Pytania nie tylko smoleńskie

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 24/2010

publikacja 19.06.2010 07:08

Czy jest już tak źle, że musimy za wszelką cenę kochać Rosję?

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Wybory prezydenckie podniosły znów temperaturę życia publicznego, tym bardziej że kampania przed nimi toczyła się w cieniu dwóch tragicznych wydarzeń, które dotknęły i głęboko poruszyły Polaków: katastrofy smoleńskiej i powodzi. Wydarzenia te rzuciły dodatkowe światło na sposób uprawiania polityki przez głów-ne siły w Polsce. Niezależnie więc od pytań dotyczących samej katastrofy warto sobie zadać parę pytań o to, jak siły te chcą rządzić naszym krajem. Opublikowanie stenogramów rozmów z czarnych skrzynek Tu-154 niczego nie wyjaśniło, a nawet nasunęło kolejne wątpliwości.

Ze stenogramów tych wynika na przykład, że ostatnie kilometry Tu-154 pokonywał z podobną prędkością i że rozbił się około kilometra przed miejscem, w którym wedle danych z wieży powinien zaczynać się pas lotniska. Czy przypadkiem kontrolerzy z wieży nie podawali załodze mylnej odległości od pasa? Kim był tajemniczy osobnik, który przebywał poza dwoma znanymi kontrolerami lotów na wieży w Smoleńsku? Co tam robił? Dlaczego go nie przesłuchano? Dlaczego niektóre media w Polsce interesują się wyłącznie tym, kto był w kokpicie Tu-154, a nie tym, kto znajdował się w wieży lotniska smoleńskiego? Czy zadawanie tych pytań to rzeczywiście antyrosyjska obsesja?

W „Gazecie Wyborczej” z 4 czerwca Ewa Milewicz napiętnowała „chorobę nieufności” PiS wobec Rosji.
„Dla PiS Rosja jest niedostatecznie demokratyczna i wiarygodna, żeby prowadzić śledztwo własne obok polskiego i we współpracy z polskimi prokuratorami”. Pani Milewicz najwyraźniej ufa Rosji i wierzy w jej demokratyczny charakter. Chyba ufa bardziej niż sami Rosjanie, których minister wezwał niedawno obywateli do przeciwstawiania się organom milicji w przypadku nadużywania przez nie władzy. Rosyjska prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej to, zdaje się, ta sama prokuratura, która „wyjaśniała” sprawę zabójstwa Anny Politkowskiej i wsadziła za kraty Michaiła Chodorkowskiego.

Czyżby od tej pory doszło tam do jakichś cudownych przemian? Czy słyszeliśmy coś nowego w sprawie śledztwa katyńskiego? Pani Milewicz o tym nie wspomina. Czy jej zaufanie wzrosło dodatkowo po stwierdzeniu, że żołnierze rosyjscy okradli ofiary za pomocą skradzionych kart kredytowych? Jeśli podnoszenie tych kwestii to dowód na chorobliwe uprzedzenia Polaków wobec Rosji, to czy nie jesteśmy prowadzeni w kierunku PRL, gdzie jakiekolwiek wątpliwości wobec sowieckiej przyjaźni dla Polski były traktowane jako „antysowieckość” i podważanie racji stanu Polski, która przecież została „wyzwolona” przez armię ZSRR, a której bezpieczeństwo i granice gwarantować miał Układ Warszawski? Czy jest już tak źle, że musimy za wszelką cenę kochać Rosję? Przestrzegają nas przed tym nawet niezależne
elity rosyjskie.


Prawie cała audycja „Teraz My” stacji TVN 7 czerwca poświęcona była dowodzeniu, że winę za katastrofę ponoszą polscy piloci. W programie Tomasza Lisa w tym samym dniu Waldemar Kuczyński przedstawił się jako ekspert od spraw psychologii i polityki i stwierdził, że „oskarża prezydenta Kaczyńskiego” o naciski na pilotów, które spowodowały katastrofę smoleńską. Powstaje więc pytanie, jak daleko można się posunąć w nienawiści do braci Kaczyńskich? I jak długo można to nazywać „polityką miłości”? Dlaczego stale słyszymy rozważania, czy Jarosław Kaczyński się zmienił, a nie słyszymy pytania, dlaczego jego kontrkandydat wraz z otoczeniem nie zmienili się nawet pod wpływem tragedii smoleńskiej, w której, przypomnijmy, zginęli także ich koledzy? Dlaczego taką troską otaczany jest przyjaciel marszałka Komorowskiego, poseł Palikot, który organizuje w tym samym miejscu i czasie happening przedwyborczy, mający na celu zakłócenie wiecu Kaczyńskiego, wykrzykując tam nerwowo obelżywe slogany? Czy wytwarzany przez takich zwolenników marszałka jak Palikot hałas nie ma na celu przykrycia kolejnych pytań, na przykład takich: czy marszałek naprawdę rozróżnia deficyt budżetowy od długu publicznego, czy zna kompetencje Rady Polityki Pieniężnej i sposób wydobywania gazu ze złóż łupkowych. W tej ostatniej sprawie naprawdę powinien był się kogoś poradzić, gdyż wyszło na to, że jego sceptyczne uwagi o wydobyciu gazu łupkowego, którym interesują się Amerykanie i który uniezależniłby Polskę od dostaw rosyjskich, musiały szalenie przypaść do gustu w Gazpromie. Czy to przypadkowe potknięcie?

A w ogóle, dlaczego tak wiele osób inteligentnych i deklarujących dobrą wolę nie zauważa fundamentalnej sprzeczności między hasłem „Zgoda buduje” a pełnymi zajadłości, a nawet nienawiści wystąpieniami głoszących je?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.