Klonowanie Dyzmy

Wojciech Wencel, poeta, publicysta

|

GN 30/2008

publikacja 28.07.2008 11:32

Zwolennicy PO i PiS wzajemnie oskarżają się o plebejskość.

Wojciech Wencel Wojciech Wencel

Który polski tygodnik ma najbardziej nikczemnych felietonistów? „Fakty i Mity”? Pudło! „Nie”? Ależ skąd! Prawidłowa odpowiedź brzmi: „Gość Niedzielny”. Tak przynajmniej wynika z listy czarnych charakterów opublikowanej niedawno przez Adama Michnika. Nawiązując do tekstu Stefana Kisielewskie-go, który w 1984 r. w „Tygodniku Powszechnym” bez komentarza wypisał nazwiska dziennikarzy wspierających reżim komunistyczny, Michnik wskazał ludzi, których najwyraźniej uważa za zakałę demokratycznej Polski. W talii kanalii figurują dwa asy z rękawa: Barbara Fedyszak-Radziejowska i Wojciech Roszkowski. Jest też jeden walet, czyli ja. Spośród użytkowników niniejszej strony tylko Marek Jurek się nie załapał, pewnie dlatego, że już się Michnikowi znudził.

Tak czy inaczej, na oczach tysięcy czytelników „Gazety Wyborczej” zostaliśmy zdemaskowani jako wyjątkowo groźni fanatycy i nie możemy już udawać niewiniątek. Pora się przyznać, że w redakcyjnej piwnicy przechowujemy działo, które co ty-dzień osobiście wtaczam na piętro i ustawiam lufą w stronę Warszawy. Pani Basia ładuje, pan Wojtek odpala, a Pan Bóg kule nosi. Nie ma się co dziwić, że naczelny obrońca demokracji i generała Jaruzelskiego pragnie nas wykluczyć z debaty publicznej. Ostatnio jest to zresztą pragnienie dość powszechne. Kiedy politycy PiS ogłosili bojkot programów TVN, na antenie tej stacji natychmiast usłyszeliśmy, że należy zatrzasnąć za nimi drzwi i już nigdy ich nie otwierać. Zaproszeni do studia goście i widzowie telefonujący do „Szkła kontaktowego” jeden przez drugiego wykrzykiwali, że partię Jarosława Kaczyńskiego należy marginalizować, a jej pięciomilionowy elektorat zesłać za granicę albo do getta, w którym nie będzie kamer ani mikrofonów. Zapowiedź bojkotowania nieobiektywnej stacji uruchomiła w milionach Polaków marzenie o nowym, wspaniałym świecie bez znienawidzonych Kaczorów i ich sympatyków.

Wprawdzie głosy o potrzebie wykluczenia myślących inaczej pojawiały się już wcześniej, ale nigdy nie było ich tyle, co dzisiaj. W 1993 r. po wygranych przez SLD wyborach parlamentarnych najbardziej radykalni komentatorzy sugerowali, by pozbawić elektorat postkomunistów miana Polaków. Były to jednak pojedyncze głosy, w dużej mierze usprawiedliwione historycznymi doświadczeniami. Dziś nawet Lech Wałęsa otwarcie mówi: – Zastanówmy się, jak zmienić prezydenta. I radzi Lechowi Kaczyńskiemu wyjechać na bezludną wyspę. Z drugiej strony podobną retorykę coraz częściej stosuje drugi z braci bliźniaków. – Tego rodzaju ludzi trzeba z polskiego życia publicznego eliminować – stwierdził niedawno w odniesieniu do Kazimierza Kutza po jego kontrowersyjnych wypowiedziach na temat przyszłości Śląska. Wygląda na to, że mamy w Polsce najpoważniejszy konflikt obywatelski od 1989 r.

Wystarczy posłuchać wypowiedzi osób dzwoniących do „Szkła kontaktowego” w TVN i „Rozmów niedokończonych” w Radiu Maryja. Ludzie ci w istocie mówią tym samym językiem, domagając się wykluczenia oponentów, a prowadzący programy dziennikarze stosują te same dyplomatyczne uniki, by publicznie nie przyznać im racji. Zarówno słuchacze Radia Maryja, jak i widzowie TVN byliby jednak oburzeni, gdyby ktoś im powiedział, że pod względem traktowania „obcych” są do siebie bliźniaczo podobni. Konflikt obywatelski da się zrozumieć, jeśli towarzyszy mu przepaść cywilizacyjna. Naturalna była na przykład niechęć politycznych inteligentów do Andrzeja Leppera i jego chłopskiej partii. Inteligenci występowali we własnej roli, a Lepper nie udawał profesora, kiedy z mównicy sejmowej ogłaszał, że skończył się Wersal. Dziś jednak mamy do czynienia z konfliktem dwóch grup inteligencji, które wzajemnie oskarżają się o plebejskość.

Nie jest przecież tak, jak to przedstawia TVN, że PO to partia ludzi oświeconych, a PiS – siedlisko ciemno-grodu. Bracia Kaczyńscy są przedstawicielami warszawskiej inteligencji o tradycjach niepodległościowych. W środowiskach oskarżanych o sprzyjanie PiS roi się od świetnie wykształconych historyków, lekarzy, literaturoznawców. W ich oczach to zwolennicy PO są w większości intelektualnymi nuworyszami, co najdobitniejszy wyraz znalazło w słynnym terminie Ludwika Dorna „wykształciuchy”. Tym ostatnim całe PiS wydaje się jednak wielkim polem buraków. Jakikolwiek dialog jest niemożliwy, bo jedni i drudzy widzą w oponentach sklonowanego Nikodema Dyzmę.

Nie rozumiem, dlaczego tylu moich znajomych oburza, gniewa, irytuje Michnik. Jest on klasycznym przykładem kariery komunistycznego Dyzmy… – obraźliwe słowa Zbigniewa Herberta są dziś wykładnią stosunku sympatyzujących z PiS-em inteligentów także do Donalda Tuska i jego współpracowników. Z tym, że słowo „komunistycznego” zastępują oni bardziej uniwersalnym „politycznego”. Z kolei dla elektoratu PO ikonami „dyzmowości” pozostają bracia Kaczyńscy, Anna Fotyga czy Przemysław Gosiewski. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, abyśmy przestali myśleć stereotypami. Nikt dziś nie czyta Sienkiewicza, a Jan Paweł II już nie przyjedzie do nas z pielgrzymką. Jak tak dalej pójdzie, nawet po śmierci będziemy gardzić oponentami i wzajemnie się wykluczać. Aż nastąpi Sąd Ostateczny i okaże się, że w każdym z nas było trochę Dyzmy. A licytacja, kto był prawdziwym inteligentem, straci sens, kiedy pod wspólnym kotłem zapłonie ogień.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.