O postawach rodaków naszych

Woyciech Roszkowski, peregrinius europaensis y podlasek kabacki

|

GN 09/2009

publikacja 28.02.2009 21:16

Rodacy nasi nieraz głową w mur walą i nawet śmieszności się nie lękając, wrogów zewnętrznych atakuią.

Wojciech Roszkowski Wojciech Roszkowski

Wielmożny Panie Stolniku Pawiogórski, Pisarzu Wirginijski y Oratorze Warszawsko-Rzymski, a mnie Panie y Bracie,

Kromie pisania mego ostatniego ieszczem o iednem Waszmość Panu opowiedzieć nie zdążył. Iakom iuż Waści pisał, xięga szkolna francusko-niemiecka się ostatniemi czasy pokazała, która w głowach młodzi tamteiszey mątu narobić musi. Napisałżem tedy recenzyią xięgi oney y w merkuryuszu iednem politycznem pomieściłem. Okazało się wszakże iż pierwey o xięgi oney tomie pierwszym iuż niewiasta iedna, z rodu polskiego, chocia w Berlinie bydląca, list pochwalny do merkuryusza „Mówią Wieki” wysłała. Kiedy się ona rzeczą całą zainteresowała, posłałem i iey pisanie moie, a dni temu kilkoro przez sznurek gadaiący z nią gawędziłem. Dyskurs on w zadziwienie mnie wpędził y refleksyią niewesołą zrodził. Rzecz nawet nie wtem, iż się białogłowy nynie po świecie rozyeżdżaią y wstydu zbywszy o wszystkiem z pewnością wielgą rozprawiaią. Do tego przywykłszy, iużbym się wiele nie spodziewał. Dama ona młoda wszelako wielce na mnie nastawała, iżem się błędów iakowychś nie ustrzegł y contextum dzieła onego francusko-niemieckiego nie poiął. Iakie błędy to były ani iakie contextum, tegom iście poiąć nie zdołał, takoż aby konwersacyią bez uszczerbku dla honoru niewieściego skończyć, tubkę od sznurka gadaiącego nierad odłożyłem.

Rzecz cała możeć y błaha, jednako mnie myśli rozmaite przywiodła o postawach rodaków naszych, zwłaszcza na obczyźnie się znaiduiących, wobec mędrców obcych, a osobliwie okcydentalnych.

Iedni się do kraiow zagranicznych iako na woinę sposobią, z góry nieufni, nastroszeni, jakby się im wnet iakieś nieszczęście przydarzyć miało, na uszanowania brak krzyk zaraz wielgi podnoszą, po szablę sięgać rychło gotowi, a z braku takowey, niechby choć po procę, iżby gdzieś komuś oko ku zbawieniu Oyczyzny naszey wybić. Rodak taki, trwogą przed obcymi zdięty, nie wszytko rozumie, co się doń gada, aleć się domyśla, iż pewnikiem świat cały na niego nastawać musi. Takoż o zdrowie i życie swoie nie dbayąc, gotów za honor swoy i Oyczyzny ginąć, nie bacząc, czy to w ogóle komuś potrzebne. Przypomina mi się wtedy krotochwila iedna, gdzieś udatnie wyrysowana, oblężenie zamku przedstawiayąca. Iuż się rycerze z taranem na bramę zamkową rzucaią, aż smerd ieden od drugiey strony biegnący do nich krzyczy, iżby natarcie strzymać, bo odrzwia z tyłu otwarte. Takoż rodacy nasi nieraz głową w mur walą i nawet śmieszności się nie lękając, wrogów zewnętrznych atakuią, a wystarczy, że się oni uchylą, a iuż bohater taki na gębę leci, sam siebie o rany i upokorzenie przyprawiayąc.

Iest wszelako y inszy gatunek rodaków naszych, takich iako y białogłowa ona, o którey na początku spomniałem. Complexum inferioris u Polaków takich nie mniejsze niźli u tych pierwszych, inaczej iednako się przeiawiaiące. Ledwie za próg domu oyczystego taki wyniydzie, iuż się swoich wstydzi, iuż na drugą stronę przechodzi, a farmazoństwa y przecherstwa świata obcego usprawiedliwiać, a nawet chwalić gotów. Starczy takiemu dni parę, żeby po obcemu gadać ieszcze nie potrafiąc, a iuż mowę ojczystą kaleczy. A ieśliby dudki jakieś obce za robotę taką dostał, to zaraz z góry na lud nasz patrzy iak na ciemnotę pożałowania godną y nie tylko się z ludem tym nie utożsamia, ale się od tradycyi iego y wiary odżegnuie. Iakby tego mało, intellectum swoye tak ćwiczy, izby się do obcych upodobnić, a Polakom wyższość ich, a takoż swoią, wykazywać.

Ludek nasz taki głupi nie iest, wszelako mądrości onych okcydentalnych nie znaiąc ani niby znać nie chcąc, w praktyce łatwo się omamić daie, łacno w obrazkach ruchomych nowinek wyglądając, iako dzieci się ciesząc y wygłupy one tanio kupuiąc. A tem wszytkim, którem lica za bardzo wstydem na wspomnienie Oyczyzny naszey słabości płoną, opowiedzieć możem krotochwilę oną, którą żem niedawno słyszał. Owóż dziedzic ieden, małżonki swoiey wierności pewnym nie będąc, chciał się sam o tem przekonać y przez dziurkę do sypialni swoiey spozierał. Patrzy – aż tu do komnaty Rysiek wchodzi, kompanion iego ieden, z szat się rozdziewa y do łożnicy ichniey małżeńskiey kładzie. Strapion pan ów wielce, długo nie czekał aż tu y małżonka iego toż samo czyni, całkiem się obnażaiąc. Popatrzył dziedzic y zmartwił się wielce, na figurę Pani swoiey poglądaiąc – piersi oklapłe, zadek z letka zwiędły. „O la Boga – rzecze sobie – co też sobie ten Rysiek pomyśli!”.

Takoż tedy zwariować się nie daymy, co iest w Oyczyźnie naszey głupiego, to pokazać trzeba, aleć wstydu tak znowu wiela z tego nie wynika, boć nie masz rayu na tem łez padole. Kraye obce takoż rayem nie są, o czem łacno się tam pobywszy przekonać możem, a y mędrce ichnie mądrzejsze od naszych nie są, bo tam tego rayu nie zaprowadzili, a nynie tam farmozaony króluią i to, co maią, stracić gotowi.

Tymi słowy nam się krzepić wypada y na tem pisanie moie kończę, do nóg się Waszmość Panu y Familii Iego przezacney ścieląc,

Woyciech Roszkowski, peregrinius europaensis y podlasek kabacki

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.