O znaczeniu rekolekcji i nie tylko...

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 15/2009

publikacja 14.04.2009 09:13

Droga od pracy magisterskiej do odwołania prezesa IPN wydaje się pozbawiona logiki

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Ostatnie wydarzenia wokół kolejnej książki o Lechu Wałęsie odsłoniły bardzo niepokojące mechanizmy naszego życia społecznego. Rzecz nie w faktach, lecz w ich kontekście. Zacznijmy od wydarzeń.

1. P. Zyzak wydał w krakowskim wydawnictwie Arcana książkę o L. Wałęsie, będącą rozwinięciem pracy magisterskiej obronionej na Wydziale Historii UJ pod kierunkiem prof. A. Nowaka. Część historyków ma o książce opinię krytyczną.
2. Dyrektor krakowskiego oddziału IPN zatrudnił P. Zyzaka w archiwum na 4 miesiące (po napisaniu pracy i książki).
3. Minister B. Kudrycka skierowała do Państwowej Komisji Akredytacyjnej list z prośbą o dokonanie nadzwyczajnej kontroli na wydziale historii UJ, po czym odwołała list po dwóch dniach.
4. Premier D. Tusk zapowiedział, złagodził i ostatecznie potwierdził plan odwołania prezesa IPN, prof. J. Kurtyki, co wymaga zmiany składu Kolegium, co z kolei wymaga zmiany ustawy o IPN, bowiem dotychczasowe rozwiązania gwarantują Instytutowi niezależność od nacisków politycznych.

Droga od pracy magisterskiej na UJ do odwołania prezesa IPN wydaje się kręta i pozbawiona logiki, a jednak... Pozornie sprawy kontroli na Uniwersytecie Jagiellońskim już nie ma, ale list prof. B. Kudryckiej, zwracający uwagę na „nieprawidłowości metodologiczne w procedurze przygotowania, zrecenzowania i obrony pracy magisterskiej pana Pawła Zyzaka” jest faktem. W ramach nadzwyczajnej kontroli dziekan historii miał przygotować „raport samooceny”, a minister odstąpienie od kontroli uzasadniła „działaniami naprawczymi podjętymi przez Uniwersytet Jagielloński”. Innymi słowy, chociaż premier oświadczył, że jego rząd nie będzie ingerował w życie uczelni, pogrożenie palcem przez jego ministra przyniosło (?) pożądany efekt. W życiu społecznym i politycznym naciski (nielegalne – jak powiada sejmowa komisja) wystarczą, by można było mówić o zagrożeniu wolności badań naukowych. Czy jeśli na posiedzeniu Rady Krajowej PO premier D. Tusk zapowiada „odideologizowanie IPN”, bo nie może „państwowa instytucja być poddawana ideologicznemu obłędowi”, to wywiera czy nie wywiera nacisków na wolność badań naukowych, uzasadniając: w Polsce toczy się „wielka bitwa o prawdę” i „plugawione są wielkie pomniki historii”.

To jednak nie koniec kontekstów. I nie chodzi o to, że politycy PO w czasie poważnego kryzysu gospodarczego szukają pretekstów do odwołania prezesa IPN. Przypomnijmy, na tym samym Uniwersytecie Jagiellońskim, chociaż na innym wydziale, jakiś czas temu uniemożliwiono wszczęcie (!) przewodu habilitacyjnego dr. M. Migalskiemu, mimo pozytywnej i jednomyślnej opinii komisji wstępnie oceniającej jego rozprawę.

Podobnie potraktowano M. Migalskiego na innym uniwersytecie. Ale minister Kudrycka nie napisała listu do przewodniczącego Państwowej Komisji Akredytacyjnej o „nieprawidłowościach metodologicznych”. Zarówno wtedy, jak i teraz, począwszy od 1 stycznia 2008 r., przewodniczącym PKA, czyli niezależnej instytucji w ramach systemu szkolnictwa, finansowanej wyłącznie ze środków publicznych (jak IPN!), oceniającej jakość procesu kształcenia na wyższych uczelniach, jest senator PO, prof. Marek Rocki, także przewodniczący Klubu Senatorów PO. Na stronie internetowej senatora nie znalazłam informacji o tej jego funkcji. Dodajmy, że do końca 2007 r. przewodniczącym PKA był powołany w czerwcu 2005 r. prof. Z. Marciniak, dyrektor Instytutu Matematyki WMiM. Tak było za „autorytarnych” (?) rządów PiS.

To jednak nie koniec konfliktu interesów w sprawie książki P. Zyzaka. Rzecznikiem prasowym minister Kudryckiej jest B. Loba, od wielu lat związany z Fundacją Instytutu Lecha Wałęsy, który we wstępie do wydanej w 2008 r. autobiografii L. Wałęsy „Droga do prawdy” napisał: „Żałuję, że nie udało się w książce zamieścić wypowiedzi wszystkich osób, dopiero wtedy udałoby się ukazać pełną historię życia L. Wałęsy, a zarazem dzieje narodu w ostatnich kilkudziesięciu latach”. W tym kontekście stawiam trzy ważne, moim zdaniem, pytania:

Czy rzecznik ministerstwa, który napisał przedmowę do jednej książki, ma prawo – moralne i polityczne – o autorze innej, napisanej na ten sam temat książki mówić w imieniu ministerstwa III RP: „Trzeba sprawdzić jakość kształcenia na Wydziale Historii UJ (...) po wypowiedziach historyków zarzucających książce Zyzaka karygodne błędy metodologiczne”. „Gazeta Pomorska” pokazała zwykłych ludzi ze wsi Cyprianka i Łochocin, opowiadających o zmarłym tragicznie dziecku, którego matka mówiła, że L. Wałęsa był jego ojcem. Dlaczego na miły Bóg (!) nieślubne dziecko ma być czymś wstydliwym, o czym nie wypada pisać? W 2009 r. taki kontekst formułowanych opinii kompromituje wszystkich, którzy sugerują, że trzeba „bronić” Wałęsy przed informacjami o „nieślubnym” potomstwie.

Dlaczego ten sam L. Wałęsa, który na konferencji Europejskiego Centrum Solidarności przyznaje, że strajk w stoczni rozpoczął J. Borowczak, że to społeczeństwo decydowało o przebiegu wydarzeń, a obalenie komuny zawdzięczamy Janowi Pawłowi II, w wywiadzie dla „Newsweeka” używa słów: to barbarzyństwo, bezczelność, chamstwo. Czy przywołane przez niego, pod wpływem rekolekcji, słowa: „Należy wybaczać, rozumieć, a nie upierać się” można by przenieść także na czas po Wielkiej Nocy?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.