Na manowcach "skuteczności"

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczpospolitej, były marszałek Polski

|

GN 16/2009

publikacja 21.04.2009 09:55

Trzeba umieć zapanować nad porażką

Marek Jurek Marek Jurek

NATO po długiej kampanii wyborczej wybrało sekretarza generalnego. Perturbacje z kandydaturą naszego ministra Sikorskiego pokazały nam trochę prawdy o Europie. Sikorskiemu najbardziej zaszkodziła deklaracja złożona kilka miesięcy temu, gdy proponował, by Przymierze Atlantyckie poręczyło niepodległość państw utworzonych po rozpadzie Związku Sowieckiego. Chodziło o to, by już żaden kraj nie padł ofiarą rosyjskiej agresji, tak jak Gruzja w ubiegłym roku. Niestety, okazało się, że dla najważniejszych państw zachodnioeuropejskich budowanie w Europie Wschodniej strefy bezpieczeństwa to „rusofobia”. „Rosofobią” jest też przesadna troska państw środkowoeuropejskich o trwałość własnej niepodległości. Radosław Sikorski próbował jeszcze potem ratować swe szanse, deklarując poparcie dla przyjęcia Rosji do NATO, ale Przymierze szukało już kandydata mniej kontrowersyjnego dla Moskwy.

Wybór premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena na sekretarza generalnego to dla Polski rozwiązanie nie najgorsze. Dania reprezentuje w Europie orientację zdecydowanie atlantycką. Jest też (po odrzuceniu traktatu z Maastricht) państwem o wyraźnie zarysowanej niezależnej pozycji w Unii Europejskiej. W tym sensie państwa, które zablokowały polską kandydaturę, nie odniosły (bo wbrew USA nie mogły odnieść) pełnego zwycięstwa.

Porażką naszego kraju było jednak nie tylko odrzucenie kandydatury ministra Sikorskiego, ale i awantura, do jakiej potem doszło między przedstawicielami najwyższych władz państwowych. Francuzi mówią, że trzeba umieć zapanować nad porażką. Jednak w demokracji cudza porażka to nie lada pokusa i nasi przywódcy nie potrafili się jej oprzeć. Zaczęto więc szukać winnego. Prezydent Kaczyński został oskarżony przez rząd o porzucenie kandydatury polskiego ministra. Dziwny to zarzut, skoro Radosław Sikorski do końca nie został oficjalnie zgłoszony przez rząd, a co więcej – kiedy przez wiele dni przed szczytem NATO media informowały o polskiej akceptacji dla kandydatury Rasmussena, rząd Tuska w ogóle tego nie dementował. Mam więc wrażenie, że cokolwiek zrobiłby prezydent Kaczyński – zostałby przez partię rządzącą zaatakowany. Popierałby ministra Sikorskiego – oskarżono by go o niepotrzebne wszczynanie kolejnego konfliktu w Europie, zgodził się na Rasmussena – zarzucono mu niebronienie polskiego niby-kandydata.

Na oczach opinii międzynarodowej politycy, którzy przyjęli odpowiedzialność za Polskę, urządzili kolejną awanturę, poniewierając autorytetem Rzeczypospolitej. Odbyła się seria konferencji prasowych (niektóre za granicą) i żadna ze stron (choć cała awantura nosi wyraźne znamiona prowokacji ze strony partii rządzącej) nie dążyła do zakończenia konfliktu. Chcieli być „skuteczni”, więc ani w głowie były im ustępstwa i (przepraszam za anachronizm) – odpowiedzialność.

Skoro już jednak doszło do tego wszystkiego, trzeba ustalić proporcje winy. Dlatego uważam, że powinny zostać ujawnione (zgodnie z sugestią Prezydenta) fragmenty notatki MSZ po rozmowach Tusk–Rasmussen, w których polski premier przed szczytem NATO miał zadeklarować poparcie dla szefa duńskiego rządu. Zaznaczam – wyłącznie fragmenty zawierające wypowiedzi premiera Tuska na temat wyboru sekretarza generalnego NATO. Rządząca dziś Platforma Obywatelska proponowała swego czasu ideę jawnych negocjacji jako fundament demokracji nowego typu. Ja tego rodzaju zdziczenia dyplomacji, gdzie nie będzie już miejsca na zaufanie czy dyskrecję, popierać nie będę, ale w tym wypadku przywódca Platformy ujawnić się powinien sam. W końcu wielkie zmiany należy zaczynać od siebie.

Realnym osiągnięciem tego politycznego konfliktu jest natomiast rewizja pojęcia „skuteczność”, zaproponowana przez polityków PO. Odkryli oni bowiem, że warto nasze prawa (na przykład do odpowiadających pozycji Polski stanowisk międzynarodowych) zgłaszać nawet wtedy, gdy nie ma pełnych gwarancji sukcesu. Słusznie, bo tak właśnie narody potwierdzają swoje tytuły prawno-moralne, bez których żadna skuteczna polityka nie jest możliwa. Rzeczy publiczne wymagają czasu, skoro więc chcemy załatwić coś jutro – trzeba o tym mówić już dziś; żeby w ogóle załatwić cokolwiek – trzeba zawsze domagać się tego, co według sprawiedliwości nam się po prostu należy. Szkoda tylko, że wiedząc już to wszystko – naprawdę kandydatury Radosława Sikorskiego nie zgłosili.

Szkoda również, że w naszej polityce „prawno-moralne tytuły” odnoszą się głównie do walki o stanowiska. Politycy mogą bowiem tyle, na ile pozwala konsensus, w ramach którego działają. A ten wpadł w niebezpieczny poślizg. W Europie trwają ataki na papieża. Parlament belgijski zaatakował Benedykta XVI, podobnie jak kilka miesięcy temu (wtedy również chodziło o prezerwatywizm) Parlament Europejski zaatakował Kościół katolicki jako taki. Atak parlamentu strasburskiego miał zresztą charakter „ekumeniczny”, bo wraz z Kościołem katolickim zaatakowano wszystkie wspólnoty chrześcijańskie, które podzielają jego naukę w zakresie etyki seksualnej.

Jeśli te ataki nie mają się mnożyć, jeśli chcemy je przynajmniej zatrzymać – potwierdzając nasze przywiązanie do Rzymu i papieża – pora reagować. Europa potrzebuje opinii chrześcijańskiej, jeśli ma powstać jutro – musimy jej budowę zacząć już dziś. A zwłoka – to właśnie nieskuteczność.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.