Jaki stół, taki kompromis

Barbara Fedyszak-Radziejowska, doktor socjologii, pracownik Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN

|

GN 07/2009

publikacja 17.02.2009 10:56

4 czerwca 1989 r. otrzymaliśmy szansę zmiany kompromisu zawartego przy Okrągłym Stole na sukces.

Barbara Fedyszak-Radziejowska Barbara Fedyszak-Radziejowska

Wspominanie obrad toczonych przy Okrągłym Stole wywołało ten sam co zwykle spór. Symbolem podziału okazały się dwie uroczystości. Sejmowa zgromadziła liczne, chociaż niepełne grono uczestników ówczesnych obrad. Konferencja organizowana przez prezydenta L. Kaczyńskiego oddała głos historykom.

Uczestnikami pierwszego spotkania byli głównie ci, którzy po 20 latach stali się członkami lub sympatykami partii zwanej do niedawna Lewica i Demokraci. Uczestnikami konferencji „Rok 1989 – narodziny wolności” byli profesorowie o odmiennych spojrzeniach na niedawną przeszłość: J. Holzer, W. Roszkowski, A. Dudek, A. Friszke, A. Paczkowski, A. Chojnowski, A. Nowak czy A. Macierewicz. Na żadnej uroczystości nie było najważniejszych postaci z 1989 r., czyli L. Wałęsy, C. Kiszczaka i W. Jaruzelskiego. Generałowie i przywódca „Solidarności” wspominali przeszłość głównie w mediach.

To, że Okrągły Stół wciąż wykorzystywany jest do propagandowej narracji, widoczne było, aż do bólu, w mediach. Jedni komentatorzy nie mogli wyjść z podziwu nad mądrością reformatorów z PZPR, inni kwestionowali wszystkie skutki zawartego w 1989 r. kompromisu.

Miałam wrażenie, że cofnęliśmy się w czasie o 15 lat i znowu, jak na początku lat 90., okrągłostołowe opowieści mają pomóc liberalnej lewicy wygrać najbliższe wybory. Nie potrafię inaczej wytłumaczyć uporu, z jakim dacie 6 lutego 1989 r. próbuje się nadać rangę 11 Listopada czy 3 Maja, mimo że nie ma żadnych szans na bycie świętem. Przegrywa o dwie długości z 4 czerwca 1989 r., kiedy to wybór Polaków nadał zawartemu wcześniej kompromisowi sens i zmienił go w sukces.

Gdyby wybory z czerwca 1989 r. zakończyły się tak, jak przewidywała strona partyjno-rządowa, czyli ponad 50-procentowym poparciem dla listy krajowej, nie byłoby czego świętować. Dziennikarze, którzy dzisiaj ubolewają, że „nadal jesteśmy podzieleni” i „nadal różnimy się poglądami”, mieliby powód do radości. Jedność moralno-polityczna narodu pod światłym przewodnictwem reformatorów z PZPR i dokooptowanymi liderami umiarkowanej „Solidarności” gwarantowałaby sojusz z ZSRR. A media kierowane przez J. Urbana lub R. Kwiatkowskiego kpiłyby z kapitalistycznego kryzysu, ciesząc się, że socjalistyczna bieda z ludzką twarzą chroni Polaków przed jego skutkami.

Ale lista krajowa padła 4 czerwca, a kandydaci solidarnościowi wygrali w 99 proc. pierwszą turę wyborów wszędzie tam, gdzie było to możliwe. Dlatego dzisiaj mamy prawo różnić się opiniami. Generał Kiszczak, pytany przez red. B. Rymanowskiego o tajemniczą i do dzisiaj niewyjaśnioną śmierć księży Suchowolca i Niedzielska, odpowiada: „Pan mnie pyta o głupoty. Pan się zajmuje plotkami, a ja się umówiłem na rozmowę o poważnych sprawach. Nie rozmawiam z panem”. Kilka godzin później generał Jaruzelski pytany o to samo powtarza, że jeśli te tragiczne wydarzenia zawierają jakąś tajemnicę, to celem mogło być storpedowanie obrad Okrągłego Stołu.

Bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie, dlaczego przez 20 lat (!) nie udało się ustalić przyczyn i sprawców śmierci obu księży. Kompromis okrągłostołowy byłby bardziej wiarygodny, gdyby ówczesna milicja i prokuratura ustaliły prawdę, i to przed czerwcowymi wyborami lub tuż po nich. Może więc śmierć księży odegrała zupełnie inną rolę, przypominając stronie solidarnościowej istnienie tzw. nieznanych sprawców z lat 80.? Może dlatego Lech Wałęsa wspomina przede wszystkim ówczesny, obopólny brak zaufania: – Gra nie była czysta z obu stron, mam moralnego kaca, oni kombinowali i to było dla tamtej strony normalne, ale ja reprezentowałem prawdę i wartości, a też musiałem grać i oszukiwać, bo chciałem obalić komunizm. Zaś A. Michnik, postać i wtedy, i teraz bardzo ważna, dodał je do tych zwierzeń swoją znaną opinię: – Dzisiaj, gdy generałowi Kiszczakowi dzieje się krzywda, przypominam, że zasługuje na najwyższy szacunek. C. Kiszczak to człowiek honoru.

Różnimy się w ocenie tamtych wydarzeń i tamtych postaci. Wciąż dzieli nas PRL. Dla jednych rozmowy przy Okrągłym Stole to ważne, ale nie najważniejsze wydarzenie na drodze ku wolności, niepodległości i demokracji. Inni czynią zeń moment kluczowy, nobilitujący władze PRL, bo raczyły usiąść do stołu, oraz własne środowisko, bo negocjując kompromis, zapobiegło rumuńskiemu scenariuszowi. Ci pierwsi, do których się zaliczam, doceniają Okrągły Stół z zupełnie innych powodów. Cieszy ich, że władze zmuszone zostały do rozmów z tymi, których 13 grudnia 1981 r. chciały wyeliminować z życia publicznego. Zgodziły się na rejestrację „Solidarności”, przyznając tym samym, że 13 grudnia nie miały racji.

I, co najważniejsze, udało się na nich wymusić taką formułę wyborów, która dała Polakom 4 czerwca szansę zmiany chorego kompromisu zawartego przy Okrągłym Stole na sukces niepodległej III RP. W 2009 r. warto świętować 4 czerwca, dzień zwycięstwa strony solidarnościowej, rozumianej znacznie szerzej niż tylko L. Wałęsa i jego doradcy. Co więcej, 30 lat temu, 2 czerwca 1979 r., na placu zwanym wtedy placem Zwycięstwa, Jan Paweł II skierował Polaków na drogę ku wolności. Rok później, w sierpniu 1980, ruszyli tą drogą strajkujący i jakkolwiek pokonani 13 grudnia 1981 r., pozostali wierni „Solidarności” w trudnych latach 80. Nasze dzisiejsze problemy są nie tyle skutkiem zbyt okrągłego kompromisu z 1989 r., ile konsekwencją braku cywilnej odwagi, by zerwać z cynizmem, kłamstwem i podłością PRL.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.