Piotr w godzinie ciemności

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 44/2008

publikacja 30.10.2008 12:47

Cywilizacja prawdziwie ludzka musi być chrześcijańska

Marek Jurek Marek Jurek

Swoją pierwszą encyklikę – Summi pontificatus – papież Pius XII wydał zaraz po wybuchu drugiej wojny światowej. Hitler ze Stalinem wymazali Polskę z mapy Europy. Dla nich Rzeczpospolita była „pokracznym bękartem” traktatu wersalskiego, jeszcze jedną anomalią świata, w którym sprawiedliwość miała zastąpić siłę. Dla Piusa XII, który naszej ojczyźnie poświęcił w Summi pontificatus osobny fragment, Polska była szczególnie „drogim narodem”, krajem „niezłomnej wierności dla Kościoła” i zasług dla „chrześcijańskiej kultury i cywilizacji”, narodem, który „ma prawo do ludzkiego i braterskiego współczucia całej ludzkości”.

Papież w imię „zasad sprawiedliwości i prawdziwie trwałego pokoju” domagał się niepodległości Polski. Jak echo tych słów zabrzmiały czterdzieści lat później, w Warszawie, słowa jego następcy: „Nie może być Europy sprawiedliwej bez Polski niepodległej na jej mapie”. Tej myśli Pius XII pozostanie wierny również po zakończeniu wojny, bo Watykan będzie jednym z niewielu państw zachowujących uznanie dyplomatyczne dla reprezentującego sprawę niepodległości legalnego rządu polskiego na wygnaniu. Choć od śmierci papieża minęło już pięćdziesiąt lat, od paru miesięcy Pius XII jest znów obecny w debacie publicznej. Ale z reguły nie chodzi ani o jubileuszowe uczczenie pamięci, ani o radość z powodu spodziewanej beatyfikacji, ani o naszą wdzięczność narodową.

Przeczytałem ostatnio w „Gazecie Wyborczej” opinię jednego z jej publicystów, według którego Pius XII z powodu swego antykomunizmu miał życzyć zwycięstwa Niemcom. Cytuję z pamięci, bo próba odnalezienia tego tekstu na stronie internetowej gazety się nie powiodła. Tytuł jest („Pius XII, Żydzi i świętość”), ale tekst chyba schował się ze wstydu, bo nic bardziej bzdurnego. Było dokładnie odwrotnie: papież nie tylko życzył zwycięstwa aliantom zachodnim, ale (w imię konieczności walki z Hitlerem) mimo swego jednoznacznego antykomunizmu zawiesił na czas wojny bezpośrednią krytykę Związku Sowieckiego. Mówił tylko o totalitaryzmie, co – biorąc pod uwagę piętnowanie przez papieża prześladowań rasowych – uderzało przede wszystkim w nazistów. Właśnie dlatego podczas wojny Robert Brasillach (jeden z faszystowskich intelektualistów francuskich) zarzucił papieżowi milczenie o zbrodni katyńskiej.

Po wojnie papieżem zajęli się komuniści. To z ich inspiracji zaczęto oskarżać Piusa XII o bierność wobec zagłady Żydów. Jednak nieprzypadkowo dopiero w latach 60. Bezpośrednio po wojnie solidarność papieża z narodem żydowskim była czymś oczywistym. Świadczą o tym deklaracje Światowego Kongresu Żydów i izraelskiej premier Goldy Meir. Papież otworzył bramy Watykanu dla potrzebujących ratunku, a jego nauczanie umacniało tych wszystkich katolików, którzy w okupowanej Europie pomagali Żydom. Bo Pius XII od początku wojny apelował do wszystkich o spełnienie samarytańskich powinności wobec ofiar wojny. Gdy jeden z uratowanych – główny rabin Rzymu Izrael Zolli – przyjął chrzest, z wdzięczności dla papieża przybrał jego pierwsze imię Eugenio. Piusa XII słusznie nazwano „doktorem spraw Kościoła w świecie współczesnym”. Przeciwnicy tradycji katolickiej lubili przeciwstawiać jego magisterium nauczaniu Soboru Watykańskiego II. Nie najlepiej to świadczy o ich recepcji Vaticanum II. Gdyby pofatygowali się poznać jego dokumenty, przekonaliby się, że autorytetem najczęściej cytowanym przez ostatni sobór powszechny był właśnie papież Pius XII.

Pod koniec życia Pius XII udzielił moralnego wsparcia powstaniu węgierskiemu. Liczył na reakcję Zachodu. Z melancholią przypominał, że w „czasach, gdy religia była żywym dziedzictwem dla naszych przodków, ludzie traktowali jako krucjatę każdą walkę, do której zmuszała ich niesprawiedliwość nieprzyjaciół”. Niestety, do krucjaty w obronie Węgier rozjeżdżanych przez sowieckie czołgi nikt się nie kwapił. Bez sensu jest zakładać, że gdyby papież zażądał tego wprost, amerykańskie wojska z Niemiec ruszyłyby na pomoc węgierskim powstańcom. Pius XII na początku swego pontyfikatu powtórzył nauczanie wszystkich papieży XX wieku, że jedynym ratunkiem ludzkości jest uznanie królewskiej godności Jezusa Chrystusa. Władzy, która – jak powie Jan Paweł II – nikogo nie alienuje, nikomu nie odbiera wolności.

A nie ma innej drogi, by w pełni osiągnąć dobro wspólne narodów i ludzkości. Ale zbawcza władza Chrystusa – dla społecznego urzeczywistnienia – wymaga dobrowolnego przyjęcia przez narody. Odrzucona wydaje się bezsilna, a ta bezsilność wywołuje pogardę, szyderstwo, nienawiść. Pius XII był świadkiem obłędu, który doprowadził ludzkość do mordu, tyranii i totalnej wojny. Robił wszystko (niektórzy mogą uważać, że nawet za wiele), by jej uniknąć. Już w październiku 1939 roku napisał, że dla świata przyszła „godzina ciemności”. Te zapisane przez ewangelistę Łukasza słowa Zbawiciela oznaczają Wielki Piątek, czas męki, bezsilności, czasowego triumfu zła. A Pius XII powtarzał uparcie, że jedyną nadzieją ludzkości jest Bóg, jednocześnie ucząc, jak Mu służyć w każdej dziedzinie życia. Był świadkiem prawdy, którą głosił Adam Mickiewicz: cywilizacja prawdziwie ludzka musi być chrześcijańska. Nie uległ pokusie, by zastąpić ją czym innym. Dlatego atakowany jest do dziś.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.