Kupcy w państwie prawa...

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 31/2009

publikacja 31.07.2009 07:05

Takie są prawa rynku i zasady sprawiedliwego państwa prawa?

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Bezsensowna bitwa, stoczona w Warszawie 21 lipca między kupcami a ochroniarzami towarzyszącymi komornikowi, przejmującemu w imieniu władz stolicy halę Kupieckich Domów Towarowych, nie przypadkiem miała miejsce na placu Defilad, w cieniu tzw. Pekinu, czyli Pałacu Kultury i Nauki d. im. J. Stalina. W pobitewnych komentarzach najzabawniejsze było przylepianie kupcom negatywnych etykietek w rodzaju: „blaszak w samym centrum Warszawy”, „użytkowany bezprawnie”, „symbol anarchii i słabości państwa”, „bezkarni kupcy”, „śpiewają Rotę, zasłaniając się tarczą z dzieci i kobiet” etc.

Słowo „kupcy” nie brzmiało w nich tak dobrze jak „przedsiębiorcy”, podobnie spółka „Kupieckie Domy Towarowe” nie dorównywała tak doskonałym przejawom samoorganizacji kapitału jak Business Centre Club, Lewiatan czy Krajowa Izba Gospodarcza. Czyżby w Polsce nie tylko watahy partii politycznych, profesorów, instytutów, uczelni i mediów wytypowano do „dorżnięcia”, lecz także część kupców o wątpliwych, a nawet niesłusznych interesach? W PRL nazywano je „brudnymi” i piętnowano z równym jak w III RP wdziękiem.

Zmieńmy konwencję i spróbujmy przedstawić fakty, używając narracji wolnej od dożynania kogokolwiek. Wprowadzenie komornika do hal KDT to skutek decyzji z 2008 roku, gdy związany z PO zarząd miasta nie zgodził się na kontynuację dzierżawy terenu pod halą (miał do tego prawo). W odpowiedzi kupcy zaproponowali wybudowanie nowej, ładniejszej architektonicznie hali w tym samym miejscu, zaś zarząd miasta, uznając, że nie mają na to wystarczających środków, zasugerował wspólną inwestycję KDT i spółki miejskiej (sic!). Kupcy odrzucili tę propozycję (mieli do tego prawo) i tym samym 31 XII 2008 roku wygasła umowa dzierżawy terenu pod blaszakiem. Przypomnijmy w tym miejscu, skąd wzięli się na placu Defilad kupcy.

To ci sami przedsiębiorczy Polacy, którymi na początku lat 90. zachwycali się dziennikarze, podziwiając uliczny handel na miejskich targowiskach, polowych łóżkach i w „szczękach”. To tamci handlowcy zorganizowali się w spółkę Kupieckie Domy Towarowe, zawarli w 1999 roku umowę z gminą Centrum i wybudowali w 2000 roku tymczasową (z założenia) halę. Miasto w ramach umowy przyjęło plan zagospodarowania przestrzennego, uwzględniający przeznaczenie także terenu obok blaszaka dla działalności handlowej. Dodajmy, że w 2006 roku Rada Warszawy (głosami PiS) zaakceptowała dzierżawę gruntu na pl. Defilad przez KDT.

W marcu 2009 roku, a więc już po upływie terminu dzierżawy, Prezydent Warszawy złożyła KDT ofertę 8 innych lokalizacji, a 17 kwietnia (szybko!) jego Walne Zgromadzenie Udziałowców podjęło decyzję o przyjęciu propozycji zagospodarowania działki na ul. Okopowej 78. Zebrane wcześniej środki i determinacja kupców zapowiadały sprawną inwestycję i przeniesienie działalności do nowej siedziby w 2011 roku. Rzecz jednak w tym, że władze stolicy co prawda zaproponowały udział w przetargu działki, ale go do dzisiaj nie ogłosiły. Zdaniem kupców, nawet gdyby przetarg odbył się w październiku 2009, a KDT go wygrały, to inwestycja byłaby i tak gotowa do końca 2011 roku. Pod jednym wszakże warunkiem: że kupcy utrzymają do tego czasu obecne miejsca pracy i źródło dochodów. Czy takie oczekiwania są jakąś szczególną fanaberią „bezkarnych kupców” wobec „słabego państwa”?

Gdyby jeszcze władze stolicy naprawdę podjęły decyzję rozpoczęcia budowy drugiej nitki metra już teraz, w 2009 roku, lub gdyby umilkły kontrowersje wokół projektu Muzeum Sztuki Nowoczesnej (a takie wciąż trwają), to brutalna eksmisja miałaby nieco więcej sensu. Tymczasem nawet komentatorzy popierający działania władz stolicy i chwalący je za skuteczne egzekwowanie prawa nie przytaczają tego argumentu, bo dobrze wiedzą, że do 2011 roku żadna inwestycja na pl. Defilad nie ruszy. Mamy więc eksmitowanych kupców, którzy musieli „na dzisiaj” zawiesić działalność, rozbitą, a przynajmniej znacznie osłabioną spółkę zrzeszającą przedsiębiorczych ludzi i bardzo atrakcyjny teren w środku miasta, na którym ktoś inny będzie mógł zbudować swoje złote, handlowe, akceptowane przez miasto interesy. Ktoś powie: no cóż, takie są prawa rynku i zasady sprawiedliwego państwa prawa. I tylko ja odnoszę niepokojące wrażenie, że na naszych oczach kolejna grupa przedsiębiorców (tj. kupców!) została pozbawiona możliwości przejścia od tymczasowej i prowizorycznej formy biznesu prowadzonego w blaszaku do stabilnej, trwałej działalności gospodarczej, która być może wprowadziłaby ich do grona poważnych biznesowych graczy. Czy jestem chorobliwie podejrzliwa?

Nawet popierający dziś władze Warszawy wicenaczelny „Rzeczpospolitej”, P. Gabryel, tydzień przed opisywanymi wydarzeniami twierdził: „ w Polsce wciąż rządzą bezprawie i niesprawiedliwość – często w imię prawa i sprawiedliwości. R. Kluska, W. Olewnik, J. Filipiak – listę nazwisk przedsiębiorców, którzy na własnej skórze doświadczyli (...) polskiego wymiaru niesprawiedliwości, można by ciągnąć bardzo długo”. I dalej: „tylko w latach 2005–2008 nieuprawnione, przewlekłe działania urzędów państwowych, prokuratur i sądów doprowadziły do upadku lub poważnie zagroziły istnieniu 251 polskich firm”. Ja dodałabym do tej listy KDT w Warszawie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.