Nowe święto w starym kostiumie

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 19/2009

publikacja 13.05.2009 21:33

Po 5 latach w UE odnieśliśmy realny sukces, my, czyli przede wszystkim rolnicy, mieszkańcy wsi, przedsiębiorcy, samorządy, instytucje publiczne i młodzież.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Majowy, długi weekend zmienia swój sens. Dawniej zaczynał się Świętem Pracy, dzisiaj – 5. rocznicą wejścia Polski do Unii Europejskiej. Podoba mi się ta zmiana, chociaż kostiumy ideologiczne, w jakie media ubierają ten dzień, niepokojąco przypominają sztuczność i zadęcie dawnego święta. Gazety odnotowały je na pierwszej stronie liczeniem miliardów euro i tytułami w rodzaju: „Ale nam się udało!” lub „Co nasz kraj zyskał dzięki wejściu do UE”. W PRL wiwatowano na cześć złotówek wypracowanych w ramach pierwszomajowych czynów społecznych.

Dzisiaj dziennikarze zachwycają się miliardami euro płynącymi do kraju. Dawniej nie rozważali sensu „czynów społecznych”, dzisiaj nie analizują zalet i wad unijnej polityki spójności. Dawniej mieli prawo się bać, ale dlaczego dzisiaj uciekają od problemów? Od świtu do nocy powtarzają: „polskie państwo nie powinno prowadzić polityki gospodarczej” i udają, że nie widzą, jak bardzo unijne miliardy służą dokładnie temu samemu. Mielizny ideologicznego myślenia są zawsze podobne.

Ale wróćmy do dziennikarskiej skrupulatności w liczeniu miliardów euro, które nam „się udały”. Liczby publikowane w dziennikach różniły się tak bardzo, że przestałam im wierzyć. „Gazeta Wyborcza” donosiła (30 IV/1 V) na pierwszej stronie kolorową czcionką: „Z unijnych funduszy pomocowych dostaliśmy 12 mld euro”, „Rolnicy z kasy Unii i budżetu państwa dostali 10,3 mld euro”, oraz: „Z Brukseli popłynęło już do Polski 120 mln zł, a to dopiero początek”. Wedle jakiego kursu 12 mld euro 10,3 mld euro ≈ 120 mln zł, nie wiem, ale nie w tym rzecz. W „Rzeczpospolitej” tego samego dnia (30 IV/1 V) bilans był inny: po 5 latach 16 mld euro netto zasiliło Polskę, a polskim rolnikom wypłacono z budżetu Unii 44,4 mld zł (!) oraz z polskiego budżetu dodatkowe 22 mld zł!

Miliardy rolniczych złotych (66,4) z „Rzeczpospolitej” i miliardy rolniczych euro (10,3) z GW nie chciały się zgodzić wedle żadnych realnych kursów. Dziwne bilanse, różne sumy i całkowity brak informacji o wysokości polskiej składki wpłacanej do budżetu UE. To ona daje prawo do korzystania z unijnych środków. Nasze podatki też (!) składają się na budżet wspólnotowej polityki spójności. Płacimy swoje zobowiązania niezależnie od tego, ile złotych pozyskali na realizację projektów inwestujący często z własnych środków nasi przedsiębiorcy, rolnicy, nasze samorządy, organizacje i instytucje.

Czy takie dane istnieją, czy dziennikarze skazani byli na spekulacje? Oczywiście istnieją na internetowej stronie UKIE, sygnowanej przez Ministerstwo Finansów (http://www.ukie.gov.pl). W okresie od 1 maja 2004 do 31 grudnia 2008 łącznie z funduszami przedakcesyjnymi z UE wpłynęło do Polski 26,5 mld euro, co stanowi 102 mld zł. W tych 26,5 mld euro mieści się także 8,5 mld euro przekazane rolnikom. W tym samym czasie zapłaciliśmy składkę w wysokości 12,4 mld euro, czyli 47,9 mld złotych. Ostateczne saldo rozliczeń III RP–UE jest dla nas korzystne, ale inne, niż reklamowane na pierwszych stronach opiniotwórczych dzienników; po odjęciu zapłaconej składki wykorzystaliśmy „na wszystko” 14 mld euro, czyli 54 mld złotych. A więc nie 22,3 i nie 16 mld euro, podobnie jak nie 102 lub 120 mld złotych. Ale i tak sporo, dlatego nie ma potrzeby uprawiać hucpiarskiej propagandy. Jesteśmy normalnym, płacącym składkę członkiem wspólnoty i w ramach polityki spójności UE próbujemy nadrobić dystans narosły w czasach koszmarnej, ideologicznej gospodarki PRL. Po 5 latach odnieśliśmy realny sukces, my, czyli przede wszystkim rolnicy, mieszkańcy wsi, przedsiębiorcy, samorządy, instytucje publiczne i młodzież. To wynik ciężkiej pracy, a nie los wygrany na loterii lub unijna jałmużna.

Więc nie dajmy wmówić sobie obowiązku dozgonnej wdzięczności ani bogatszym państwom Unii, ani Leszkowi Millerowi, który w mediach wykreowany został na gwiazdę majowego święta. Tak, był w 2002 roku premierem i prowadził trudne negocjacje. Ale bez kompetencji polityków PSL, presji rolników oraz, tak, tak – Samoobrony – negocjatorzy ustąpiliby, bo tego żądały wówczas autorytety. Jednak wynik referendum akcesyjnego zależał od wiejskiego i rolniczego elektoratu. A ten lepiej niż inni wiedział – bez płatności bezpośrednich i włączenia polskich rolników w obszar polityki rolnej czekają nas w Unii poważne problemy.

Leszek Balcerowicz pisał w 1999 roku („Rzeczpospolita”, 19 III): „płatności bezpośrednie okażą się pyrrusowym zwycięstwem polskich rolników i klęską dla kraju”. Nie miał racji. Dzisiejszy sukces zawdzięczamy w dużej mierze rolnikom, ich presji, głosowaniu w referendum i sprawnemu korzystaniu z unijnych środków. Dziennikarz „Gazety Wyborczej” J. Pawlicki pod hasłem „Udało się” wymienia polskie osiągnięcia: budżet na lata 2007–2013, Partnerstwo Wschodnie, Schengen, Rospudę i poparcie Unii w sporze z Rosją. Zupełnie pomija to, czym martwił się, pisując w latach 2001–2003 o negocjacjach. Pytał, czy nasz budżet wytrzyma składkę, donosił o pacie w kwestiach rolnych i o raporcie z 2003 r. krytykującym poziom korupcji, słabość sądownictwa i administracji III RP. Dzisiaj chwali, oczywiście, głównie polityków. Mam nadzieję, że w przyszłości to święto stanie się bardziej nasze niż Święto Pracy. A jeśli nie, zawsze po 1 maja przychodzi Święto Flagi i radosny 3 Maja. One są nasze.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.