Wirtualna Polska

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta

|

GN 45/2009

publikacja 06.11.2009 12:46

Ulubionym chwytem rządu jest przykrywanie złych wiadomości własnymi akcjami.

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

To nie jest reklama znanego portalu internetowego, tylko opis rzeczywistości polskiej A.D. 2009. Coraz więcej obserwatorów życia publicznego w Polsce szczypie się i pyta, czy to, co widzi w mediach, ma jakiś związek z realnymi wydarzeniami oraz z problemami Polski i świata. Większość programów zajmują cykle rozrywkowe oraz audycje z gatunku talk-show, w których gadające głowy mogą na ogół jedynie sformułować strzępy myśli, zanim nie przerwie im ta czy inna gwiazda dziennikarstwa lub agresywnie nastawiany adwersarz. Z tego, co dzieje się na świecie, dowiadujemy się głównie o pożarach, zamachach terrorystycznych i ciekawostkach, takich jak wykopanie rzekomego krateru po komecie, czy osiągnięcia w tresurze psów.

Obraz Polski, jaki wyziera z głównych programów informacyjnych, to przede wszystkim wypadki i skandale, bardzo często przedstawione w świetle jedynie słusznych poczynań naszego rządu. Telewizje prywatne otwarcie lansują głupotę, fałsz i nierzeczywistość. Autorów tych idiotycznych programów nie będę tu reklamował. Ale niedawny występ satanistycznego rockmana Nergala, nienawidzącego religii, a zwłaszcza Kościoła katolickiego, w programie Jolanty Kwaśniewskiej, wymarzonej kandydatki lewicy na urząd prezydenta Polski, nie tak dawno urzędowo zapewniającej o swej wierze, świadczy dobitnie, że wszystko jest możliwe, że widz ma uwierzyć w każdą bzdurę i manipulację.

Ulubionym chwytem obecnego rządu, z upodobaniem lansowanym przez telewizje prywatne, jest przykrywanie złych wiadomości własnymi akcjami. Taktyka ta opiera się na przekonaniu, skądinąd dość zasadnym, że widz ma krótką pamięć. Jeśli więc premier Donald Tusk zapowiada niemal natychmiastową likwidację hazardu, to mało kto zauważy, że jest to program mało realny, a ponadto skojarzy sobie zły hazard z dobrym premierem, a nie z aferą, w której zamieszani byli najbliżsi współpracownicy tegoż premiera. Słysząc, że nikt nie lubi być podsłuchiwany, widz nie dostrzeże być może plugawego języka, którym w nagraniach „Rysia, Zbysia i Grzesia” posługiwał się wiceminister skarbu. Czy mamy naprawdę uwierzyć, że premier egzekwuje moralne standardy, skoro sam stwierdził, że o dymisjach jego urzędników zdecydowały ich słabe występy medialne?

Czy rzeczywiście za fiasko kolejnej akcji antykorupcyjnej ma odpowiedzieć policjant, który ją prowadził, a nie polityk, który ją zepsuł? Słuchając zapewnień, że nie było żadnej afery stoczniowej oraz że rząd nieodmiennie troszczy się o los stoczniowców, widz może nie spostrzeże, że stoczniowy przetarg był ustawiany pod kontrahenta, o którym nic nie wiadomo, poza tym, że jest reprezentowany przez libijskiego handlarza bronią, ściganego listami gończymi. Czy mamy wierzyć, że służby rządowe pilnowały każdego ruchu owego osobnika, gdyż powierzyły dźwiganie „tarczy antykorupcyjnej” niewielkiemu Centralnemu Biuru Antykorupcyjnemu, tak jakby nie była do tego powołana głównie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i kontrwywiad?

Słuchając nieustannych oskarżeń pod adresem Mariusza Kamińskiego, słuchacz może nie dowie się, że w państwie prawa opinia głowy państwa w sprawie odwołania urzędnika państwowego musi mieć formę pisemną. Czy oglądając ponure twarze i zaciśnięte usta młodych polityków partii rządzącej, wmawiających publiczności jawne kłamstwa, mamy nadal wierzyć, że to opozycja sieje nienawiść? Czy oglądając popisy posła Janusza Palikota czy wiceministra Zdzisława Gawlika, mamy ufać w „zawyżone standardy moralne” rządzących? Czy mamy potępiać paskudnego agenta „Tomka”, uwodzącego nieszczęsną posłankę Beatę Sawicką, zapominając o jej programie „kręcenia lodów” przy prywatyzacji szpitali? Czy polski widz da sobie wmówić, że, jak stwierdziła prokuratura, nie było przecieku w „aferze gruntowej”, skoro jednocześnie rzecznicy rządu z satysfakcją twierdzą, że akcja CBA spaliła na panewce? Więc jak to się stało, że wicepremier Andrzej Lepper dowiedział się o rzekomej „prowokacji” przeciw sobie? Czary jakieś, czy co?

Wszystko to byłoby nawet może śmieszne w kraju leżącym gdzieś na peryferiach świata, o którym świat ten gotów byłby zapomnieć. Polska leży jednak gdzie indziej, a koniunktura międzynarodowa nie jest już dla naszego kraju tak dobra, jak jeszcze 10 lat temu. Determinacja Stanów Zjednoczonych w polityce światowej załamała się wraz z objęciem prezydentury przez myślącego utopijnie Baracka Obamę, w Unii Europejskiej obserwujemy narastanie narodowych egoizmów, a Niemcy i Rosja znów się ściskają nad naszymi głowami, co, jak wiadomo, wywołuje w Polsce duszności. W tej sytuacji państwo polskie winno być coraz sprawniejsze, a jest coraz bardziej nierealne. Czy Polacy mają szanse wrócić do „realu”, do rozumienia świata takiego, jakim jest, a nie jakim go chcą przedstawić rządzący i medialni czarodzieje? Nie liczyłbym już na ich dobrą wolę. Zależy to raczej od dojrzałości przeciętnego Polaka, od tego, jak długo będzie się zachowywał jak frajer, który uwierzy w każdą manipulację. W PRL mówiono „śmierć frajerom”, a teraz?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.