Żyć bez kłamstwa

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 04/2010

publikacja 29.01.2010 09:42

Czym są "prawa człowieka", decydują nie racje moralne i sumienia ludzi, ale instytucje wyspecjalizowane w prawach człowieka

Marek Jurek Marek Jurek

Jednym z nauczycieli mojego pokolenia (a piszę tak dlatego, bo chodzi o ukształtowanie całego „stylu” zaangażowania opozycji lat 70.) był Aleksander Isajewicz Sołżenicyn. Myślą przewodnią jego dzieła było
„żyć bez kłamstwa”. Ta prosta dewiza wskazała wąską, ale pewną drogę obrony godności ludzkiej w czasach komunistycznego zniewolenia, wąską ścieżkę ku wolności, między niemożnością zbrojnego oporu a manowcami chytrych prób kolaboracji. Idea Sołżenicyna była całkowicie zbieżna z orędziem Jana Pawła II. I dzięki nim zawalił się komunizm.

Życie bez kłamstwa wymagało wtedy odrzucenia kłamstw komunistycznej ideologii i komunistycznej propagandy. Ale i dziś, pod rządami tego, co Benedykt XVI nazwał dyktaturą relatywizmu, wymaga w gruncie rzeczy tego samego. „Nasi pierwsi przodkowie w wierze – pisał niedawno Jean Madiran – oddawali życie dla trzech ziarenek kadzidła. Dla trzech ziaren, których nie chcieli palić ku czci państwowych bogów rzymskiego Panteonu. Woleli złożyć życie w świadectwie, niż zgodzić się na sprowadzenie wiary w Jezusa do rzędu jednego spośród wielu wierzeń. A przecież chodziło tylko o trzy ziarenka, których spalenie można by łatwo sobie wytłumaczyć i moralnie unieważnić. Tylko trzy ziarna: dużo mniej niż nieustanne bałwochwalcze okadzanie rzekomych wartości państwa nowoczesnego…”.

Nie przyłączać się do bezmyślnego ulegania dyktaturze relatywizmu to pierwszy warunek życia bez kłamstwa, drugi – to przeciwstawianie się jej naprawdę. Żyć w świecie faktów, nie pozorów. Dziś politycy muszą sami sobie odpowiedzieć na pytanie: czy to, co robią – robią po to, żeby zmienić rzeczywistość społeczną, czy żeby zmienić opinie wyborców… na swój temat. Czy działają w sferze „socjologii” czy „psychologii”? W sferze wrażeń czy rzeczywistości? W matrixie czy w realu?

Projekt konstytucji PiS mówi o prawie do życia. Od razu stał się okazją do medialnego spektaklu. Prezydent odciął się od projektu, poczuwszy groźny zapach CZA (całkowitego zakazu aborcji). I wykonał ukłon „w lewo”. Partia prezydencka spokojnie przyjęła krytykę prezydenta, właściwie w ogóle jej nie zauważyła, i wykonała ukłon „w prawo”. Dzięki kontrowersji jeszcze więcej wyborców dowiedziało się o projekcie. Tyle w sferze matrixu.

Tymczasem w realu i Prezydent, i opozycja PiS milczą jak zaklęci o aferze ETPC, która stanowi najzupełniej konkretne wyzwanie dla prawa do życia w Polsce i w polityce międzynarodowych instytucji praw człowieka. Rząd Donalda Tuska wysuwa do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka prawników otwarcie przeciwnych prawu do życia nienarodzonych. Zaprzecza tym samym własnemu programowi i zawartym w nim zobowiązaniom społecznym. Program PO mówi bowiem, że „prawo winno ochraniać życie ludzkie, tak jak czyni to obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo”. Tymczasem propozycje rządu Tuska zaprzeczają nie tylko programowi PO, ale również rzekomo „powszechnie akceptowanemu kompromisowi”, który zawiera „obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo”, czyli ustawa o ochronie życia z RP 1997. Premier zaprzecza sobie, a potwierdza kandydatury zgłoszone na poprzednią kadencję ETPC przez rząd Leszka Millera.

Tak otwarta hipokryzja władzy nie wywołała jednak protestów oburzonej opozycji, domagającej się aut, aut: albo odwołania i zmiany kandydatur, albo dymisji bezpośrednio odpowiedzialnych za ich zgłoszenie ministrów. Prezydent nie zwołuje Rady Gabinetowej, by przypomnieć rządowi o konieczności szacunku dla polskiego prawa i dla wartości rzekomo jednoczących najważniejsze kierunki polityczne w ramach „powszechnie akceptowanego kompromisu”. Nic z tych rzeczy. Afera ETPC nie rozgrywa się w matrixie dziennikarskich komentarzy, gdzie robi się wrażenie na poszczególnych „sektorach elektoratu” i zdobywa – dzięki zamienianiu wszystkiego w kłótnię – punkty sondażowe. Afera ETPC toczy się w realu – gdzie rząd i oficjalna opozycja wspólnie dają POPiS politycznego konformizmu i gdzie o tym, czym są „prawa człowieka”, decydują nie racje moralne i sumienia ludzi, ale instytucje „profesjonalnie” wyspecjalizowane w prawach człowieka.

Jan Paweł II pisał przed trzydziestu laty do biskupów brazylijskich, że „prawa człowieka mają w istocie moc wtedy, gdy szanowane są niezmienne prawa Boga; zaangażowanie na rzecz pierwszych jest pozorne, nieskuteczne i nietrwałe, jeśli towarzyszy mu lekceważenie drugich”. A belgijskim robotnikom pięć lat później mówił, że „nie tylko prawa człowieka, ale również prawa narodu i prawa rodziny” są dziś łamane. Im mówił o tym, czego myśmy doświadczali. Aby dziś żyć bez kłamstwa, trzeba serio potraktować te zasady, trzeba naprawdę pamiętać, czego uczył Jan Paweł II i którędy prowadził nas do niepodległości.
Tej prostej wierności nie zastąpią rocznicowe uchwały i delegacje do Rzymu na beatyfikację.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.