Bez krzyża nie ma wolności

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 47/2009

publikacja 23.11.2009 14:57

Równość wierzących i niewierzących wyraża się w równym prawie do wyboru lub odrzucenia wiary w Boga

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nakazujący włoskiemu państwu zapłacenie 5 tys. euro obywatelce pokrzywdzonej obecnością krzyża w szkolnej klasie, jest dla tych, którzy niedawno wyrwali się spod dominacji sowieckiego ateizmu, wydarzeniem niezwykłym. Nie wiemy, czy rekompensata finansowa zamyka sprawę, czy otwiera, nakazując także zmianę obowiązującego prawa i pochowanie szkolnych krzyży, by „nie przeszkadzały” niewierzącym uczniom.

Włosi zdają się mówić trybunałowi „nie” i czekają na wynik apelacji zapowiadanej przez rząd. Sprawa zapewne wróci do Wielkiej Izby tegoż trybunału. Może więc warto przypomnieć nasze doświadczenia, z których jasno wynika, że rzecz nie skończy się ani na jednej skardze, ani na jednym wyroku. Nie wiem, dlaczego udajemy, że w Europie nie wydarzył się komunizm. Przecież wiemy, czym, prędzej czy później, kończy się walka z krzyżami. Czyżbyśmy sądzili, że nasza wiedza jest za mało „europejska” i nieadekwatna do sytuacji, bo dzisiaj krzyże zdejmowane są w imię praw człowieka i obywatela? Jeśli komunizmu już nie ma (?), to nie warto o nim pamiętać?

A jednak... Rzecz nie w żywotności samego komunizmu, lecz w jego założeniach i politycznej praktyce. Bezwzględna walka z religią miała przecież bardzo konkretne i pragmatyczne cele – zdobyć „na zawsze” pełną władzę nad zachowaniami i myśleniem możliwie wielu milionów ludzi. By to osiągnąć, konieczna była bezwzględna likwidacja wszelkiej „konkurencji” do władzy oraz zastąpienie pluralistycznego świata wartości monopolem na prawdę i słuszność. Szczelność tego monopolu wymagała usunięcia ze sfery publicznej fundamentalnego dla wolności pytania: czy wierzysz w Chrystusa i Jego zmartwychwstanie? Samo jego postawienie, niezależnie od odpowiedzi, sprawia, że „monopol na słuszność” wali się jak domek z kart.

Dlatego w komunistycznym świecie usuwano możliwie wszystkie symbole i możliwie wszystkie treści, które o nim przypominały. Dlatego nie było miejsca dla krzyża w szkołach i urzędach, bo nic tak dobitnie nie przypomina o znaczeniu pytania: kim jest Chrystus? Krzyż jest najbardziej znaczącym gwarantem naszej wolności. Co więcej, jest gwarancją wolności także dla tych, którzy na pytanie o Boga odpowiadają: „nie”. Wyrok strasburskiego trybunału to dobry moment na przypomnienie pewnej polskiej szkoły w małej miejscowości Miętne pod Garwolinem. Kiedy w grudniu 1983 roku dyrekcja zdjęła krzyże powieszone w klasach dzięki solidarnościowej wolności, młodzież zaprotestowała, strajkując i okupując budynek szkolny. Dla części uczniów i nauczycieli batalia z 1984 roku o krzyże zakończyła się represjami, zaś dla szkoły – częściowym przywróceniem prawa do krzyża.

W tak zwanych krajach socjalistycznych walka o krzyż była zarazem walką o wolność i prawa człowieka, o demokrację i obecność w Europie. Zaś zdejmowanie krzyży zawsze kończyło się odbieraniem wolności. Ktoś, kto nie przeżył totalitarnego systemu lub go do końca nie zrozumiał, będzie zapewne twierdził, że nie mam racji, bo „prawdziwie” wolny wybór wymaga pustego miejsca na ścianie. Podobno tylko pustka czyni nas równymi. Jednak równość wierzących i niewierzących wyraża się w równym prawie do wyboru lub odrzucenia wiary w Boga, a nie w mechanicznym przykrawaniu wszystkich do jednego wzorca zachowań. Wyjałowienie przestrzeni publicznej i likwidacja symboli religijnego kultu zmierza w istocie rzeczy do ukrycia przed opinią publiczną ważnego wymiaru naszej wolności, jakim jest relacja z Bogiem.

Pretekstem bywa argument: ludzie niewierzący nie demonstrują symboli swojej niewiary. Trudno demonstrować coś, czego nie ma. Inaczej jest z prawami ludzi wierzących, które obejmują także prawo do symboli religijnych. Jeśli to prawo jest ograniczane w sferze publicznej, to tym samym łamane są prawa człowieka. Można dyskutować o skali obecności symboli religijnych w sferze publicznej, ale nie można akceptować świata, w którym normy niewierzących muszą obowiązywać wszystkich. Prawo do swobody wyznawania wiary, do równoprawnego udziału w życiu publicznym, do praktyk religijnych to także prawo do krzyża, do wież kościelnych i do kościelnych dzwonów. Także do choinek i świętego Mikołaja. I proszę mi nie wmawiać, że równość to unifikacja. Już to przerabiałam w ramach planowej ateizacji i wiem, że zawsze towarzyszy temu wiele cierpień i tragedii, nigdy – wolność wyboru.

Paradoksalnie, także ludzie niewierzący są wolni o tyle, o ile negacja chrześcijaństwa ma dla nich jakieś znaczenie. Jeśli ze sfery publicznej znikają krzyże, a ludzie wierzący tracą prawo do pełnienia ważnych funkcji publicznych oraz głoszenia swoich poglądów, to także swobody niewierzących stają się iluzoryczne. Podobnie jak w PRL, jeśli dyrektorem zostawało się tylko dzięki legitymacji PZPR, to zniewolenie w takim samym stopniu było doświadczeniem partyjnych i bezpartyjnych. Pięknie mówił o tym w 1979 roku Jan Paweł II do wątpiących i stojących poza Kościołem: – Także wy potrzebujecie Chrystusa, prawa do Chrystusa, by poczuć smak wolności. Wybory 2010 roku będą dla lewicy okazją do „europejskich” apeli o zdejmowanie krzyży. Mam wrażenie, że po raz kolejny nie oddamy ani im, ani Europie tak niedawno i z takim trudem wywalczonej wolności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.