Pożyteczni idioci wiecznie żywi

Wojciech Roszkowski, historyk, publicysta, poseł do Parlamentu Europejskiego

|

GN 13/2009

publikacja 30.03.2009 15:33

Na Zachodzie nigdy nie brakowało zafascynowanych Rosją intelektualistów, których przywódcy Kremla nazywali "pożytecznymi idiotami"

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Czy warto przypominać, czym był komunizm? Panowie Daniel Strož, Jiři Maštálka i Jaromír Kohliček, euro-posłowie reprezentujący Komunistyczną Partię Czech i Moraw, najwyraźniej uznali, że tak, skoro wyłożyli ostatnio w Parlamencie Europejskim do podpisu oświadczenie pisemne, w którym protestują przeciw „dyskredytacji” i „pognębianiu europejskiej lewicy” przez „instytuty historyczne, pracujące na wyraźne zlecenie polityczne”, które porównują „komunizm” (w oryginale także w cudzysłowie) i nazizm.

Zdumiewać musi bezczelność czeskiej „trojki”, która wpisuje komunizm w tradycję „europejskiej lewicy”, stawia świat na głowie i atakuje historyków, którzy próbują go stawiać na nogach. Ciekawe, jak wielu po-słów zachodnioeuropejskich podpisze owo oświadczenie. Świadczy ono jednak o tym, jak bardzo potrzebne są prace ukazujące istotę komunizmu, a także przypominające zachodnie złudzenia co do tego systemu.

Wkrótce ukaże się książka, która w literaturze polskiej jest czymś zupełnie unikatowym. Profesor University of Virginia w Charlottesville Dariusz Tołczyk wykorzystał obfitą dokumentację zachodnią i napisał obszerną pracę „Gułag w oczach Zachodu”, ukazującą stosunek zachodnich opiniotwórczych kół do fenomenu komunizmu sowieckiego. Jest to książka demaskatorska, wprawiająca momentami w osłupienie, momentami zaś w gorzki śmiech.

Autor przedstawia szeroką panoramę złudzeń, autosugestii, cynizmu i służalczości wobec nieludzkiego systemu komunistycznej przemocy i kłamstwa ze strony różnych „autorytetów” zachodnich. Prowadzi nas przez całą historię sowieckiego komunizmu, od jego rewolucyjnych początków aż po upadek, pokazując, że w opiniotwórczych kołach Zachodu zawsze znajdowali się obrońcy rosyjskiego, a następnie sowieckiego bezprawia.

Długi rejestr owych „pożytecznych idiotów”, jak ich nazywali sami przywódcy Kremla, otwiera Voltaire i jego fascynacja „Semiramidą Północy”, czyli carycą Katarzyną. Do ukształtowania zachodniego mitu o rosyjskim samodzierżawiu jako usprawiedliwionej odmienności kulturowej Rosji w dużej mierze przyczynili się miłośnik ludowej kultury Europy Wschodniej Johann Gottlieb Herder oraz jeden z prekursorów konserwatyzmu Joseph de Maistre, a w państwie tym widzieli ostoję nowej cywilizacji słowiańskiej panslawiści z Czech, Słowacji i krajów bałkańskich.

Światła ze Wschodu, czyli z Rosji, wypatrywali nie tylko niektórzy socjaliści zachodnioeuropejscy, ale także „intelektualiści”, którzy z ochotą przyjmowali wiarę w mity o „nowym człowieku”, tworzonym przez rosyjskich bolszewików po 1917 r. Mamy tu do czynienia z najbardziej jaskrawą zdradą rozumu i wrażliwości moralnej w XX wieku. Ludzie mieniący się obrońcami wolności jednostki oraz „wartości humanistycznych” bez żenady akceptowali, a nawet nierzadko wychwalali unikatowy system terroru, kłamstwa i łamania ludzkich sumień. Najbardziej gorszący był stosunek tych ludzi do systemu pracy niewolniczej, skrótowo określonego przez autora jako „Gułag”.

Albo nie chcieli oni przyjąć do wiadomości informacji o barbarzyństwie „sądów” i łagrów sowieckich, albo minimalizowali ich rozmiary, albo nawet czynnie zagłuszali publiczną debatę na ten temat w krajach demokratycznych. Lista owych „autorytetów” Zachodu jest bardzo długa i obejmuje znane nazwiska, m.in.: Amerykanie – John Reed, William Bullitt, Walter Duranty, Upton Sinclair i Lincoln Stevens, który „zobaczył w ZSRR przyszłość”, Francuzi – Jean-Paul Sartre, Louis Aragon, Paul Eluard, Romain Rolland, Henri Barbusse, a także przejściowo André Malreaux i André Gide, Niemcy – Bertold Brecht, Brytyjczycy – Beatrice i Sidney Webb, George Bernard Shaw, Eric Hobsbawm, Włosi – Ignazio Silone, Hiszpanie – Pablo Picasso, niezależni Rosjanie – Maksim Gorki, który wrócił do ojczyzny z Capri, by napisać apoteozę Kanału Białomorskiego, a także liczni zachodni biznesmeni, którzy robili interesy z sowieckimi ludobójcami.

Dariusz Tołczyk potęguje efekt literacki poprzez częste zestawianie idyllicznych bzdur wypisywanych przez tych ludzi ze straszliwą rzeczywistością sowiecką. Książkę tę poleciłbym jako obowiązkową lekturę nie tylko trzem czeskim europosłom komunistycznym i ich politycznym kompanionom, ale milionom ludzi na Zachodzie, gdzie wciąż żywe są złudzenia wobec „teoretycznie” słusznego systemu, którego praktyki nie chcą oni porównywać z niemieckim nazizmem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.