Władza i pamięć

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 39/2009

publikacja 29.09.2009 08:19

Sposób myślenia rosyjskich elit władzy może być dla nas zagrożeniem.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Jan Paweł II zostawił nam w książce „Pamięć i tożsamość” rozważania o historii warte głębokiego namysłu. Tylko człowieka obdarzono pamięcią dziejową, i to ona „czyni go człowiekiem”. Zdolność refleksji nad własną historią mają także narody, utrwalając ją w swojej niepowtarzalnej kulturze.

Opowiadamy nasze historie innym i słuchamy tego, co inni chcą nam o sobie opowiedzieć, szukając wspólnie prawdy. Tak pogłębiamy własną, narodową tożsamość. „Naród ma sens wyłącznie historyczny – pisał Jan Paweł II. – Oczywiście ludzie, a nie narody staną przed sądem Boga, ale przecież w tym sądzie nad poszczególnymi ludźmi jakoś sądzone są również narody”.

To zdanie Jana Pawła II jest dla mnie niezwykłym wezwaniem do troski o naszą narodową pamięć. Obchody 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej przypomniały nam boleśnie o tym obowiązku. Nie my rozpętaliśmy tę wojnę, ale to my staliśmy się pierwszą ofiarą nazistowskich Niemiec i współpracującej z nimi w 1939 roku bolszewickiej Rosji. Potem tragedia dotknęła kolejne narody; zmieniały się sojusze, zwycięzcy i pokonani, ale miliony zabitych i zamordowanych, zrujnowane miasta, spalone wsie, obozy koncentracyjne i obozy pracy pozostały wspólnym doświadczeniem Europy.

Przez wiele lat nie opowiadaliśmy swojej historii II wojny światowej innym. Co więcej, zabroniono nam opowiadać ją prawdziwie także samym sobie. Wymordowane elity i miliony obywateli, przesunięte terytorium, utracone miasta i wypędzeni ludzie oraz państwo, które pilnowało, by obowiązywała radziecka wersja naszej tożsamości.

Zwycięzcy ostatniej wojny ustalali bez nas własne narracje, nie przejmując się milczeniem pozbawionych prawa głosu Polaków, Ukraińców, Litwinów, Estończyków, Łotyszy, Czechów czy Węgrów. Rok 1989 stał się początkiem przełomu, nasze narody odzyskały prawo do własnej pamięci i po wejściu do Unii Europejskiej podjęły próbę wprowadzenia jej do tożsamości Europy. Szybko okazało się, że zmiana utrwalonych schematów będzie niezwykle trudna, szczególnie w narracji o dwu (!) totalitaryzmach.

Dzisiejsza Rosja nie chce pamiętać o swojej współpracy z Hitlerem, a Niemcy, chociaż poradzili sobie z poczuciem odpowiedzialności za wywołanie wojny i zbrodnię Holocaustu, wprowadzają do nowej, niemieckiej tożsamości tragiczne losy swoich ofiar – „wypędzonych”... z ziem dzisiejszej Polski. Wszystko, co najważniejsze, zostało już napisane i nasze próby włączenia do europejskiej pamięci zbrodni ludobójstwa w Katyniu, na Wołyniu, czy na Woli zdają się dzisiaj zupełnie „nie na miejscu”. Dlatego tak ważne było dowiedzieć się, co przy okazji uroczystości 1 września mieli nam do powiedzenia nasi sąsiedzi, kanclerz Merkel, premier Putin i przedstawiciele elit obu krajów, historycy, publicyści czy wojskowi. Mam wrażenie, że najbardziej szczery i bezpośredni, chociaż rzadko cytowany, okazał się Witalij Tretiakow, dziekan Wydziału Dziennikarskiego Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego i publicysta dziennika „Izwiestia”.

Termin ludobójstwo na określenie zbrodni katyńskiej wydał mu się „modny”, ale „nie mający zastosowania”. Jego zdaniem, śmierć polskich oficerów była politycznym zabójstwem, dokonanym „swoją drogą w warunkach wojennych”. Naszą pamięć historyczną nazwał eksploatacją antyrosyjskich fobii, co „rozumie, ale nie wybacza (!).” Przypomniał korzyści terytorialne uzyskane przez Polskę dzięki zwycięstwu ZSRR, a zachowanie wobec premiera Putina nazwał chamstwem: „Niepotrzebnie u diabła ratowaliśmy was Polaków. Mielibyście wolność pełną gębą – ale martwi”. Rosja była, jest i będzie imperium, a Polska – chociaż chciałaby nim być – nie jest, bo „nie tylko przegrała z Rosją, ale weszła w skład imperium rosyjskiego”.

Radzi nam zrozumieć – wreszcie(!) – że nawet jeśli „światowe wojny zaczynają się od małych czy średnich państw, to dochodzi do nich z powodu sporów pomiędzy wielkimi mocarstwami i to między nimi toczą się wojny”. Interesującym uzupełnieniem tej opinii jest głos rosyjskiego historyka Jurija Felsztyńskiego. Dla niego Katyń to „w oczywisty sposób ludobójstwo”. Zgadza się z poglądem, że „Hitler i Stalin umówili się co do współpracy w czasie wojny”, a „sowiecki i hitlerowski reżim ponoszą taką samą odpowiedzialność w tym względzie”. Jednak najciekawsza jest jego opinia o współczesnych elitach Rosji, które „podzielają ówczesny pogląd Stalina, że napad na Polskę był korzystną decyzją”, a „okupację Polski uważają za dobre polityczne posunięcie. W rządzie rosyjskim, w otoczeniu prezydenta jest grupa ludzi, która przekonuje, że kiedyś o te tereny znów będzie można się upomnieć”.

Mam wrażenie, że wymiana zdań polskich i rosyjskich elit jest ważna, jakkolwiek bolesna. Dowiedzieliśmy się, że sposób myślenia rosyjskich elit władzy może być dla nas zagrożeniem. Są jednak rosyjscy historycy, z którymi rozmowa, szukanie prawdy i wspólna pamięć o przeszłości są możliwe. Bardzo boli odkrycie, że opinie marszałka polskiego Sejmu, prezesa Federacji Rodzin Katyńskich oraz 34 proc. badanych przez Gfk Polonia Polaków bliższe są poglądom Tretiakowa niż Felsztyńskiego. Władza PRL nad naszą pamięcią przyniosła owoce. Jednak większość – 61 proc. – moich rodaków i liczni przedstawiciele polskich elit myślą o zbrodni katyńskiej inaczej. Może lepiej pamiętają naukę Jana Pawła II.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.