i zrobienie na tym dużej kasy wymaga swego rodzaju inteligencji.

Tym niemniej słuchając antykościelnych tyrad Palikota, trudno dopatrzeć się jakiegoś intelektualnego błysku. Postulaty typu: „Chcę świąt państwowych bez wypasionych biskupich brzuchów” nie są zbyt błyskotliwe, szczególnie jeśli się je wypowiada w obecności Ryszarda Kalisza. Może i nie są – twierdzą fani Palikota – ale przecież trzeba mieć odwagę, żeby coś takiego powiedzieć. Odwagę? W dzisiejszych czasach (tak jak i w poprzednich) drwiny z „czarnych” niczym nie grożą. Wręcz przeciwnie! Można na tym zrobić medialną karierę, a nawet zbić tzw. kapitał polityczny. Przecież wiadomo, z kogo tak naprawdę nie wolno kpić, jeśli się nie chce mieć realnych kłopotów. Większość kabareciarzy o tym wie i wyciąga z tego wnioski, dlatego też pewnego rodzaju dowcipów na scenie się nie uświadczy.

Na przeciwnika Kościoła wyrósł też Dominik Taras, organizator demonstracji przeciwko krzyżowi na Krakowskim Przedmieściu. „Gazeta Wyborcza” uznała, że Taras zasługuje na długi wywiad, w którym podzieli się swoimi przemyśleniami na temat Boga, świata i człowieka. No cóż! Głębia refleksji Tarasa może się równać jedynie jego odwadze. Zauważy-ła to dziennikarka GW i zapytała (być może przyciszonym głosem): „Nie boi się Pan zadzierać z Kościołem?”. Na co Taras odpowiedział: „No tak, czytałem »Kod da Vinci«, wiem, jak się takie zadziera-nie kończy. Opus Dei i inne takie”. No proszę! Chłop świadom jest grożącego mu niebezpieczeństwa, a mimo to odważnie mówi, co myśli. Nie wiem tylko, czy ks. Stefan Moszoro-Dąbrowski, duchowny Prała-tury Opus Dei w Warszawie, wie, że Taras wie…

Swoją drogą to można odnieść wrażenie, że wielu „młodych, wykształconych, z dużych miast” czerpie swą wiedzę o chrześcijaństwie właśnie z książki Dana Browna. Słyszałem, jak to podczas zajęć na pewnym szacownym uniwersytecie profesor zaproponował analizę wiersza, w którym znajdował się wers o trzydziestu srebrnikach. „Z czym wam się kojarzy trzydzieści srebrników” – zapytał wykładowca. Na sali zapanowała cisza, którą po chwili przerwał pewien student, odpowiadając, że z Judaszem. „Słusznie!” – ucieszył się profesor. „Jak Ci się to skojarzyło?” – zapytał. A student na to: „A bo czytałem »Kod Leonarda da Vinci«”. Warto dodać, że ów student kształcił się na dziennikarza. Niewątpliwie ma szanse zrobić karierę… Choć raczej nie w „Gościu Niedzielnym”.

Sławę „młota na czarnych” zyskał też pan Sławek Kopyciński, poseł SLD. Ogłosił on, że wedle znanych mu dokumentów Komisja Majątkowa przekazała Kościołowi majątek wart ponad 24 miliardy złotych. Przy czym poseł dodał, że jest to najprawdopodobniej zaniżona suma, bo jego zdaniem, to Kościół mógł zagarnąć nawet 100 miliardów. Dlaczego nie trylionów?! Wygląda jednak na to, że Kopyciński nie uwzględnił denominacji z 1995 roku. Poseł SLD prawdopodobnie nie zauważył – być może z powodu rozpalającej go pasji zwalczania klechów – że 29 249 020 579 starych złotych nie oznacza tej samej sumy w nowych złotych. No i mu się rozmnożyło. Kopyciński jednak się nie poddaje. Co więcej, oskarżył episkopat, że wytykając mu mówienie nieprawdy, naruszył jego dobra osobiste. To się nazywa mieć tupet.

Święty Ignacy modlił się, aby założonemu przez niego zakonowi nie zabrakło wrogów. Brak wrogów może bowiem świadczyć o miałkości postaw i działań, a z drugiej strony – prześladowania są znakiem, że gra idzie o coś ważnego. W historii Kościoła różnego rodzaju przeciwności były jednym z motorów rozwoju duchowości i teologii. Już w początkach chrześcijaństwa Tertulian powiedział: „Krew męczenników posiewem chrześcijan”. Nie! Nie tęsknię za jakimś współczesnym Neronem lub Stalinem. Wręcz przeciwnie! Tym niemniej zastanawiam się, jak reagować na nieprzyjaciół takich jak Palikot, Taras, Kopyciński. Podczas studiów filozoficznych w Krakowie wraz z innymi młodymi jezuitami czytałem książki wybitnych ateistów, mierzyłem się z ich argumentami za nieistnieniem Boga, szkodliwością wiary religijnej itp. Uczyłem się odpowiadać na wyczerpujące znamiona racjonalności zarzuty. Ale jak dyskutować z happenerem z Biłgoraja, z „matematykiem” Kopycińskim albo z panem Tarasem, który stwierdza, że jest ochrzczony i był u Komunii, a więc chyba do końca nie jest ateistą, ale od Kościoła odwrócił się już w gimnazjum i nie wierzy w Boga; jest antyklerykalny, bo po co np. trzymać celibat… Racjonalnie nie da się do tego podejść. Ech! Jeśli już musimy mieć wrogów, to czy nie moglibyśmy mieć wrogów bardziej wybitnych?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.