Czym jest piłka nożna?

Marek Jurek, historyk, przewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej, były marszałek Sejmu

|

GN 36/2008

publikacja 05.09.2008 09:40

Piłka nożna to część współczesnej cywilizacji

Marek Jurek Marek Jurek

Sport czy sztuka? Rozrywka czy przemysł? Fenomen kultury czy subkultura? Niedawno zdałem sobie sprawę, że piłka nożna to również nałóg. Nie ma nic niezdrowego w czekaniu na debiut naszej reprezentacji narodowej w kolejnych mistrzostwach albo na mecz Realu z Barceloną czy Manchesteru United z Arsenalem. To, że piłka to nałóg, uświadomiłem sobie, gdy po mistrzostwach Europy z utęsknieniem czekałem na początek rozgrywek naszej polskiej ligi. Napisano o niej wszystko, co najgorsze i przestaliśmy się dziwić, że o patologiach polskiego futbolu można pisać ciągle więcej. Nieprzerwane doniesienia o przestępstwach w piłkarskim światku zamieniły piłkarski poker w ruletkę – w kogo trafi teraz? Na początku patrzyłem na to z satysfakcją jak na bolesną operację, która zaboli, potrwa, ale potem będzie lepiej. Z czasem satysfakcję odczuwać mogli już tylko wrogowie piłki nożnej. Nasza piłka klubowa wydawała się nieuleczalnie chora, bez przerwy ustawiana (nie tylko na chuligańskie ustawki), a przy tym (przekonaliśmy się o tym nie tylko w Barcelonie, ale w czasie wizyty FK Moskwa na stadionie Legii) – kompletnie nieskuteczna. I mimo całej tej wiedzy czas do początku sezonu dłużył mi się niemiłosiernie! Nałóg to? A może miłość?

Czym więc jest piłka nożna – zapytam jeszcze raz. Dużo racji miał trener Jerzy Engel, gdy powiedział, że nie można jej łączyć z polityką, bo to po prostu część kultury narodowej. Ktoś skrzywi się ironicznie, ale przecież z rzymskiego katechizmu wiemy, że kultury też bywają chore. Ale czy można piłkę zredukować tylko do kultury? Nie interesuję się sportem jako takim, ale lubię też koszykówkę i futbol amerykański. Co do jego związków z kulturą nie ma wątpliwości, bo z amerykańską jest po prostu zrośnięty; świadkami mogą być Warren Beatty, John Grisham, Gene Hackman, Nick Nolte, Oliver Stone, Al Pacino, Robert Penn Warren, Denzel Washington i wielu innych. Ale amerykański futbol to coś bardzo amerykańskiego i bardzo odległego, co można podziwiać z daleka. A piłka nożna to część naszego życia, współczesnej powszechnej cywilizacji.

Utwierdził mnie w tym przekonaniu Franklin Foer, po którego książkę pod intrygującym tytułem „Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji” sięgnąłem podczas bezfutbolowych wakacji. Foer okazał się dobrym obserwatorem, piszącym z ciekawej perspektywy, bo choć jest entuzjastą piłki nożnej, jako Amerykanin ma do niej niezawiniony, społeczny, dystans. Żeby napisać swoją książkę, musiał wyjechać z kraju i opisać świat. A po swej podróży stwierdził, że futbol rejestruje jak barometr wszystkie społeczne zjawiska współczesności: postkomunizm w Europie Środkowej, korupcję w Ameryce Łacińskiej, rozpad wielonarodowych państw w Europie Wschodniej, przemiany współczesnej demokracji, napięcia w świecie islamu i wreszcie rozdroże geostrategiczne Ameryki między unilateralizmem a globalizmem. Nie ze wszystkim, co pisze Foer, się zgadzam – niesprawiedliwie opisuje XX-wieczną historię Hiszpanii i przesadza, widząc w piłce nożnej wehikuł świeckiego nacjonalizmu w krajach islamu. Oglądam Premiership i mam wrażenie, że przynajmniej na Wyspach niedługo będzie więcej modlących się muzułmańskich piłkarzy niż katolików i prawosławnych żegnających się przed wejściem na boisko. Bo futbol przede wszystkim odtwarza całą strukturę społeczną, jest wielkim fenomenem wspólnotowym, dzięki któremu, bez wielkich dramatów, ludzie przeżywają i podtrzymują wzajemne więzi. Nie tworzy fikcyjnego świata, nie zastępuje problemów społecznych – po prostu im towarzyszy.

Foer nie ukrywa politycznej roli futbolu. „Długa jest – pisze – historia ruchów oporu, które swój początek brały na stadionie”. Tak było i u nas. Nie sposób sobie wyobrazić prehistorii naszego Ruchu Młodej Polski (więc również polskiej prawicy) bez Lechii Gdańsk i Stilonu Gorzów. Tam się spotykaliśmy, zanim zaczęliśmy zbierać się na zebraniach politycznych. Z dwóch klasycznych poglądów – Stanisława Barańczaka i śp. Gustawa Holoubka – zawsze bliższy był mi ten drugi. Barańczak w piłce nożnej w czasach PRL widział tylko wabienie ludzi przez reżim agresywnym pseudonacjonalizmem. Ale Holoubek mówił o piłkarskich zwycięstwach – szczególnie w czasach śp. Kazimierza Górskiego – jako o wielkim, autentycznym spoiwie solidarności i dumy narodowej. Solidarności, która wyprzedziła „Solidarność”.

Oczywiście, cieniem na święcie futbolu kładzie się chuligaństwo boiskowe. Ale – paradoksalnie – im stadiony liczniejsze, tym spokojniejsze. Im społeczeństwo bardziej spójne, im kapitalizm bardziej demokratyczny – tym mniej towarzyszących piłce awantur. Społeczeństwo konsumpcyjne przynosi jednak kolejne problemy. I na nie też trzeba odpowiadać – bo piłka piłką, ale trzeba być sobą również na stadionie. Na koniec więc komunikat pro domo mea. Komunikat – bo co więcej mogę zrobić? Przestaję kupować, „Futbol.pl”. Bardzo mi się spodobał ten nowy, robiony z klasą, magazyn. Wśród autorów byli tam albo najlepsi piłkarscy, albo znani polityczni dziennikarze. Ale potem pokazały się też reklamy porno. Umiem liczyć, więc nie ma sensu mówić, że nie chcę tego finansować. Nie chcę tylko do tego przykładać ręki. Dlatego przestaję kupować. Po prostu, zamiast kwiatka na grobie Sołżenicyna. Trzeba żyć bez kłamstwa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.